log in

Wpisy

Korona Kielce nagrodziła kibiców za cierpliwość

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Cierpliwość nie jest mocną stroną ludzi. Nikt nie lubi czekać, bezczynnie się przyglądać, licząc, że los w końcu się odmieni. To samo ma miejsce na stadionie. Jeśli od lipca czekasz na zwycięstwo u siebie, a ono nie nadchodzi przez kolejne pięć, dziesięć, piętnaście kolejek, twoje pokłady cierpliwości topnieją. Podobnie jak frekwencja na meczach. Ciężko ci z tą świadomością, że przychodzisz na stadion, inwestujesz swój czas i pieniądze, a oglądasz w najlepszym wypadku mecz na remis. Nie oszukujmy się, większość z nas miała chwile słabości, ale na szczęście nie wszyscy się jej poddali. I ci właśnie są zwycięzcami, o czym przekonaliśmy się wczoraj, oglądając festiwal goli przy Ściegiennego.

Tego, czego byliśmy świadkami, nie spodziewał się chyba nikt. Zwycięstwo? Owszem, to było w śmiałych myślach wielu z nas, ale strzelenie 4 (słownie: czterech) bramek? Nie, o tym nawet nie marzyliśmy, przynajmniej my. I mogą śmiać się ze stanu murawy, tyle ich, ale faktem jest, że nasza Korona zagrała chyba swój mecz sezonu, przełamała fatalną passę na własnym terenie i to w stylu, którego nie powstydziłby się nikt w lidze.

W końcu zagraliśmy mądrze. To chyba właściwe słowo. Nie było rewelacyjnego pół godziny i męczenia się przez kolejne 60 minut. Cały mecz był stosunkowo równy, wiadomo, że były momenty lepsze i gorsze, tak to już w piłce bywa, ale atakowaliśmy do ostatniej akcji meczu, nie zamknęliśmy się na własnej połowie, broniąc wyniku i to zaprocentowało. Właśnie taką Koronę chcemy oglądać. W 100% zaangażowaną, waleczną, ale też mądrą, poukładaną. I dzięki temu zwycięską.

Łukasza Sierpinę najchętniej chwalilibyśmy co mecz, bo choć czasem wyjdzie mu gorsze spotkanie, to nigdy nie można odmówić chłopakowi chęci i zostawiania serducha na boisku. Wczoraj zrobił to, co zapowiadał – otrzymał kolejną szansę od trenera i zrehabilitował się za porażkę w Szczecinie. Nawet z nawiązką. Airam w końcu zgrał się z drużyną i jej stylem gry, pokazuje na co go stać, a Kielce w znów mają hat-tricka, pierwszego od 10 lat. Ale świetne spotkanie rozegrali przecież nie tylko oni. Zbyszek Małkowski, Aankour, Wierchowcow czy Tomek Zając. Na ten mecz naprawdę miło się patrzyło. Swoją drogą transfer Białorusina wydaje się strzałem w dziesiątkę. Gość jest pewny, silny i wygląda na to, że nogi łatwo nie odstawi. Na ocenę Charliego i Bartka Rymaniaka przyjdzie jeszcze czas, na razie bacznie im się przyglądamy. A "klątwa Rymaniaka"? Nie podchodzimy do niej poważnie. Chłopaka oceni się za to, jak gra w naszych szeregach, bo też gramy zupełnie inny futbol niż Cracovia.

Mamy trochę takie deja vu sprzed sezonu. Wtedy też było gadanie, że co to za skład (niektórzy mówili nawet o „składzie węgla i papy”), że co z nim zrobić, jak poukładać, że to bez szans. Przyszedł trener Brosz i wyciągnął z chłopaków to, co najlepsze. Teraz było podobnie. Po odejściu Wilusza i Krzyśka Kiercza nasza defensywa nie rzucała na kolana, to fakt. Ale ponownie wydaje się, że trener ma wszystko pod kontrolą. Że może nie poszaleliśmy zanadto z transferami, ale te, które zostały zrobione, były przemyślane i dopasowane do naszych możliwości. Wiadomo, że na ocenę przyjdzie czas na koniec sezonu, ale mając takiego trenera i zawodników zostawiających na boisku tyle siebie, jesteśmy spokojni o losy Korony w Ekstraklasie.

koroniarze.pl

Ostatnio zmienianyśroda, 02 marzec 2016 12:46
Aneta Grabowska

Niepoprawna optymistka, wierzy, gdy inni już przestali. Humanistka - to wiele o niej mówi. Nierzeczowa, nieobiektywna, zakochana w Koronie miłością romantyczną. Łukasz Sierpina znajduje się na podium jej ulubionych piłkarzy – między Gerrardem i Owenem.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account