log in

Felietony

Po mundialu w Rosji: Polska Dziady?

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

Obserwując od lat zmagania polskich piłkarzy na różnorakich imprezach, zauważyłem, że futbol to doskonała alegoria cech narodowych. Sport ten w wydaniu międzypaństwowym ukazuje cechy danego społeczeństwa, zarówno w grze piłkarzy, jak i zachowaniu mediów czy "zwykłych kibiców". I tak oto odnośnie do piłkarzy można rzec, iż Brazylijczycy prezentują futbol finezyjny niczym ich narodowa samba, Argentyna gra niczym tango, Niemcy walc (a może lepiej walec?), Rosjanie są skoczni i waleczni niczym w kazaczoku, a Francuzi swój piękny futbol prezentują w rytmie kankana :)  

No właśnie, w tym momencie my, Polacy, automatycznie zadajemy sobie pytanie: w jaki sposób bądź wedle jakiego tańca nasi piłkarze ukazują nasz naród? Czyżby: "Poloneza czas zacząć"? 

Zgadza się, analogicznie niczym na hulankach studniówkowych zaczynanych właśnie polonezem - czyli bujanie w obłokach i fantazji zabawy, a nadchodzący egzamin zda się później, przecież jesteśmy już tacy silni, przecież zdaliśmy na ten finalny etap, więc będzie dobrze... Tak to wygląda? Jak myślicie czytelnicy: Pasujemy grą właśnie do poloneza?

Cóż, niech każdy odpowie sobie z osobna na to pytanie, ale odchodząc już nieco od tańca, to po blamażu na mundialu w Rosji wielu z Was pewnie powie, że polscy piłkarze w fałszywym świetle ukazują naszą ojczyznę i cechy narodowe, bo jesteśmy przecież silni, przetrwaliśmy jako naród po kilku zaborach i wielu wojnach. Tak oczywiście jest, to fakt niezaprzeczalny, ale co naprawdę ukazał o naszym społeczeństwie rosyjski mundial? Przeanalizujmy te zagadnienie poprzez wzgląd na historię i merytorykę, drodzy czytelnicy:

W 2002 roku na mundialu w Korei i Japonii, kiedy Polscy piłkarze przełamali 16 letnią posuchę w polskim futbolu, awansując do mistrzostw świata jako pierwsi w Europie, wynieśli wówczas swoje aspiracje oraz emocje kibiców bardzo wysoko, a trener Jerzy Engel mówił nawet o złocie! Tak, zgadza się, sielanka trwała po awansie pełną parą. W owym czasie media, kibice i co gorsza - sami piłkarze aspiracyjny balonik na tamtą imprezę nadmuchali do granic absurdu. Powietrze ulatywało wyraźniej już przed mistrzostwami w grach kontrolnych, a na samym mundialu pękło z hukiem po golach Pedro Paulety - życie zweryfikowało ile do złota nam brakowało... 

Następnie takie same oraz inne błędy popełniliśmy w 2006 roku na mistrzostwach świata w Niemczech oraz w 2008, 2012 roku na turniejach Euro. We wszystkich tych imprezach piłkarze nie wytrzymali nadmuchanej presji i odpadali z turniejów po fazie grupowej, zazwyczaj przegrywając pierwsze spotkania - za każdym razem sprowadzając nas na boleśnie na ziemię. W efekcie łańcuchowym w mediach wywoływała się potężna burza i choć spirale emocji pozostały dalej duże, to skierowane były już w drugą stronę - krytyki i hejtu po bolesnych porażkach.  

Po owych burzach swoista iskra nadziei pojawiła się już w 2014 roku, a jej finał i odmienna sytuacja miała miejsce dopiero w 2016 roku, kiedy Polacy doszli do ćwierćfinału mistrzostw Europy we Francji, eliminując Szwajcarię po rzutach karnych i przegrywając w taki sam sposób z Portugalią. Wówczas euforia mediów i kibiców była na tyle gigantyczna, iż nikt nie "nie płakał" po odpadnięciu z turnieju, ale pytanie, jakie kibicom zadaję obecnie to: czy ktoś w tym wszystkim nie wylał przysłowiowego dziecka z kąpielą? 

 Przypomnijmy, iż na samym Euro (które od tego turnieju obniżyło progi eliminacyjne i z drużyn 24 miało aż 32!) wygraliśmy skromnie z: Irlandią Północną 1:0 (debiutant w wielkim turnieju), zremisowaliśmy z Niemcami 0:0 oraz zanotowaliśmy zwycięstwo 1:0 z Ukrainą, która była outsiderem naszej grupy. Następnie wyeliminowaliśmy Szwajcarię, jednak w regulaminowych 90 minutach zanotowaliśmy remis 1:1 i takim samym rezultatem odpadliśmy z Portugalią, o czym już wspominałem. Finalnie zajęliśmy miejsce takie samo, jak na turnieju poprzednim Euro 2012 - wtedy wyszlibyśmy z grupy, albowiem ekip biorących udział w owej imprezie było więcej, poza tym awansować można było również z 3 miejsca w grupie.

Z perspektywy czasu okazało się również, iż tacy piłkarze jak Krychowiak, Błaszczykowski, Piszczek, Glik, Pazdan i Jędrzejczyk na turnieju odnosili się z wyśmienitą formą, a kto wie czy nie dyspozycją życia. Warto ponadto dodać, iż wyraźny regres występował także w sytuacji, gdy zawodnik z pierwszego składu odnosił kontuzję - zmiennicy ewidentnie nie dorównywali kroku "pierwszoskładowcom". Obraz ten, jak najbardziej prawdziwy i racjonalny, ostatecznie nie przebił się przez opary euforii.      

