log in

Felietony

Kibicowski szlak - wspomnień czar (cz. 1)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Każdego z was na pewno cieszy, gdy uda wam się dołożyć przysłowiową „cegiełkę” do jakiegoś wielkiego, wspólnego dzieła pewnej lokalności, wspólnoty czy narodu. Dzieła, które to przyszłe pokolenia będą podziwiały z dumą, że to właśnie w ich mieście, kraju jest to coś wyjątkowego. Jest to coś, czego inni nie posiadają, a co nas wyróżnia, coś co inni podziwiają. Z biegiem czasu dzieło to staje się już niemal niezniszczalną legendą danej społeczności, która jest ważnym elementem tożsamości wielu ludzi. I tak oto niewątpliwie, czynny udział w powstaniach narodowych, obrona swojego kraju, strajki przeciw różnorakich wypaczeniom, udział w wielkich wydarzeniach historycznych jest powodem do ogromnej dumy. Tak się tworzy historia…

Pozwólcie Drodzy Czytelnicy, że opowiem Wam o mojej „cegiełce”, jaką bez wątpienia dołożyłem do wielkiego dzieła, które niepodważalnie jest dumą nie tylko mojego miasta, czyli Kielc, ale także całego województwa świętokrzyskiego. Dziełem tym jest… Korona Kielce. Tak, razem stworzyliśmy potęgę.

9

Na pierwszy mecz na Koronę zabrał mnie mój kolega z boiska osiedlowego. Był to rok 2001, pamiętam dobrze - pojedynek ze Stalą Stalowa Wola. Wejściówka na stadion przy ulicy Szczepaniaka oczywiście „na legitkę”, albowiem mama w życiu nie dałaby mi pieniędzy na mecz - za dużo złego nasłuchała się w mediach o „kibolach”. Mimo, że z kolegą obydwaj mieliśmy wtedy po 11 lat, mój towarzysz zaprowadził mnie na miejsce obok serca stadionu, czyli młyna kibiców Korony na stadionie przy ulicy Szczepaniaka. Na podłożu znajdowało się konfetti, obok nas mała grupka ludzi w szalikach stoi i ile sił w gardłach śpiewa przez większą cześć meczu, zaś w „klatce” gości grupa ludzi z zielonymi szalikami i flagami na płocie również coś tam śpiewająca... Zadawałem sobie pytanie, o co w tym chodzi? Nie wiedziałem za bardzo, powiem Wam szczerze, wszystko to jednak robiło na mnie na tyle duże wrażenie, że na grze piłkarzy nie mogłem się za bardzo skupić. Pamiętam jedynie wynik: 0:3 w plecy…

Wróciwszy do domu, musiałem pochwalić się Tacie, gdzie byłem dzisiejszego dnia z Maćkiem, bo emocje, które we mnie tkwiły, były ciężkie do powstrzymania. W przeciwieństwie do mamy, Tata reprymendy mi nie udzielił, a powiedział jedynie coś w stylu: „Korona, dziady, przegrała sromotnie, synu daj sobie spokój”, biorąc do ręki regionalną gazetę – „Echo dnia”, w której to w dziale „sport” pisali głównie o pierwszoligowych potyczkach piłkarzy KSZO Ostrowiec. Słowa Ojca nie trafiały jednak do mnie i wcale nie chodziło mi tutaj o wynik sportowy. Pomimo ujemnego wyniku, wbrew temu, iż na stadionie przy Szczepaniaka wielu ludzi wtedy nie było, coś niczym magnes przyciągało mnie do tego miejsca. Specyficzna atmosfera meczu piłkarskiego, grupka ludzi, którzy większość meczu śpiewali, dopingując piłkarzy ponoszących de facto sromotną klęskę, żółto-czerwony wystrój płotu, generalnie… To coś magicznego, co unosiło się w powietrzu, nie dawało mi przestać myśleć o tym szczególnym dla mnie dniu. Na kolejny mecz poszedłem już sam, znowuż wejściówka na legitymację oczywiście. Nie zniechęciła mnie nawet kara i ostra reprymenda od mamy, która prędzej czy później dowiedziała się, gdzie wychodzę popołudniami w weekendy. W tamtym okresie mojej aktywności kibicowskiej po drodze trafiła się nawet mała „awantura” na stadionie - z Hutnikiem Kraków, którego kibice wypuścili gaz na sektory Koroniarzy. Jako wtedy młody chłopak nie spodziewałem się, że Korona stanie się tak ważną częścią mojego życia. Po dzień dzisiejszy przez wiele osób kojarzony jestem z żółto-czerwonym szalikiem na szyi.

