log in

Wpisy

OPTYKA SCYZORYKA #12: O jeden remis od wielkiego finału na Narodowym

 

W środę na Kolporter Arenie rozegrano mecz w ramach półfinału Pucharu Polski. Korona Kielce zwyciężyła 2:1 z Arką Gdynia i teoretycznie jest bliższa awansu. Niestety tylko teoretycznie…

Wszyscy spodziewali się, że będzie to mecz walki. Zarówno zawodnicy Korony, jak i Arki zapowiadali walkę do samego końca. Dla obu ekip bowiem udział w finale byłby wielkim osiągnięciem. Korona dzięki finałowi mogłaby doskonale podsumować dobry sezon (bo za taki trzeba uznać grę w pierwszej ósemce i pewne już utrzymanie), Arka natomiast mogłaby w ten sposób sezon sobie nieco osłodzić. Każda z drużyn miała zatem w środowy wieczór o co grać.

W pierwszych minutach widać było, że stawka tego spotkania chyba nieco sparaliżowała obie drużyny, choć tu trzeba oddać, że Arka stworzyła sobie kilka dogodnych sytuacji w początkowej fazie meczu. Jednak to koroniarze pierwsi objęli prowadzenie. W 13 minucie Nika Kaczarawa dobił strzał Kosakiewicza i było 1:0. Od tej pory Korona już tylko czekała na dogodną sytuację, a ta nadarzyła się w 70 minucie. Po uderzeniu Jacka Kiełba piłka odbiła się od pleców Kaczarawy i mieliśmy drugiego gola w tym meczu.

Na tym momencie chciałbym się trochę zatrzymać. Jest 70 minuta i mamy 2:0. Wynik doskonały, wymarzony wręcz w kontekście rewanżu.

W mojej ocenie ten mecz był trochę odbiciem jednej z największych wad, jakie posiadają ekipy z Ekstraklasy. Gdy rywal jest już „napoczęty” i trzeba strzelić jeszcze jedną bramkę, to nasi ekstraklasowicze często nie wykorzystują tej szansy. Tak niestety było też tym razem, choć okazji nie brakowało.

Czy można być zadowolonym po tym spotkaniu? Z jednej strony tak, z drugiej - nie.

Pewnie, gdyby ktoś nam zaproponował przed meczem takie rozstrzygnięcie, wzięlibyśmy je w ciemno, jednak patrząc na jego przebieg, możemy czuć się zawiedzeni. Po tym 2:0 było naprawdę blisko. Widać było, iż arkowcy od tej drugiej bramki z każdą kolejną minutą przestawali wierzyć w korzystny rezultat. Nie wykorzystaliśmy tej szansy i za to należy się bura dla piłkarzy Gino Lettieriego. No i jeszcze ten błąd, po którym straciliśmy gola…

Doskonale opisał go na konferencji prasowej nasz trener „Takich goli nie traci się nawet w niemieckiej okręgówce”. To zdanie mówi wszystko na ten temat. Swoją drogą konferencja prasowa po tym meczu z udziałem niemieckiego szkoleniowca była chyba jedną z najkrótszych w historii. Widać było mocne zdenerwowanie u Lettieriego i chęć, by jak najszybciej konferencję skończyć i wrócić do drużyny. Możemy się tylko domyślać, co niemiecki trener powiedział do swoich piłkarzy, lecz stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie były to miłe słowa.

Patrząc jednak z drugiej strony, wciąż jest ta jedna bramka przewagi. Daje nam to sporo wbrew pozorom, gdyż w Gdyni wystarczy tylko zremisować. Czy Korona jest w stanie wyciągnąć na stadionie Arki remis i cieszyć się z awansu? Wątpliwości raczej nie mamy, że jak najbardziej!

Poza tym patrząc tak z typowo kibicowskiego punktu widzenia. Dzięki tej bramce rywali - w Gdyni będziemy świadkami wielkich emocji, co przy stanie 2:0 już takie oczywiste by nie było.

A co o tym meczu powiedział trener Ojrzyński? Przede wszystkim widać było, że ta jedna zdobyta bramka na wyjeździe mocno go cieszy i chyba trochę liczy na to, że będzie ona decydująca o awansie do finału. Czy tak będzie? Przekonamy się już za dwa tygodnie. My liczymy na wygraną lub remis… zwycięski remis.

A jakie są Wasze odczucia po tym meczu i jak widzicie nasze szanse na finał? Podzielcie się nimi!  

 

Optyka Scyzoryka #11: Lechia lepsza od Korony tylko w cwaniactwie

W sobotnim meczu drużyna Lechii Gdańsk w cwaniactwie zdecydowanie górowała nad Koroną Kielce. Jednak jeśli za kryterium oceny przyjmiemy grę w piłkę, wówczas ocena występu gości na Kolporter Arenie nie będzie już tak pozytywna.

