log in

Felietony

Kibicowski szlak - wspomnień czar (cz. 3)

Oceń ten artykuł
(5 głosów)

Przez wszystkie lata, Drodzy Czytelnicy, Korona stała się częścią mnie, stylem życia i to nie tylko dodatkiem do życia w weekend, ale stałym, głównym w zasadzie elementem mojej tożsamości, pasją połączoną z realizacją siebie. Tak, zorganizowani kibice to swojego rodzaju subkultura i ja właśnie stawałem się jej członkiem. Zapytacie w takim razie, co porabiałem w czasie, w którym mecze się nie odbywały? W tym okresie, np. przychodziłem na otwarte treningi piłkarzy (gdy te były otwarte), przy okazji z wieloma z nich się zapoznając albo z kolegą próbowaliśmy tworzyć kibicowską grafikę w barwach Korony. Kibicem byłem nie tylko w dniu meczu, ale 24 h na dobę. W taki oto sposób zostałem Koroniarzem z krwi i kości i takiego właśnie Grzesia - Koroniarza znali wszyscy: rodzina, nauczyciele w szkole, koledzy. Po każdej ligowej kolejce, otrzymywałem wiele komentarzy w szkole czy na osiedlu odnośnie do gry Korony oraz postawy kieleckich kibiców. Na każdym kroku czułem się namacalną częścią całej Korony i nie wyobrażałem sobie, bym mógł z tego zrezygnować. Idąc do szkoły średniej, oczywiście również cała klasa zdołała mnie poznać jako zapalonego Koroniarza, nie mogło stać się inaczej, abym w klimat koroniarski nie wkręcił kolejnych osób z klasy. W taki właśnie sposób dzięki Koronie zawiązywały się przyjaźnie z kolegami z klasy i ogólnie z całej szkoły - często przejeżdżaliśmy za Koroną pół Polski. Tak, dzięki Koronie poznałem multum znajomych, zawarłem przyjaźnie które trwają po dzień dzisiejszy i to nie tylko z Kielc, ale także z innych miast Polski, z ekip zaprzyjaźnionych z kibicami Korony, a dzięki działalności w SKKK ZK nauczyłem się sprawnej organizacji. Nie sposób zapomnieć także o turniejach kibicowskich, na których integracja trwała w najlepsze z kibicowską bracią.

9

NASZA ZGODA NAJLEPSZA W POLSCE JEST!

Zatrzymując się przy ówczesnych przyjaźniach kieleckiej ekipy, to znano mnie również z tego, iż byłem i jestem do tej pory zresztą wielkim fanem Czarnych Koszul - czyli Polonii Warszawa. Żyłem tą "zgodą" przez wszystkie lata jej trwania, i bardzo się z nią utożsamiałem. Od pewnego momentu na mecze Korony uczęszczałem właśnie w szaliku Warszawskiej Polonii. Zapytacie się, dlaczego właśnie Polonia, a nie inna nasza zgoda? Odpowiedź jest prosta: Legionistą może zostać każdy, takich jest wielu, a bycie Polonistą wymaga charakteru. Bardzo szanuję fanatyków Czarnych Koszul, albowiem wybrali bardzo trudną drogę. Kto zna kibicowski klimat Warszawy, ten wie, o czym piszę. Do Warszawy na Polonię jeszcze jako młody chłopak często jeździłem, aczkolwiek najczęściej sam na własną rękę, nie ze zorganizowaną grupą. Znajomości zawarte z kibicami Polonii, wspólne gościny (zarówno w Kielcach, jak i w Warszawie) to była bardzo miła, klimatyczna sprawa. Nadmieniam jednak, iż to, że najbardziej z naszych zgód sympatyzowałem z warszawską Polonią, nie oznacza, że nie interesowałem się innymi zgodami. Jako Koroniarz, miałem okazję być u wszystkich naszych przyjaciół - czyli prócz we wspomnianej Warszawie, także w Krakowie, Nowym Sączu i Mielcu. Najbliższe kontakty jednak i to trwające po dzień dzisiejszy, ludzie z którymi mam codzienny kontakt cały czas, jedni z najbliższych moich przyjaciół, a znamy się już około 10 lat, to jednak kibice innej ówczesnej zgody - Cracovii Kraków. Poznaliśmy się właśnie na meczu warszawskiej Polonii. I tak właśnie moi przyjaciele z Krakowa nie angażują się obecnie w ruch kibicowski nic a nic, a jednak przynajmniej 5 razy w roku przyjeżdżają do mnie i to od wielu, wielu lat. Za nami wiele wspólnych melanży, multum wojaży różnego rodzaju jak i ciekawych, niemal całonocnych rozmów. Chciało by się rzec: "wiele za nami, przed nami jeszcze więcej...". Sięgając pamięcią wstecz, nie przeszkadzało mi nawet rozmawiać z przyjacielem z Krakowa przez pół nocy na minus 20 stopniowym mrozie! Następnego dnia przyjaciel miał wątpliwości, czy kilka palców u stóp nie nadaje się tylko do amputacji...

