Optyka Scyzoryka #11: Lechia lepsza od Korony tylko w cwaniactwie
- Napisał Jakub Zaczkiewicz
- Dział: Optyka Scyzoryka
- Czytany 3267 razy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
W sobotnim meczu drużyna Lechii Gdańsk w cwaniactwie zdecydowanie górowała nad Koroną Kielce. Jednak jeśli za kryterium oceny przyjmiemy grę w piłkę, wówczas ocena występu gości na Kolporter Arenie nie będzie już tak pozytywna.
Mecz w Kielcach miał dla obu drużyn niebagatelne znaczenie. Koroniarze grali o awans do pierwszej ósemki, a co za tym idzie - przede wszystkim o pewność utrzymania w lidze i być może szansę na powalczenie o coś więcej w tym sezonie. Lechia natomiast w przypadku zwycięstwa w Kielcach mogła złapać nieco oddechu i optymizmu, że ten sezon nie skończy się „awansem” do I ligi.
W zasadzie recenzując ten mecz, trzeba podzielić go na dwie części.
Pierwszą, w której kielczanie mogli się podobać, gdyż grali tak jak nas przyzwyczaili. Mieliśmy agresję, zaangażowanie i szybką wymianę podań. Oczywiście nie zawsze wszystko było dograne „w punkt”, jednak ogólnie gra sprawiała, iż z optymizmem patrzyliśmy na ich poczynania. Efektem takiej gry była bramka zdobyta w 18 minucie. Marcin Cebula wpadł w szesnastkę, dograł wzdłuż linii bramkowej, zaś Cvijanoviciowi nie pozostało nic innego, jak tylko dostawić nogę i wpakować futbolówkę z najbliższej odległości do siatki. Po tym trafieniu wydawało się, że drugi gol dla Korony to tylko kwestia czasu. Niestety po przerwie zobaczyliśmy nieco inne oblicze gospodarzy.
W drugiej połowie bowiem Korona trochę jakby odpuściła rywalom, a szkoda. Jasne, ktoś powie, że powinniśmy zamknąć ten mecz, wykorzystując dwa (sic!) karne w 30 minucie, jednak nawet mimo tych dwóch przestrzeleń było jeszcze całe 60 minut, by Lechię dobić i grać dużo spokojniej. Na dodatek gdańszczanie chyba widząc, że po przerwie Korona trochę spuściła z tonu, po prostu postanowili jeszcze w tym meczu powalczyć i zdobyć choć jednego gola. I trzeba im przyznać, że kilka razy byli tego bardzo bliscy. Trzeba tu wspomnieć chociażby stuprocentową okazję Vitorii, kiedy to z nie zdołał posłać piłki z kilku metrów do niemal pustej bramki czy też próbę Flavio Paixao, który w 81 minucie zdecydował się na lob z połowy boiska. Próba okazała się minimalnie niecelna, lecz gdyby Portugalczyk trafił w bramkę, wówczas cieszyłby się z gola. Patrząc bowiem na tą sytuację, wyraźnie widać, iż Alomerović do bramki nie zdążyłby wrócić.
W przekroju całego meczu szczególnie zwracał uwagę natomiast brak presji ze strony gości, gdy Korona Kielce była przy piłce. Trudno oczywiście wyrokować, czy był to efekt braku sił gdańszczan, o którym pisały jakiś czas temu media, czy braku ambicji. Nie ulega jednak wątpliwości, że Lechia zostawiała zbyt wiele miejsca, aby rywal spokojnie piłkę przyjął i rozegrał akcję. Za to w cwaniactwie boiskowym goście śmiało mogli by startować o miano pretendenta do mistrzostwa. Zdaję sobie sprawę, że taka postawa jest poniekąd wynikiem wysokiego ego i gwiazdorskich kontraktów zawodników Lechii, jednak patrząc na grę tych mistrzów i pozycję w tabeli ich drużyn,y te wszystkie pyskówki i takie cwaniactwo wyglądały po prostu żałośnie.
Jak wygląda więc końcowy bilans po tym spotkaniu? Lechia Gdańsk po zakończeniu 29 kolejki Ekstraklasy okupuje miejsce spadkowe, natomiast Korona Kielce melduje się w pierwszej ósemce. Można by powiedzieć – nareszcie!
Jeszcze słówko o tym, co przed nami. Otóż emocje po sobotnim meczu i awansie do upragnionej górnej ósemki jeszcze nie opadły, zaś na horyzoncie wyłania się już kolejne wielkie wydarzenie dla kibiców „złocisto-krwistych”. Już w środę czeka nas arcyważne spotkanie z Arką Gdynia w półfinale Pucharu Polski. Czy znów na Kolporter Arenie będziemy mieli co świętować?
Jakub Zaczkiewicz
Choć to scyzoryk z importu, to w Kielcach czuje się jak u siebie w domu. Wielki entuzjasta najsilniejszej ligi piłkarskiej na świecie, czyli polskiej Ekstraklasy. Autor cyklu „Optyka scyzoryka”.