Mecz w Kielcach miał dla obu drużyn niebagatelne znaczenie. Koroniarze grali o awans do pierwszej ósemki, a co za tym idzie - przede wszystkim o pewność utrzymania w lidze i być może szansę na powalczenie o coś więcej w tym sezonie. Lechia natomiast w przypadku zwycięstwa w Kielcach mogła złapać nieco oddechu i optymizmu, że ten sezon nie skończy się „awansem” do I ligi.

W zasadzie recenzując ten mecz, trzeba podzielić go na dwie części.

Pierwszą, w której kielczanie mogli się podobać, gdyż grali tak jak nas przyzwyczaili. Mieliśmy agresję, zaangażowanie i szybką wymianę podań. Oczywiście nie zawsze wszystko było dograne „w punkt”, jednak ogólnie gra sprawiała, iż z optymizmem patrzyliśmy na ich poczynania. Efektem takiej gry była bramka zdobyta w 18 minucie. Marcin Cebula wpadł w szesnastkę, dograł wzdłuż linii bramkowej, zaś Cvijanoviciowi nie pozostało nic innego, jak tylko dostawić nogę i wpakować futbolówkę z najbliższej odległości do siatki. Po tym trafieniu wydawało się, że drugi gol dla Korony to tylko kwestia czasu. Niestety po przerwie zobaczyliśmy nieco inne oblicze gospodarzy.

W drugiej połowie bowiem Korona trochę jakby odpuściła rywalom, a szkoda. Jasne, ktoś powie, że powinniśmy zamknąć ten mecz, wykorzystując dwa (sic!) karne w 30 minucie, jednak nawet mimo tych dwóch przestrzeleń było jeszcze całe 60 minut, by Lechię dobić i grać dużo spokojniej. Na dodatek gdańszczanie chyba widząc, że po przerwie Korona trochę spuściła z tonu, po prostu postanowili jeszcze w tym meczu powalczyć i zdobyć choć jednego gola. I trzeba im przyznać, że kilka razy byli tego bardzo bliscy. Trzeba tu wspomnieć chociażby stuprocentową okazję Vitorii, kiedy to z nie zdołał posłać piłki z kilku metrów do niemal pustej bramki czy też próbę Flavio Paixao, który w 81 minucie zdecydował się na lob z połowy boiska. Próba okazała się minimalnie niecelna, lecz gdyby Portugalczyk trafił w bramkę, wówczas cieszyłby się z gola. Patrząc bowiem na tą sytuację, wyraźnie widać, iż Alomerović do bramki nie zdążyłby wrócić.

W przekroju całego meczu szczególnie zwracał uwagę natomiast brak presji ze strony gości, gdy Korona Kielce była przy piłce. Trudno oczywiście wyrokować, czy był to efekt braku sił gdańszczan, o którym pisały jakiś czas temu media, czy braku ambicji. Nie ulega jednak wątpliwości, że Lechia zostawiała zbyt wiele miejsca, aby rywal spokojnie piłkę przyjął i rozegrał akcję. Za to w cwaniactwie boiskowym goście śmiało mogli by startować o miano pretendenta do mistrzostwa. Zdaję sobie sprawę, że taka postawa jest poniekąd wynikiem wysokiego ego i gwiazdorskich kontraktów zawodników Lechii, jednak patrząc na grę tych mistrzów i pozycję w tabeli ich drużyn,y te wszystkie pyskówki i takie cwaniactwo wyglądały po prostu żałośnie.

Jak wygląda więc końcowy bilans po tym spotkaniu? Lechia Gdańsk po zakończeniu 29 kolejki Ekstraklasy okupuje miejsce spadkowe, natomiast Korona Kielce melduje się w pierwszej ósemce. Można by powiedzieć – nareszcie!

Jeszcze słówko o tym, co przed nami. Otóż emocje po sobotnim meczu i awansie do upragnionej górnej ósemki jeszcze nie opadły, zaś na horyzoncie wyłania się już kolejne wielkie wydarzenie dla kibiców „złocisto-krwistych”. Już w środę czeka nas arcyważne spotkanie z Arką Gdynia w półfinale Pucharu Polski. Czy znów na Kolporter Arenie będziemy mieli co świętować?

