log in

Wpisy

Artykuły filtrowane wg daty: środa, 26 październik 2016 - Koroniarze.pl - Kielecki magazyn sportowy, piłka nożna, wydarzenia świętokrzyskie

Byłem Koroniarzem: Grzegorz Piechna

Koroniarze: Piłkę od początku traktował Pan na serio, czy raczej na początku była to tylko rozrywka? Pamiętam nawet historię, gdzie bodajże w Woy-u Bukowiec pozwolono Panu jechać na wesele po pierwszej połowie, jeśli strzeli Pan dwa gole. Efekt był taki, że w drugich 45 minutach już nie widzieliśmy Grzegorza Piechny na boisku. 

Grzegorz Piechna: Tak, taka sytuacja miała miejsce. Na początku to była rozrywka, dopiero później zaczęło mnie to tak bardziej wciągać. Nigdy nie myślałem, że zajdę tak wysoko.

Koroniarze: W 2006 roku zdobył Pan tytuł Króla Strzelców polskiej ekstraklasy, w międzyczasie rozwożąc węgiel w firmie Pańskiej teściowej. Przyzna Pan, że to był troszkę nietypowy obraz najlepszego piłkarza w lidze.

Grzegorz Piechna: Takie jest życie, a że ja żadnej pracy się nie boję, to jak była chwila wolnego, to się wsiadało w samochód i rozwoziło węgiel.

Koroniarze: W 2004 roku trafił Pan do drugoligowej Korony Kielce, gdzie okazało się, że nie zagubił instynktu strzeleckiego. Czy rzeczywiście było tak, że im wyższa liga tym trudniej było trafiać do bramki? 

Grzegorz Piechna: Powiem szczerze, że najgorzej wspominam okres gry w trzeciej lidze, bo gra się tam bardziej siłowo. Mi to nawet odpowiadało, ale ogólnie najgorzej grało mi się akurat na tym poziomie.

Koroniarze: W najwyższej klasie rozgrywek zadebiutował Pan w roku 2005, w wieku 29 lat, dość późno jak na piłkarza. Zastanawia się Pan czasem, jak potoczyłaby się Pańska kariera, gdyby trafił Pan do ówczesnej pierwszej ligi wcześniej?

Grzegorz Piechna: Myślę, że na pewno potoczyłaby się inaczej. Ale wyszło tak, że w wieku 29 lat zadebiutowałem w ekstraklasie, a w wieku 27 podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt.

Koroniarze: Patrząc z perspektywy czasu na swoją karierę, czy jest coś, czego Pan żałuje, coś, co dziś zrobiłby Pan inaczej?

Grzegorz Piechna: Gdybym mógł cofnąć czas, to na pewno bym to inaczej rozegrał. Dobrze, że miałem swoje pięć minut i tak to się potoczyło, że coś jednak w piłce osiągnąłem. Chciałbym jednak, żeby ktoś mnie wcześniej zauważył.

Koroniarze: A epizod moskiewski to był dobry wybór?

Grzegorz Piechna: Myślę, że tak. W lidze polskiej osiągnąłem wszystko - zostałem królem strzelców na każdym poziomie rozgrywek. Miałem już 30 lat i myślę, że to był dobry czas, żeby wyjechać.

Koroniarze: Na Mistrzostwach Świata w roku 2006 chętnie widzieliby Pana nie tylko kielczanie, ale spora część piłkarskiej Polski. Niestety nie pokryło się to z wizją trenera Janasa. Czy spodziewał się Pan wtedy powołania do reprezentacji?

Grzegorz Piechna: Pocichutku tak, ale trener Janas miał inną wizję i innych napastników. Zdobyłem króla strzelców, ale trener Janas mimo wszystko mnie nie zabrał.

Koroniarze: Czego mu w Kielcach nie zapomnimy.

Grzegorz Piechna: Ja też (śmiech).

Koroniarze: Po sezonie gry w Kielcach awansowaliście do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jaka wtedy panowała atmosfera w szatni? Czy da się jakoś porównać tę Koronę sprzed 11 lat z tą obecną?

Grzegorz Piechna: Myślę, że nie. U nas była zasada "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", nie było sytuacji, że ktoś się wyłamał, ktoś nie zrobił czegoś, co wszyscy. Myślę, że było inaczej, choć nie wiem do końca, jak tam jest teraz. Ale wygląda na to, że nie ma i atmosfery, i wyników.

