log in

Wpisy

Optyka Scyzoryka #11: Lechia lepsza od Korony tylko w cwaniactwie

W sobotnim meczu drużyna Lechii Gdańsk w cwaniactwie zdecydowanie górowała nad Koroną Kielce. Jednak jeśli za kryterium oceny przyjmiemy grę w piłkę, wówczas ocena występu gości na Kolporter Arenie nie będzie już tak pozytywna.

Mecz w Kielcach miał dla obu drużyn niebagatelne znaczenie. Koroniarze grali o awans do pierwszej ósemki, a co za tym idzie - przede wszystkim o pewność utrzymania w lidze i być może szansę na powalczenie o coś więcej w tym sezonie. Lechia natomiast w przypadku zwycięstwa w Kielcach mogła złapać nieco oddechu i optymizmu, że ten sezon nie skończy się „awansem” do I ligi.

W zasadzie recenzując ten mecz, trzeba podzielić go na dwie części.

Pierwszą, w której kielczanie mogli się podobać, gdyż grali tak jak nas przyzwyczaili. Mieliśmy agresję, zaangażowanie i szybką wymianę podań. Oczywiście nie zawsze wszystko było dograne „w punkt”, jednak ogólnie gra sprawiała, iż z optymizmem patrzyliśmy na ich poczynania. Efektem takiej gry była bramka zdobyta w 18 minucie. Marcin Cebula wpadł w szesnastkę, dograł wzdłuż linii bramkowej, zaś Cvijanoviciowi nie pozostało nic innego, jak tylko dostawić nogę i wpakować futbolówkę z najbliższej odległości do siatki. Po tym trafieniu wydawało się, że drugi gol dla Korony to tylko kwestia czasu. Niestety po przerwie zobaczyliśmy nieco inne oblicze gospodarzy.

W drugiej połowie bowiem Korona trochę jakby odpuściła rywalom, a szkoda. Jasne, ktoś powie, że powinniśmy zamknąć ten mecz, wykorzystując dwa (sic!) karne w 30 minucie, jednak nawet mimo tych dwóch przestrzeleń było jeszcze całe 60 minut, by Lechię dobić i grać dużo spokojniej. Na dodatek gdańszczanie chyba widząc, że po przerwie Korona trochę spuściła z tonu, po prostu postanowili jeszcze w tym meczu powalczyć i zdobyć choć jednego gola. I trzeba im przyznać, że kilka razy byli tego bardzo bliscy. Trzeba tu wspomnieć chociażby stuprocentową okazję Vitorii, kiedy to z nie zdołał posłać piłki z kilku metrów do niemal pustej bramki czy też próbę Flavio Paixao, który w 81 minucie zdecydował się na lob z połowy boiska. Próba okazała się minimalnie niecelna, lecz gdyby Portugalczyk trafił w bramkę, wówczas cieszyłby się z gola. Patrząc bowiem na tą sytuację, wyraźnie widać, iż Alomerović do bramki nie zdążyłby wrócić.

W przekroju całego meczu szczególnie zwracał uwagę natomiast brak presji ze strony gości, gdy Korona Kielce była przy piłce. Trudno oczywiście wyrokować, czy był to efekt braku sił gdańszczan, o którym pisały jakiś czas temu media, czy braku ambicji. Nie ulega jednak wątpliwości, że Lechia zostawiała zbyt wiele miejsca, aby rywal spokojnie piłkę przyjął i rozegrał akcję. Za to w cwaniactwie boiskowym goście śmiało mogli by startować o miano pretendenta do mistrzostwa. Zdaję sobie sprawę, że taka postawa jest poniekąd wynikiem wysokiego ego i gwiazdorskich kontraktów zawodników Lechii, jednak patrząc na grę tych mistrzów i pozycję w tabeli ich drużyn,y te wszystkie pyskówki i takie cwaniactwo wyglądały po prostu żałośnie.

Jak wygląda więc końcowy bilans po tym spotkaniu? Lechia Gdańsk po zakończeniu 29 kolejki Ekstraklasy okupuje miejsce spadkowe, natomiast Korona Kielce melduje się w pierwszej ósemce. Można by powiedzieć – nareszcie!

Jeszcze słówko o tym, co przed nami. Otóż emocje po sobotnim meczu i awansie do upragnionej górnej ósemki jeszcze nie opadły, zaś na horyzoncie wyłania się już kolejne wielkie wydarzenie dla kibiców „złocisto-krwistych”. Już w środę czeka nas arcyważne spotkanie z Arką Gdynia w półfinale Pucharu Polski. Czy znów na Kolporter Arenie będziemy mieli co świętować?

Przedmeczowo: Korona Kielce - Lechia Gdańsk

Jakże kosztowny może być jeden błąd… Korona Kielce naprawdę nieźle prezentowała się w meczu z Lechem w Poznaniu, ale mimo tego nie zdołała wywieść z wrogiego terenu nawet punktu, przegrywając drugi mecz z rzędu w stosunku zero do jednego. Naprawdę szkoda, bo w obu tych meczach ekipa ze świętokrzyskiego mogła i powinna zdobyć po punkcie. Uczucia w Kielcach są więc mieszane: dwie minimalne, niezasłużone porażki, przyzwoita - choć już nie tak dobra jak w dwóch pierwszych meczach pod wodzą trenera Macieja Bartoszka - gra, a jednak zero punktów, brak strzelanych goli i spadek w tabeli. To wszystko nie poprawia i tak skomplikowanej sytuacji Korony. A o zdobycz punktową w dwudziestej kolejce Lotto Ekstraklasy, ostatniej przed przerwą zimową, wcale nie będzie łatwo. Na Ściegiennego zawita przecież wicelider tabeli, Lechia Gdańsk. Początek spotkania na Kolporter Arenie już w sobotę o godzinie 15:30, a jego rozjemcą będzie pan Paweł Raczkowski.