Przedmeczowo: Korona Kielce – Górnik Zabrze

 

Pierwsza porażka w rundzie wiosennej boli straszliwie, bo kosztowała Koronę stratę piątego miejsca na rzecz swojego rywala z Płocka. Sama gra Żółto-Czerwonych nie była zła, ale zabrakło skuteczności i zadziorności, którą prezentowaliśmy w poprzednich meczach. Porażka nieco skomplikowała sytuację Korony, ale na dwie kolejki przed końcem podopieczni Gino Lettieriego nadal utrzymują stosunkowo wysoką, szóstą pozycję. Mimo że czołówka zdołała trochę odskoczyć, szansa na awans w górę nadal jest. I nadarzy się ona już w najbliższym meczu, bo na Kolporter Arenę przyjedzie największa rewelacja sezonu, ekipa Górnika Zabrze. Goście mają tylko dwa punkty więcej od Korony, więc jest to bezpośredni rywal o wyższe miejsce w tabeli. Emocji w starciu na stadionie przy Ściegiennego nie zabraknie, bo stawka spotkania jest wysoka. Dlatego warto, choć pogoda zapowiada się raczej mroźna, wybrać się na stadion, by dopingować Koroniarzy, bo ich forma w tym sezonie naprawdę na to zasługuje. Mecz dwudziestej ósmej kolejki Lotto Ekstraklasy, trzeciej od końca kolejki rundy zasadniczej rozpocznie się o godzinie 20:30, a sędzią spotkania będzie pan Krzysztof Jakubik. Dla tych, którzy nie chcą lub nie mogą wybrać się na stadion polecamy transmisję meczu w Radiu Kielce i na antenie Canal+ Sport.

Korona mierzyła się z Górnikiem już dwadzieścia razy. Statystyki przemawiają za drużyną gospodarzy. Dziesięć wygranych Żółto-Czerwonych, cztery zwycięstwa zabrzan i sześć podziałów punktów. Korona strzeliła dziesięć bramek więcej od rywala, zdobywając trzydzieści jeden goli, podczas gdy Górnicy zdobyli dwadzieścia jeden. Korona nie przegrała żadnego z ostatnich pięciu spotkań z Górnikiem Zabrze. Odnotowała trzy remisy i dwa zwycięstwa. W najbliższym meczu liczymy na kolejny dobry wynik Żółto-Czerwonych.

Górnik Zabrze pod wodzą Marcina Brosza, byłego szkoleniowca Korony Kielce, jest największą rewelacją rozgrywek. Beniaminek, który dopiero co awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej i od razu zdołał się włączyć w walkę o europejskie puchary, a momentami nawet o mistrzostwo kraju. Przede wszystkim Górnik gra najlepszy futbol, jeśli chodzi o ofensywę. Strzela masę goli, dzięki czemu zajmuje obecnie czwartą lokatę
z dorobkiem czterdziestu dwóch oczek. Do trzeciego Lecha Poznań traci jednak już cztery punkty. Również czterdzieści dwa punkty ma w dorobku piąta Wisła Płock. Dwa mniej zgromadziła Korona Kielce i siódma ekipa Białej Gwiazdy, cztery mniej ósmy zespół z Lubina. Górnik strzelił w tym sezonie najwięcej goli spośród wszystkich drużyn Lotto Ekstraklasy. Czterdzieści osiem bramek zdobytych, trzydzieści dziewięć straconych. W ciągu dwudziestu siedmiu kolejek zabrzanie wygrali jedenaście spotkań, dziewięć zremisowali, sześć przegrali. Jeden mecz póki co nie został im zaliczony. Chodzi o przerwane przez burdy kibiców spotkanie z Piastem Gliwice. Zabrzanie muszą się skupić na tym, by odeprzeć ataki drużyn znajdujących się za ich plecami. Dlatego w Kielcach będą chcieli za wszelką cenę zdobyć komplet punktów, a w najgorszym razie chociaż jeden, który przy dobrych wynikach pozwoli drużynie utrzymać czwartą lokatę w tabeli. W ostatniej kolejce ligowej Górnik zremisował na własnym boisku dwa do dwóch z Zagłębiem Lubin.

Korona po ostatniej  porażce za wszelką cenę będzie chciała wrócić do lepszej formy. Szóste miejsce w rozgrywkach, czterdzieści punktów w dorobku i szansa na awans w górę tabeli, nawet na czwarte miejsce. Dziesięć wygranych, dziesięć remisów i siedem porażek, to dotychczasowy bilans spotkań Dumy Kielc, bilans bramkowy wynosi czterdzieści strzelonych do trzydziestu czterech straconych. Do czwartej lokaty Korona traci zaledwie dwa punkty, ale zarazem ciągle musi gromadzić punkty, bo dziewiąta w tabeli drużyna Arki Gdynia traci do niej zaledwie trzy oczka. Poza tym naciskają na nas Wisła Kraków i Zagłębie. Ostatnie dwa mecze w rundzie zasadniczej to dla Korony pojedynki o być albo nie być w czołowej ósemce.