Koroniarze: Jakie jest Pana najlepsze wspomnienie związane z Koroną?

Grzegorz Piechna: Król strzelców drugiej ligi, ekstraklasy i awans do niej. Było "zarypiście" - na rynku odkryty autobus i tak dalej, a dla mnie wyglądało to super. No i kibice, bo w tej chwili na stadionie Korony można strzelać z procy i może się kogoś utrafi. W naszych czasach na mecze przychodziło bardzo dużo ludzi, teraz około 5-6 tysięcy. Taki stadion, ale nie ma wyników i nie ma kibiców.

Koroniarze: Jaki jest Pana obecny stosunek do klubu - śledzi Pan na bieżąco wydarzenia związane z Koroną, ogląda mecze czy jest to raczej sporadyczne?

Grzegorz Piechna: Śledzę i boli mnie bardzo miejsce Korony w tabeli. Nie ma kibiców, nie ma wyników i to jest najgorsze. Mam też zastrzeżenia do gry zespołu - nie ma w tym ani ładu, ani składu, a i zaangażowania brak.

Koroniarze: Ma Pan swojego kandydata, którego widziałby Pan w roli nowego trenera Korony?

Grzegorz Piechna: Z chęcią wskazałbym trenera Wdowczyka, ale jest to niemożliwe, bo trenuje już Wisłę. I tak głos decydujący będą mieli działacze. Osobiście ciężko mi stwierdzić, kto by poukładał te klocki.

Koroniarze: A co myśli Pan o pojawiającej się w mediach kandydaturze Leszka Ojrzyńskiego?

Grzegorz Piechna: Myślę, że posadę trenera powinien teraz objąć ktoś inny. Tu trzeba silnej ręki, która poukłada zespół, bo nie wygląda to dobrze.

Koroniarze: Zabawa w typera. Proszę dokończyć zdanie: Według mnie Korona Kielce skończy obecny sezon na miejscu...

Grzegorz Piechna: Nie daj Boże na spadkowym, oby nad kreską.

Koroniarze: Czy możemy liczyć na kilka słów od piłkarza 40-lecia klubu, które zachęcą kielczan do kibicowania na stadionie?

Grzegorz Piechna: Serdecznie zapraszam wszystkich kibiców na stadion na następny mecz Korony z Legią. Ja pewnie też tam będę.

Koroniarze: Dziękujemy za okazane zaufanie i poświęcony czas.

 

* Pytania: Piotr Grabski, Aneta Grabowska, Alek Szczykutowicz, Andrzej Stefaniec.

** Podziękowania dla Mateusza Kępińskiego za udostępnienie zdjęcia do publikacji.

  • Dział: Wywiady

Przedmeczowo: Korona Kielce - Legia Warszawa

Po piątej porażce z rzędu miarka się przebrała. Władze Korony Kielce po wysokiej przegranej (4:0) w Chorzowie uznały, że sprawy wymknęły się spod kontroli trenera Tomasza Wilmana i odsunęły go od kierowania drużyną. Niestety, nie ma sensu ukrywać, że szkoleniowiec Korony nie potrafił odnaleźć środka, który pozwoliłby mu na nowo ożywić ducha swoich piłkarzy. Teraz pozostaje pytanie, kto zdoła to uczynić. Kto zastąpi trenera Wilmana i kto sprawi, że Żółto-Czerwoni znowu zaczną robić postępy i wygrywać?

Jest kilku kandydatów, ale póki co żadne nazwisko nie ma statusu faworyta. Janas, Ojrzyński i wielu innych czeka na swoją szansę. Pewne jest tylko jedno: ktokolwiek nie zastąpi trenera Wilmana, któremu mimo wszystko należą się od nas serdeczne podziękowania za trud włożony w pracę z drużyną, będzie miał arcytrudną misję: w krótkim czasie odbudować drużynę i utrzymać ją w lidze. Pierwsze wyzwanie i to bardzo ciężkie, czeka Koronę już w piątek, dwudziestego ósmego października, bo właśnie w tym dniu Żółto-Czerwoni zagrają z Legią Warszawa. Początek spotkania o godzinie 20:30 na Kolporter Arenie. W tym meczu drużynę poprowadzi Sławomir Grzesik.

