log in

Wpisy

Analiza spotkania Korony Kielce ze Śląskiem Wrocław

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Mistrzowie remisów i eksperci od odrabiania strat znów dostarczyli sporą dawkę środka emocjonalnego swoim fanom. Kolejny mecz z cyklu tych o „sześć” punktów mógł zakończyć się zwycięstwem, ale remisu nie wypada nie akceptować. Będąc szczerym, ciężko zwyciężać, gdy brakuje powtarzalności i boiskowej regularności, o czym, przekonaliśmy się dziś na Kolporter Arenie.

Według powszechnej opinii publicznej w Kielcach próżno szukać porządnej defensywy. Po ostatnich spotkaniach, wydaje się jednak, że problem zaczyna się nieco wyżej, w innej strefie boiska. Tak jak ryba psuje się od głowy, tak Korona Kielce ma problemy z defensywą już na 40-50 metrze od własnej bramki. Dzisiejszy mecz ze Śląskiem tylko potwierdził tą tezę. Bolączką „Koroniarzy” staje się środkowa strefa boiska, z której w następstwie wynikają błędy w obronie. Śląsk na Kolporter Arenie zagrał w bardzo prosty sposób. Stosunkowo wysoko ustawiany pressing, wciąganie w małą grę na własnej połowie i szybka, dynamiczna szarża bocznym sektorem boiska. Jak bardzo Korona sobie z tym nie radziła, pokazuje pierwsza, mocno przypadkowa bramka.

Analizując ustawienie w grze obronnej żółto-czerwonych przy bramce Hołoty, spostrzeżenia same się nasuwają. Skrzydłowi, niezależenie czy to Pich czy Dankowski, ustawieni analogicznie po przeciwnych stronach boiska ścinali swoje akcje do środka i tam szukali dalszych rozwiązań. Właśnie tak rozpoczęła się bramkowa akcja przyjezdnych, a zakończona została wbiegnięciem zawodnika z Wrocławia, za którego powinien odpowiadać jeden z dwóch defensywnych pomocników. Asekuracja zawodziła na całej linii, stąd tak dużo łudząco podobnych do siebie sytuacji Wrocławian. Na dowód - statystki ataków Śląska Wrocław wynosiły odpowiednio 40% akcji prawą strona boiska i 38% lewą flanką. Defensywa, mimo błędów każdego z osobna i straty dwóch bramek, naprawdę się starała. Diaw czujnie i agresywnie grał naprzeciw Bilińskiego, za którego głównie odpowiadał, a Gabovs i Sylwestrzak, często zapuszczali się do przodu, starając się finalizować akcję dośrodkowaniem. Przykładem jest podanie Gabovsa, po którym Aankour uderzył w poprzeczkę.

Korona miał również kłopoty, z wyprowadzaniem piłki. Przy rozpoczynaniu ataku pozycyjnego Nabil Aankuor wchodził bardzo głęboko w strefie linii pomocy i tam z klasycznej dziesiątki stawał się pierwszym rozgrywającym. Dobrze prezentował się dziś Bartłomiej Pawłowski, którego regularnie w odpowiednich sektorach wspierał Kamil Sylwestrzak. Trochę odwagi i zastrzyk kreatywności, wniosły zmiany Marcina Cebuli i Łukasza Sekulskiego. Ofensywniej usposobiona Korona prezentowała się dużo lepiej po przerwie. Zepchnięty pod własne pole karne Śląsk często się mylił, na czym skrzętnie skorzystał, mający monopol na bramki w Kielcach, Airam Cabrera. Hiszpan, który szukał swoich szans niemal w każdym miejscu pola karnego, upolował dublet, lecz dłuższymi chwilami, był osamotniony w swoich ofensywnych poczynaniach.

Połowicznie trener Marcin Brosz będzie ukontentowany z wykonywanych stałych fragmentów gry. W ofensywie wyglądało to prosto, ale skutecznie. Piłka na Diawa, który przedłuża trajektorię lotu futbolówki i tam - w zamiarze- zakończenie akcji. Z kryciem w fazie obronnej bywało różnie, żeby nie powiedzieć źle. Spóźnieni „Koroniarze” nie nadążali za rywalami, co zakończyło się bramką, ale też kilkoma interwencjami Treli.

Znów mnóstwo ambiwalentnych odczuć i znów tylko lub aż jeden punkt. Sinusoida poczynań boiskowych zaczyna być niepokojąca, co - miejmy nadzieję - nie potrwa długo, bo już za tydzień ciężki pojedynek z Piastem Gliwice.

Ostatnio zmienianyponiedziałek, 21 sierpień 2017 14:19
Emil Siejka

Współpracuje także z nicesport.pl, gdzie jest odpowiedzialny za ligi zagraniczne. Na kieleckim podwórku pisze analizy pomeczowe, oceniając występ poszczególnych formacji.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account