Zaraz po tym przyszedł nowy sponsor, potężna firma Kolporter, w związku z czym o naszej Koronie stało się głośno w kraju. Sprowadzono znany duet trenerski - Dariusz Wdowczyk i Dariusz Woźniak, liczne zapowiedzi, że Korona ma w szybkim czasie awansować do 2 ligi, mają być transfery i generalnie wielka piłka, jaką dotychczas Kielczanie znali tylko z telewizji. I rzeczywiście, trzeba przyznać, że progres był ogromny, marzenie o szybkim wejściu do Ekstraklasy zdawało się być realne. W owym czasie zaczynał się wielki ‘bum” wokół naszego klubu, masa nowych ludzi na stadionie, szum medialny, moda na Koronę i ogólnie masa zapowiedzi, w tym budowa nowego stadionu spełniającego europejskie standardy, a nie tylko wymogi Ekstraklasy. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu Korona spadała z 2 ligi, a stadion przy ulicy Szczepaniaka 29 (oprócz szalikowców, rzecz jasna), świecił pustkami, w klubie nawet brakowało ciepłej wody! Upragniony piękny sen o Ekstraklasie piłkarskiej w Kielcach zaczynał się spełniać. Co prawda, pierwszy sezon po przyjściu nowego sponsora kielecka jedenastka została jeszcze w 3 lidze, przegrywając słynny już bój o awans z zaprzyjaźnioną ówcześnie Cracovią. Moja osoba natomiast w tym właśnie sezonie zaliczyła pod opieką starszego kolegi swój pierwszy kibicowski wyjazd. Była to potyczka z Cracovią w 2003 roku przy ulicy Kałuży, wygrana przez Scyzorów po rzucie wolnym wykonywanym przez A. Bilskiego. Relacja z tego wydarzenia to osobny temat, a teraz napiszę jedynie, że było to dla mnie fantastyczne przeżycie.

Przez dwa następne lata Korona awansowała do 2 ligi, rok później do 1 ligi, a ja wraz z kolegami zaliczałem większość meczów przy Szczepaniaka. Nie było innej opcji - dumnie staliśmy w młynie, dopingując piłkarzy przez całe 90 minut. Już samo stanie w młynie było to dla nas ogromnym wyróżnieniem albowiem niekiedy była tam selekcja i nikomu z moich kumpli nawet przez głowę nie przeszło, aby nie śpiewać, znajdując się w tym szczególnym miejscu na stadionie. Szkoda, że teraz zdaje się nie zawsze tak to wygląda. I tak moja przygoda z Koroną parła dalej do przodu, w miedzyczasie zakupiłem w końcu swój pierwszy w życiu kibicowski szalik – „Korona Gladiators”. Obecnie moja kolekcja to 18 szalów.

Druga cześć z kibicowskich wspomnień już niebawem. Tak w ogóle to mam na imię Grzesiek, lat 26, mój nick,  pod którym będę dla Was pisał to Pan Gie. Mam nadzieję, że mój tekst, choć długi, to zachęci tych, którzy jeszcze mają wątpliwości, czy warto poświecić swój czas i energię dla Korony.

gramyusiebie 2

Ostatnio zmienianyczwartek, 12 maj 2016 17:44
Pan Gie

Autor, felietonista strony "myslimlodegopolaka.pl" oraz działacz społeczno-polityczny.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account