Korona Kielce vs Górnik Łęczna - o stylu nikt nie będzie pamiętał
- Napisał Alek Szczykutowicz
- Dział: Aktualności
- Czytany 1680 razy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
"Zwycięzców się nie osądza" - to zdanie chyba najlepiej opisuje wydarzenia, których świadkami byliśmy w miniony piątek na Kolporter Arenie. Bo choć mecz tylko chwilami przypominał widowisko na ekstraklasowym poziomie, zresztą z obu stron, to jednak cenne trzy punkty, przybliżające nas na ostatniej prostej do grupy mistrzowskiej, zostały w Kielcach. Przyznajmy to - dzięki niespodziewanie dużej dawce szczęścia, ale za kilka kolejek nikt o stylu nie będzie pamiętał. Liczą się tabela i punkty, a te po raz kolejny zasiliły nasze konto po zwycięstwie na własnym terenie.
Jak zostało już powiedziane, wydarzenia boiskowe pozostawiały wiele do życzenia. Wystarczy powiedzieć, że do przerwy mogliśmy oglądać tylko jeden celny strzał po stronie gospodarzy, goście nie trafili w światło bramki nawet raz.
W przypadku kielczan sytuacja zmieniła się po otrzymaniu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki przez Javiera Hernandeza. Korona uwierzyła, że coś jeszcze może w tym meczu ugrać. Obudził się Jacek Kiełb, który przyzwyczaił nas do bycia aktywnym na połowie przeciwnika. Milan Borjan uratował nam stratę drugiego gola w sytuacji sam na sam z Bartoszem Śpiączką. Podobać mógł się Mateusz Możdżeń zastępujący kontuzjowanego Bartosza Rymaniaka. Asystę w swoim debiucie w żółto-czerwonych barwach zaliczył Jakub Żubrowski. Tak więc te przebłyski porządnego futbolu były, po prostu było ich za mało na efektowną grę, wystarczająco jednak na wygraną z zamykającym tabelę Górnikiem Łęczna.
Przed nami trudny mecz z Jagiellonią, w dodatku na wyjeździe, co ostatnio nie jest naszą mocną stroną. Tym bardziej cieszą te trzy punkty, nieważne, w jaki sposób wywalczone. Bez nich ewentualne potknięcie w spotkaniu z Jagą skutecznie ostudziłyby marzenia o górnej ósemce, która obecnie jest jak najbardziej w zasięgu Korony Kielce.
Alek Szczykutowicz
Redaktor naczelny, czyli ten, który wszystko ogarnia, także pod względem technicznym. Kopie piłkę nie gorzej niż niejeden chłopak z Ekstraklasy. Tylko czasu brak.