Natomiast w późniejszych eliminacjach do rosyjskich mistrzostw świata awansowaliśmy z 1 miejsca, choć nie bez problemów i przy sporej dawce szczęścia, tracąc aż 14 bramek, w dwumeczu przegrywając z drugą w grupie Danią (ciężko wywalczone 3:2 u siebie i blamanż 0:4 na wyjeździe). Tuż przed mundialem w grach kontrolnych zanotowaliśmy remis z Chile 2:2 u siebie i wygrana ze słabiutką Litwą 4:0 - dawało to kibicom nadzieję na przyzwoite miejsce w turnieju, ale teraz, gdy emocje mundialowe opadają, zastanówmy się, czyż nie napompowaliśmy balonika absurdu do niebotycznych wyżyn, znowu budując ogromne napięcie pierwszego meczu, które wcale nie pomaga piłkarzom, a wręcz ich spala? 

Odnoszę nieodparte wrażenie, że najpierw zrobiliśmy z piłkarzy półbogów, krytyka w mediach dopuszczona nie była po turnieju Euro 2016, a gdybym podobne tezy jakie zamieściłem w tekście u góry, mówił publicznie tuż po "sukcesie" we Francji, zostałbym zapewne odebrany za nawiedzonego, a kto wie czy wręcz nie za wroga reprezentacji przez 90 % społeczeństwa. Dlatego, wskazując przyczynę porażki naszych kopaczy na Mundialu, uważam, że winni jesteśmy wszyscy - zarówno kibice jak i media, i piłkarze, albowiem to my wszyscy najpierw wmawiamy sobie różne rzeczy, jacy to nie jesteśmy silni, wspaniali, och, ech, ech, niczym genialny Robert Lewandowski (który nam wygra mecz w pojedynkę, jak często twierdzą kibice..), nakręcając tym samym spiralę absurdu, sympatii i antypatii i następnie dziwimy się, że nie znowu wyszło, bo nasze czachy nie funkcjonowały jak należy, do tego fałszując poziom polskiego futbolu. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, iż uważam, że to cały naród - kibice, media i piłkarze powinien wziąć odpowiedzialność za tegoroczną porażkę mundialową, albowiem tak rozdmuchaliśmy rangę pierwszego spotkania na mundialu, że piłkarzy podpaliliśmy psychicznie, czego efektem było oddanie 3 pkt, mecz niemal bez walki i to z rywalem który był absolutnie w naszym zasięgu. Chyba zapomnieliśmy także, że na mundialu nie ma słabych drużyn, bo każda musi wygrać swoje eliminacje, a poziom rozgrywek jest znacznie wyższy od rozszerzonego turnieju na Euro 2016.

Dokładnie tak samo wyglądało to w latach poprzednich (2002, 2006, 2008, 2012), a gdy szczęście się do nas w końcu uśmiechnęło w 2016 roku, znowu rozdmuchaliśmy ten sukces i to w proporcjach, w jakich realnie nigdy nie istniał. Tak wiem - w mediach oraz opiniach ludzi oczywiście nastąpi w tym momencie fala równie nieproporcjonalnego hejtu, jadu i krytyki na kopaczy, ale moim zdaniem mistrzostwa te ukazały nam, jakim jesteśmy emocjonalnym narodem, niemalże zero-jedynkowym, bez środka (albo euforia, albo czarna rozpacz). Społeczeństwem równie niedojrzałym, a co za tym idzie podatnym na manipulację, nawet do tego stopnia, że balonik emocji odbiera nam racjonalizm i nierzadko motywację piłkarzy, na tyle, że nie wyciągamy wniosków z przeszłości - przecież zjawisko, które opisuję, nie pojawia się po raz pierwszy i systematycznie nas karci, odkąd tylko moja pamięć sięga -  przed mundialem mistrzowie, po mundialu dziady, wyłączając zdrowy rozsądek. 

Najlepsze w owym zjawisku jest jednak to, z jaką wielką zaciekłością tzw. eksperci wyszukują przyczyn porażek, a Tomasz Hajto moim zdaniem w krytyce przerósł samego siebie. Dziś twierdzi, iż trener Nawałka popełnił błąd, że postawił na te ogniwa, które stanowiły o sile tej drużyny w eliminacjach oraz Euro. Zapomniał jednak, jak w 2002 roku kadra mundialowa, w której występował, protestowała o Tomasza Iwana, z nim samym na czele, zresztą piłkarze tamtej reprezentacji do dziś mówią, iż ich drużyna straciła duszę poprzez brak Iwana. A Paweł Janas, krytykowany niemiłosiernie za brak powołań dla Dudka, Kłosa, Rząsy, Frankowskiego, to ci sami eksperci nagle stwierdzą, iż Janas dobrze wtedy zrobił? Zatem czemu był przez te wszystkie lata tak mocno krytykowany, przez tych samych zresztą, którzy dziś krytykują powołania Adama Nawałki? No tak - na krytyce zainteresowanie najłatwiej jest zbudować, ale rozsądni kibice mogą się czuć niczym partner który dowiaduje się, że jego partnerka go od lat zdradzała...  

 Zatem, mój kochany narodzie - może czas najpierw dojrzeć do "piłkarskiej matury"? Poukładajmy sobie w głowie pewne sprawy (przecież to w głowie rodzi się każdy sukces), nabierzmy pokory, a dopiero później "z zimną krwią" podejdźmy do tego egzaminu i następnie, gdy już go zdamy, przystąpmy do fantazji zabawowych, hucznego świętowania. Wreszcie będzie się z czego cieszyć, rozpoczynając nasze świętowanie właśnie polonezem - czyli prawdziwie polskim, patriotycznym tańcem.  

Pan Gie

Autor, felietonista strony "myslimlodegopolaka.pl" oraz działacz społeczno-polityczny.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account