log in

Wpisy

Trzeba umieć przyznać się do błędu

 

Trzeba umieć przyznać się do błędu - jedna z najbardziej przydatnych umiejętności w życiu. Dzisiaj przyszła pora na nas, Koroniarze biją się w pierś - za przekreślenie na starcie szans na zbudowanie w tym sezonie w Kielcach czegoś fajnego. Nie żebyśmy jakoś specjalnie rozgłaszali to światu, niemniej pożegnanie z trenerem Bartoszkiem mocno zachwiało naszą wiarą w to, że właśnie zaczynamy kolejny fajny etap w historii klubu. Nie narzekając publicznie, w głowach mieliśmy jednak czarne scenariusze z trenerem mającym doświadczenie w spuszczaniu drużyn do niższych lig w roli głównej. Sam Gino Lettieri na początku nie pomagał - afera klapkowa, kontrowersyjne odejście Kwietnia, plotki o chęci pozbycia się Nabila i pozorne przetrenowanie w okresie przygotowawczym, które skutkowało wciąż nowymi kontuzjami. Kolorowo nie było. Tym bardziej, że w pamięci wciąż mieliśmy czasy rządów charyzmatycznego i zbratanego z piłkarzami Macieja Bartoszka, który razem z zawodnikami cieszył się po meczach, razem z nimi podchodził podziękować kibicom. Czasy, kiedy czuło się, że trener nie traktuje Korony jako kolejnego miejsca pracy, ale jako część swojego życia i miejsce, w którym chce zostać na dłużej, dokładając swoją cegiełkę do budowy historii klubu ze stolicy województwa świętokrzyskiego.

Lettieri był inny, a zmiany często trudno zaakceptować, zwłaszcza jeśli nie ma się przekonania co do tego, czy będą to zmiany na lepsze. Lettieri był nieprzystępny, tworzył hierarchię, w której siebie umieszczał na szczycie, chciał podporządkowania bezwarunkowego i kredytu zaufania. Nam było ciężko go udzielić, oglądając z zewnątrz to, co działo się w klubie.

Myliliśmy się - z czasem wszystko zaczęło się układać. Sprowadzeni zawodnicy, a przynajmniej spora ich część, okazała się strzałem w dziesiątkę. Taki Kovacević, Cvijanović czy Jukić to zawodnicy, którzy poradziliby sobie w ligach lepszych niż Ekstraklasa. Atmosfera w szatni wciąż wydaje się być genialna, a nawet sam trener skończył z czarnym pijarem i stał się bardziej przystępny - dziennikarzom podarował piwo, zaczął ubierać się w szczęśliwe koszule i sweterki, a nie podejrzewaliśmy go wcześniej o poczucie humoru.

Żeby była jasność - dalej uważamy, że pod względem charakterologicznym to Bartoszek lepiej pasował do Korony, ale to nie umniejsza zasług obecnego trenera. Morderczy okres przygotowawczy sprawił, że piłkarze po 90 minutach wyglądają jak po niezbyt męczącej przebieżce po Stadionie Leśnym. Rotacja składem sprawia, że nie kuleje rywalizacja, a jednocześnie każdy dostaje swoją szansę - co więcej, przykład Macieja Górskiego pokazuje, że nie skreśla się zawodników po jednym czy nawet kilku nieudanych spotkaniach. Nie jest też tak, że gramy jedynie obcokrajowcami, czego na początku się obawialiśmy. W bramce Gostomski, po prawej Rymaniak, środek pola zabezpieczony przez duet Możdżeń-Żubrowski, na bokach rotacja, w której jednak też nie brak Polaków (Kiełb, Cebula), z przodu często widywaliśmy Górskiego.

Nie spodziewaliśmy się, że Korona pod wodzą Lettieriego będzie wyglądać tak solidnie, że będzie w stanie wygrać z każdym w tej lidze. Nie spodziewaliśmy się tego, że Mateusz Możdżeń nie będzie chciał przejść do wicemistrza kraju z poprzedniego sezonu i...że będzie to decyzja słuszna. Panowie, czapki z głów! Taką Koronę chcemy oglądać.

 

Korona Kielce żegna Trenera przez duże "T"

Po kolejnym porządnym w wykonaniu kielczan meczu, Korona Kielce uległa Legii 0:1. Chociaż nie udało się urwać punktów warszawiakom walczącym o tytuł Mistrza Polski, to Koroniarze walczyli jak równy z równym, a gdyby nie błąd sędziowski w postaci nieuznanej bramki, spotkanie zakończyłoby się remisem. Taka jest piłka i błędy sędziów także są w nią wpisane. Naszym zdaniem był to mecz na remis ze wskazaniem na gości, bo trzeba też przyznać, że Legioniści kilka razy stworzyli poważne zagrożenie pod bramką dobrze dysponowanego Milana Borjana.

Był to ostatni mecz na Kolporter Arenie dla trenera Macieja Bartoszka, który poprowadzi zespół jeszcze w ostatnim, wyjazdowym meczu sezonu. Nikomu chyba nie trzeba przypominać, że zarówno kibice, jak i zawodnicy uważają, że to błąd, że Bartoszek i Kielce to naprawdę zgrany duet, w dodatku poparty wynikami. Istnieje jednak coś takiego jak "wizja" nowego właściciela i nawet jeśli jest ona zrozumiała tylko dla niego samego, reszta musi przełknąć tę gorzką pigułkę. Wizja to wizja, z nią się nie dyskutuje. Cieszy jednak fakt, że po raz pierwszy od dawna Korona Kielce żegna Trenera w sposób należyty. Był szpaler, oficjalne podziękowania, kwiaty, okazjonalne koszulki i wsparcie trybun. Było wzruszenie spychające wczorajszy wynik na dalszy plan. Momentem, który chyba najdobitniej pokazuje stosunek ludzi w Kielcach do Macieja Bartoszka był ten, kiedy po meczu kibice zaczęli ubierać Trenera w koroniarskie szaliki, okazując szacunek i doceniając jego pracę i wpływ na drużynę.