Korona Kielce zbiera ostatnio ciężkie baty. Pięć porażek, zaledwie dwie strzelone bramki, przygnębiająca postawa defensywy, czego wyrazem jest najgorszy bilans bramkowy - czternastu goli strzelonych i aż dwudziestu dziewięciu straconych, gra pozbawiona ambicji i w sumie pięć porażek z rzędu, a w rezulacie spadek na samo dno tabeli. W obecnych rozgrywkach Korona cztery razy wygrywała, dwa razy remisowała i aż siedem razy przegrywała. Pomimo tego sytuacja Żółto-Czerwonych nie jest tak zła, jak mogłoby się wydawać. Mają na koncie czternaście punktów, tyle samo co dwunasty Górnik Łęczna, a do ósmej w tabeli Legii Warszawa tracą zaledwie dwa oczka, trzy do szóstej Cracovii. Dlatego nie jest jeszcze za późno, by zacząć marsz w górę tabeli. Bo przecież gdy jest się na dnie, pozostaje już tylko jedno: odbić się i płynąć w górę.

Legia Warszawa boleśnie przekonuje się w tym sezonie, że gra w Lidze Mistrzów to duże obciążenie. Ligowe rozgrywki nie układają się drużynie Mistrza Polski. Stołeczni zajmują dopiero ósme miejsce, mając zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. Szesnaście oczek stawia Legię w dalszym ciągu wśród drużyn walczących o utrzymanie, nie o kolejne mistrzostwo. Legia gra w kratkę, broniąc słabo i nie strzelając zbyt wielu goli. Bilans bramkowy siedemnaście do szesnastu dobitnie o tym świadczy. Po wygranej nad Lechem Poznań humory w Warszawie znacznie się poprawiły, a kolejne zwycięstwo może dać Legii szansę na pościg nawet za ścisłą czołówką i awans na piąte miejsce w tabeli.

Wśród kilku ciekawych, ofensywnych graczy Legii Warszawa wyróżnia się w tym sezonie Guilherme. Jest szybki, kreatywny, dysponuje dobrą techniką. Potrafi sprawić ogromne kłopoty pilnującym go obrońcom. Mówiąc kolokwialnie, może wkręcić w glebę każdego rywala. Jego słabszą stroną jest bez wątpienia gra siłowa. Nie jest typem zawodnika, który potrafi się przepchnąć, czy walczyć o piłkę z tęższymi przeciwnikami. I tu należy upatrywać szansy na zatrzymanie go. Korona posiada piłkarzy dobrych kondycyjnie, którzy mogą przeciwstawić się technicznym zagrywkom graczy Legii Warszawa.

Po odsunięciu od pracy z zespołem trenera Wilmana, który zdążył już poznać swoich piłkarzy i stawiał raczej na jedno zestawienie, teraz należy spodziewać się zmian w składzie drużyny. Jednak kluczową postacią dla drużyny i tak będzie jeden z tych piłkarzy, na których stawiał poprzedni szkoleniowiec. Porwać drużynę do walki może na przykład Miguel Palanca. Hiszpan po efektownym początku trochę spuścił z tonu, ale i tak jest zawodnikiem, który swoją szybkością i dobrą techniką potrafi wnieść do gry jakość i polot. Jego obecność na skrzydle na pewno da Koronie większe możliwości w ofensywie, a jego przebudzenie może stać się zarazem przyczyną przebudzenia całego zespołu. Oby to był właśnie ten mecz… 

Niestety, Legia jest zdecydowanym faworytem piątkowego spotkania. Stołeczni od pewnego czasu, a właściwie odkąd stery zespołu przejął Jacek Magiera, zaliczyli pewien progres. Przede wszystkim walczą o zwycięstwo, a nie czekają, aż samo przyjdzie. Mają dobry skład, z piłkarzami, którzy uczą się europejskiej piłki, co może zaowocować dobrą grą w Lotto Ekstraklasie. Koronę czeka ciężka próba. Bez trenera, z przygnębieniem po poprzednich porażkach. Ale jeśli przez tę próbę przebrną zwycięsko, wrócą na właściwe tory i jeszcze nie raz w tym sezonie dadzą nam, swoim wiernym kibicom, powody do radości.

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account