Tylko jeden człowiek może zastąpić Marcina Brosza
- Napisała Aneta Grabowska
- Dział: Felietony
- Czytany 2759 razy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
Zakończyliśmy sezon, wbrew nadziejom niektórych utrzymując się w Ekstraklasie. Pora więc na przygody z cyklu nowy inwestor tuż tuż, kontrakty się kończą, ale to nie problem, bo inwestor na pewno będzie. Nie zapomnijmy też postawić znaku równości pomiędzy określeniami „nowy sezon” i „nowy trener”, bo przecież w Kielcach w ostatnich latach są to pojęcia tożsame. Nawet jeśli dotyczy to trenera takiego jak Marcin Brosz – gościa z pomysłem na zespół przez wielu skreślany, z wizją zespołu niebędącego w czołówce pod względem zarobków, ale pod względem zaangażowania już tak – czyli takiej drużyny, jaką chcemy w Kielcach oglądać i – może przede wszystkim – takiej, na którą Kielce stać. Nie podoba nam się to, że pożegnano się z Marcinem Broszem po zaledwie jednym sezonie. Zresztą po sezonie, w którym osiągnął on wyznaczony cel – utrzymał Koronę w lidze. Tak się nie robi, tak się robić nie powinno. Niestety, polskie podwórko uwielbia rotacje w sztabach szkoleniowych, nawet te bezsensowne.
W naszym odczuciu Marcin Brosz był najlepszym szkoleniowcem Korony od czasów Leszka Ojrzyńskiego. On także stworzył zespół z charakterem, kolektyw stawiający na waleczność. Chcieliśmy, żeby Brosz został, pewnie wielu kibiców tego chciało, ale to już przeszłość – klub podjął decyzję i jedyne co możemy zrobić, to podziękować trenerowi za to, co zrobił dla naszego klubu. Trenerze, mamy nadzieję, że nasze drogi się jeszcze kiedyś skrzyżują.
Jeśli ktoś ma zastąpić Marcina Brosza i nie utracić tego, co on zbudował, to idealnym kandydatem wydaje się być właśnie Leszek Ojrzyński. Pewnie, że od razu nasuwa się skojarzenie, że wraz z trenerem Ojrzyńskim wróci Korzym, Janota etc. Ale…jeśli prawdą okażą się informacje, że klub chce zostawić Airama Cabrerę mimo wygórowanych warunków finansowych, to Korzeń nie wróci. A druga rzecz, z którą pewnie nie wszyscy się zgodzą, ale my wyznajemy zasadę, że pewni zawodnicy mogą rozwijać się tylko w danym klubie – Ryba, Małecki czy właśnie Korzym. W Kielcach zarówno Kiełb, jak i Maciek byli ulubieńcami kibiców, mieli całe trybuny za sobą, wiedzieli, że te trybuny będą za nimi, nawet jeśli coś nie pójdzie. W Kielcach dla kibiców byli kimś wyjątkowym. Idąc do innych klubów, przestali być ulubieńcami, stali się po prostu jednmi z wielu, zmieniły się oczekiwania. Korzym dostał łatkę gościa, dla którego tworzy się kominy płacowe nieuzasadnione skutecznością strzelecką. Zaczęto mu wyliczać, ile meczy przypada na jego jedną bramkę. To z pewnością nie pomaga rozwinąć skrzydeł. A przecież w Kielcach poza jednym sezonem też nie strzelał wiele. Ale w Kielcach nie to było najważniejsze. W Kielcach Maciek Korzym, obok Kamila Kuzery, był symbolem naszego stylu gry – walecznego i nieustępliwego, może z brakami technicznymi, ale przede wszystkim z charakterem. Czego z kolei dorobił się Ryba jako zawodnik Śląska Wrocław? Kilku ośmieszających tekstów na jednym z najpoczytniejszych portali. Aha, no i jeszcze oddania koszulki, „której nie jest godzien nosić”.
Czy chcemy powrotu Maćka Korzyma do Kielc? Rozum mówi, że w jego obecnej formie nie, ale serce podpowiada, że jeśli Korzeń ma się gdzieś odbudować, to właśnie tutaj, przy Ściegiennego. A dlaczego Leszek Ojrzyński? Bo wierzymy, że będzie on kontynuował dzieło Marcina Brosza, że nie zacznie wszystkiego od początku, ale będzie się starał udoskonalić to, co zapoczątkował jego poprzednik. I jednego jesteśmy pewni – przy Ojrzyńskim drużyna na pewno nie straci kieleckiego charakteru.
Aneta Grabowska
Niepoprawna optymistka, wierzy, gdy inni już przestali. Humanistka - to wiele o niej mówi. Nierzeczowa, nieobiektywna, zakochana w Koronie miłością romantyczną. Łukasz Sierpina znajduje się na podium jej ulubionych piłkarzy – między Gerrardem i Owenem.