Jeśli już rozstawać się z kimś takim jak Bartoszek, to właśnie w taki sposób. Pewien niesmak i poczucie niesprawiedliwości pozostaną, ale myślę, że mimo wszystko Trener czuje, że zdecydowana większość kielczan naprawdę chciała dalszej z nim współpracy i mimo wszystko zachowa w pamięci także te dobre wspomnienia związane z Koroną. Maciej Bartoszek schodzi ze sceny z podniesioną głową, z wynikami, które go bronią, w atmosferze poparcia ze strony kibiców i zawodników, ze świadomością, że gdyby to od nich zależało, Kielc nie opuściłby jeszcze długo. Niestety, wzniosłe hasła, że klub tworzą przede wszystkim kibice, po raz kolejny tracą znaczenie przy podejmowaniu istotnych dla klubu decyzji. Jeśli to jest porażka, to na pewno nie jego. To ktoś w Kielcach może kiedyś dojść do spóźnionego wniosku, że ta decyzja była błędem.

Deja vu kibiców Korony Kielce

Z piłką nożną jest jak z małżeństwem. Jak już pokochasz jakiś klub, to wiążesz się z nim na lata, a często i do końca życia, bez względu na to, czy zawsze podobają ci się podejmowane działania, czy uważasz je za rozsądne i słuszne. Tak będzie pewnie i tym razem - nie porzucimy Korony dlatego, że zmienia trenera, choć uważamy, że jest to właściwa osoba we właściwym miejscu, ale też nie przyklaśniemy niezrozumiałym decyzjom w ciemno. W życiu codziennym na zaufanie się pracuje, na zaufanie kibica także - w Kielcach może nawet ciężej niż gdzie indziej, bo nasze zaufanie już nie raz zawiedziono.

Pamiętam jak dziś ten dzień, kiedy mimo protestów kibiców i zawodników za współpracę podziękowano Leszkowi Ojrzyńskiemu - trenerowi, dzięki któremu zaczęliśmy się liczyć na piłkarskiej mapie Polski, któremu zawdzięczaliśmy nie tylko 5. miejsce w tabeli, ale przede wszystkim charakter. Wystarczyło popatrzeć na Bandę Świrów, posłuchać tego, co się działo w szatni, by wiedzieć, że te chłopaki nie odpuszczą, że z nimi trzeba się liczyć. Całe piłkarskie Kielce doceniały pracę Ojrzyńskiego i trudno byłoby spotkać kogoś, kto chciałby jego dymisji. Ktoś taki się jednak znalazł i choć bardzo chcielibyśmy, by Kielce opuścił sławny już duet "Ch-K", to jednak z naszym miastem pożegnał się charakterny i ambitny szkoleniowiec. To był dla mnie moment przełomowy. Moment, w którym uświadomiłem sobie, że to, czego chcemy z poziomu trybun, nie jest istotne dla tych, którzy patrzą na nas co najwyżej z loży VIP.

Później takich sytuacji było wiele. Nie byłem odosobniony w swojej sympatii do Marcina Brosza i tego, jaką rolę odgrywał w zespole. Ktoś jednak miał inną wizję, jak zawsze niesprecyzowaną i podaną w postaci suchych faktów o  rozstaniu z trenerem, bez chęci podjęcia dialogu, w sumie nawet bez sensownych argumentów. Łzę uroniłem, gdy okazało się, że nie zostanie przedłużony kontrakt ze Zbyszkiem Małkowskim, a gdyby zliczyć te łzy uronione przez Kielczan w tamtej chwili, zrobiłby się z tego spory potok.

Dziś przychodzi się żegnać z kolejną ważną postacią Korony - z trenerem Bartoszkiem. Z gościem, który wprowadził nasz klub do grupy mistrzowskiej, co przed sezonem wydawało się mało prawdopodobne. Mówiło się o przedłużeniu kontraktu, jeśli będzie ta górna ósemka. Ona jest, a kielecki kibic po raz kolejny zastanawia się, co tym razem poszło nie tak. Chociaż może powinien się już do tego przyzwyczaić, spotyka go to przecież co sezon.

Nie odwrócę się od Korony także tym razem, choć czasem myślę, że to byłoby najłatwiejsze rozwiązanie. Zaakceptuję nowego szkoleniowca, darząc go mniejszą lub większą sympatią, tak jak zaakceptowałem Milana Borjana w miejscu niezastąpionego Zbyszka Małkowskiego. Nadchodzi nowe, a strach przed nowym pojawia się zawsze. Pytanie do tych "na górze" brzmi - czy są na tyle pewni swojego planu, czy tak wierzą w jego powodzenie, że ryzykują utratę nadwątlonego i tak zaufania kibiców. Niedawno mówiono, że do Kielc powróciła w końcu normalność, życzę sobie i wam, by to stwierdzenie nie okazało się przedwczesne.

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account