Bilans spotkań pomiędzy obiema ekipami jest korzystny dla Żółto-Czerwonych: na 19 pojedynków wygrali dziewięć, pięć razy padał remis, pięciokrotnie zwyciężała Lechia. W tym spotkaniu wszystkie znaki na niebie, ziemi, w statystykach i w tabeli Ekstraklasy wskazują na zwycięstwo ekipy z Gdańska. To właśnie wicelider jest faworytem sobotniego meczu. Lechia ma tyle samo punktów co pierwsza w tabeli Jagiellonia -39. Tylko przez gorszy bilans goli wynoszący trzydzieści jeden strzelonych, dwadzieścia dwie stracone bramki powoduje, że zespół z Gdańska nie zajmuje obecnie fotela lidera. Wygrana w Kielcach może dać Lechii szansę przeskoczenia Jagi, ale przede wszystkim nie pozwoli zbliżyć się do drugiego miejsca będącej w świetnej dyspozycji, ścigającej liderów Legii Warszawa, która traci do nich już tylko siedem oczek. Remis nie będzie dla gości złym wynikiem, ale tylko wtedy, jeśli Jaga i Legia również zgubią punkty, natomiast o porażce nikt w Gdańsku nie myśli, choć na ten moment nie wyrządzi im ona wielkiej krzywdy, bo z drugiej lokaty i tak nie spadną.

Dwie porażki z rzędu, obie na wyjeździe, obie minimalne, bo jeden do zera, ale obie bolesne i strącające ekipę z Kielc na dziesiąte miejsce sprowadziły na ziemię ekipę trenera Bartoszka. Korona pięła się w górę, mogła jeszcze włączyć się do walki o europejskie puchary, a tu taka niemiła niespodzianka. Na tę chwilę Żółto-Czerwoni są uwikłani w prawdziwą wojnę w środku tabeli. Mają na koncie 23 punkty, do siódmego miejsca tracą trzy oczka, mają trzy oczka więcej niż czternasta Cracovia. Mają też wciąż najgorszy bilans bramkowy w całej lidze, dwadzieścia pięć do trzydziestu ośmiu na minus. Jeśli w meczu z Lechią doznają trzeciej z rzędu porażki, mogą spaść nawet na czternastą pozycję, tuż nad stref spadkową, remis, w zależności od spotkań bezpośrednich sąsiadów może dać im awans na dziewiąte miejsce lub też strącić na trzynaste, a wygrana może dać szansę powrotu do czołowej ósemki.

Trenerzy i piłkarze obu ekip nie mają wątpliwości: zarówno Korona, jak i Lechia zagrają w sobotę o pełną pulę. Faworytem spotkania jest zespół gości. Lechia ma szerszą kadrę, gra lepszy futbol, bardziej przemyślany, skuteczniejszy w ataku, lepiej zorganizowany w obronie. Lechici strzelają gole zarówno po atakach środkiem pola, jak i skrzydłami, po rzutach rożnych i wolnych, po kontrach i po ataku pozycyjnym. Niewiele ekip w Polsce może pochwalić się tak szerokim wachlarzem atutów. Korona tak naprawdę może przeciwstawić rywalom tylko (i aż, bo gospodarzom często potrafią pomagać nawet ściany) atut własnego boiska, na którym ostatnio dwa razy z rzędu zwyciężała i waleczność, którą odzyskała pod wodzą nowego szkoleniowca. Poza tym może zawsze liczyć na indywidualne błędy graczy drużyny przyjezdnej. Jedno jest pewne: na Kolporter Arenie gospodarze wcale nie są bez szans.

W drużynie Lechii w tym sezonie wyróżniają się przede wszystkim dwaj snajperzy: Flavio i Marco Paixao. W starciu z Koroną to właśnie oni będą największym zagrożeniem dla kieleckiej bramki. Przede wszystkim Flavio, który zdobył już osiem goli w tych rozgrywkach. Strzela z obu nóg, również głową, a jak trzeba to wykorzysta ,,jedenastkę”. Potrafi wszystko, co powinien umieć dobry napastnik, a piłka szuka go w polu karnym. Flavio zamierza poprawić swój bilans bramkowy w starciu w Kielcach, dlatego należy otoczyć go szczególną opieką.

Korona ostatnio traci mniej goli niż na początku sezonu, kiedy to potrafiła przegrywać po cztery, a nawet sześć do zera. Teraz traci najwyżej po jednym golu, a jest to zasługą powrotu do bramki Zbyszka Małkowskiego. Po raz kolejny ten weteran futbolu będzie najważniejszym elementem układanki trenera Bartoszka. Zbyszek nie tylko potrafi bronić naprawdę skutecznie, ale dzięki swojemu doświadczeniu świetnie kieruje poczynaniami defensywy, przez co popełnia ona mniej błędów, niż dotychczas. W starciu z rywalem, który rzuci się na Koronę Małkowski musi wykorzystać swoje umiejętności i doświadczenie by nie pozwolić swojej ekipie na stratę zbyt dużej ilości goli.

W historii spotkań pomiędzy Lechią a Koroną zespół z Kielc udowodnił, że potrafi wygrywać z rywalem z Gdańska. W sobotę, mimo wszystkich atutów Lechii gospodarze na pewno spróbują zdobyć punkty, nie zważając na statystyki sezonu. Na pewno czują, że mając za sobą całe Kielce mogą pokonać świetną w tym sezonie Lechię i dobrze zakończyć pierwszą połowę sezonu, co pozwoli w lepszych nastrojach zażywać odpoczynku w przerwie zimowej. 

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account