koroniarze

Innym ciekawym przykładem przyjaźni z kibicowskiego szlaku jest nasz wspólny "melanż" z kolejnym kibicem Pasów, po meczu Korona - Cracovia. Było to tuż po zerwaniu tej zgody, a co najśmieszniejsze - było to po tym właśnie meczu, podczas którego miedzy dawniej zaprzyjaźnionymi ekipami padły w końcu wzajemne bluzgi. My jednak piliśmy piwka, jak gdyby zgoda trwała dalej, śmiejąc się z tej całej - naszym zdaniem wtedy - patologicznej sytuacji. Obydwie te zgody jednak padły, po 20 latach istnienia... Gdy padła zgoda z Cracovią, nie było za wesoło, ale jak dwa lata później posypała się również z Polonią, na drugi dzień od zerwania przyznaję...poleciała mi łezka z oka. Zmarło tym samym cześć mnie... Jako jednak konserwatysta z krwi i kości uważam, że prawdziwych przyjaciół ma się zawsze, w moim przypadku zgód kibicowskich - również tak właśnie jest i będzie stale ( przy okazji - pozdro K.K! ).
Przyznam szczerze, że nie wiem, co by ze mną było, gdyby na mojej drodze życia nie stanął złocisto-krwisty klub. To na Koronie właśnie kształtowały się moje poglądy, na tyle, że dziś są już ostatecznie ustabilizowane, ukierunkowując przy tym moją drogę życia. Na Koronie nauczyłem się, wpoiłem sobie na dobre postawy patriotyczne, uczyłem się zaradności – na mecz, szczególnie ten wyjazdowy pieniądze zawsze umiałem zdobyć, bo na pomoc rodziców w tej kwestii nie miałem co liczyć. Nauczyło mnie to także solidarności, wzajemnej przyjacielskiej pomocy - nie rzadko trzeba było nie tyle co zdobyć pieniądze tylko dla siebie, ale także i dla kumpla, który owych pieniędzy nie posiadał, aby móc jechać wraz ze mną za Koroną na drugi koniec Polski. I ostatnie, ale nie najmniej ważne – to właśnie Korona była dla ogromną odskocznią od moich codziennych problemów i patologii domu rodzinnego. Nie zawaham się napisać, że jakimś stopniu Korona ocaliła mi życie, a już z pewnością na 100% ukształtowała je w znacznym stopniu. Gdyby nie ten klub i ludzie wokół niego, osobnicy którzy zachowali zdrowy rozsądek w patrzeniu na świat - pewnie bym się stoczył albo został jakimś pseudo tolerancyjnym lewakiem. Kto wie, jest to bardzo możliwe. To, o czym teraz pisałem, jest bardzo w ważne także w tym kontekście, że często media próbują przedstawić subkulturę ruchu kibicowskiego jako chuliganów i bandytów demolujących stadiony, z której nie da się nic pozytywnego wyciągnąć.

kibice1
Dla mnie bycie kibicem Korony to coś więcej niż sam mecz, to mój styl życia. W tym felietonie pominę opisy z wyjazdów, setki godzin spędzone w autokarach, klatkach gości, rozmowach z kibicowską bracią czy przyjaźniami, które trwają do dziś. Gdybym miał wszystko spisać, nie skończyłbym do tygodnia... Wszystko to, o czym pisałem, powoduje, że czuję się częścią tej potęgi, jaką jest kielecka Korona. Nigdy się od Koroneczki się nie odwrócę, mimo iż dziś już tak aktywnie jak kiedyś się nie udzielam, to cały czas czuję się za nią odpowiedzialny, czuję się częścią niej. Korona to my, jej kibice! Prawda jest taka, że piłkarze kiedyś odejdą, tak samo jak zarząd, sponsorzy, biznesmeni chcący na Tobie zarobić parę groszy, Korono. Oni wszyscy odejdą od Ciebie w pewnym momencie życia, często wtedy, gdy nie mają już z Ciebie korzyści. Jednak prawdziwi kibice i Ci fanatycy z młyna, wyjazdowicze, ultrasi, o których nie rzadko media rodem z TVN piszą różne nieprawdziwe i szkalujące rzeczy, oni wbrew wszystkim okolicznościom zostają z Tobą na zawsze, na dobre i złe. I ja jako jeden z tych właśnie „kiboli” – choć już nie tak aktywny jak kiedyś, ale ja także zostanę z Tobą na zawsze, albowiem jesteś częścią mojej tożsamości.

Pan Gie

Autor, felietonista strony "myslimlodegopolaka.pl" oraz działacz społeczno-polityczny.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account