Pojedynek Korony z Górnikiem zanosi się na bój wagi ciężkiej. Dla obu drużyn to może być kluczowy mecz w kontekście pozostania w czołówce. Zwłaszcza Korona po porażce w Płocku czuje na plecach oddech rywali. Dlatego Korona będzie chciała wygrać na swoim stadionie. Atut własnej publiczności, niezła forma, dobra motywacja i pozytywne statystyki czynią z Korony minimalnego faworyta przed sobotnim meczem. Trzeba jednak zneutralizować silne punkty przeciwnika, a więc przede wszystkim zabójczy atak. Dlatego trzeba zagrać z odpowiednią koncentracją, zarówno przy atakach skrzydłami, jak i środkiem boiska. Należy też uważać na stałe fragmenty gry Górników, a przede wszystkim trzeba zacząć wykorzystywać okazje pod bramką, bo z tym ostatnio był problem. Jeśli to się uda, Korona powinna wywalczyć skromną, jednobramkową wygraną.

Nikogo chyba nie dziwi, że kluczowym zawodnikiem Górnika Zabrze wybieramy Igora Angulo. Doświadczony Hiszpan to najlepszy napastnik Lotto Ekstraklasy. Strzela po prostu z niczego i na każdy możliwy sposób. Karne, strzały głową, lewą i prawą nogą. Jest po prostu niesamowity. Czasami można odnieść wrażenie, że piłka sama go szuka. A on strzela i strzela. Odległość do bramki i ilość przeciwników nie ma dla niego wielkiego znaczenia. Potrafi urwać się obrońcom, sprytnie uniknąć spalonego i umieścić piłkę w siatce, zanim ktokolwiek się spostrzeże. Dlatego jego zatrzymanie musi być priorytetem dla obrońców Korony.

Korona Kielce spróbuje zaskoczyć Górnika dominując w środku pola, dlatego kluczową postacią drużyny Gino Lettieriego powinien być Mateusz Możdżeń. Nasz środkowy pomocnik utrzymuje wysoką formę i nadal dyryguje środkiem pomocy, a dzięki temu całą drużyną. Jest pracowity, dobrze podaje, groźnie strzela, ale co ważniejsze potrafi odebrać piłkę i narzucić swój styl gry rywalowi, dzięki czemu Korona utrzymuje się przy piłce. Od jego dyspozycji będzie zależało bardzo wiele, może nawet cały wynik meczu.

Przed nami bez wątpienia świetny mecz. Mecz walki, mecz o ogromnej wadze. Zapowiada się na emocjonujące, ofensywne widowisko, obfitujące w strzały, akcje i bramki. Wszyscy mamy nadzieję, że Korona poradzi sobie i pokona trudnego rywala, odzyskując kontakt z czołówką oraz zapewniając sobie pozostanie w czołowej ósemce.

 

Przedmeczowo: Wisła Płock – Korona Kielce

Szkoda remisu na własnym boisku z Pogonią Szczecin, ale zarazem drużyna Gino Lettieriego przedłużyła serię spotkań bez porażki do pięciu z rzędu. Jeden punkt wystarczył Koronie do utrzymania piątej lokaty. Mało tego, pozwolił drużynie zmniejszyć straty do czołówki, bo punkty stracił Lech Poznań i w wyniku burd kibiców Górnik Zabrze. To zaogniło przede wszystkim walkę o czwartą lokatę w tabeli pomiędzy Żółto-Czerwonymi a Górnikami z Zabrza. Teraz, na trzy kolejki przed końcem rundy zasadniczej, czeka nas jednak pojedynek o piątą lokatę, pomiędzy sąsiadami w tabeli - Koroną a Wisłą Płock. Zapowiada się ciekawe, pełne sportowej walki spotkanie. Początek meczu już w sobotę, punktualnie o 20:30, a jego sędzią będzie pan Łukasz Szczech. Transmisję meczu można śledzić na antenie Canal+ Sport, a także Radia Kielce.

Do tej pory oba kluby walczyły ze sobą dziewiętnaście razy. Historia wyraźnie ukazuje nam, jak bardzo wyrównane były to boje. Sześć porażek, sześć remisów i siedem wygranych Korony. W tym czasie padło trzydzieści cztery gole. Czternaście zdobyła Wisła Płock, dwadzieścia ekipa z Kielc. Ostatnie trzy pojedynki wygrała Korona, dwa z nich odbyły się na Kolporter Arenie, jeden na terenie Wisły w Płocku.

Wisła Płock właśnie obok Korony jest jedną z rewelacji sezonu Lotto Ekstraklasy. Zajmuje obecnie szóste miejsce. Dwanaście wygranych, zaledwie trzy remisy i jedenaście porażek sprawiło, że Wisła zgromadziła trzydzieści dziewięć oczek, o jedno mniej niż piąta Korona, dwa mniej niż czwarty Górnik Zabrze. Dwa punkty mniej mają Zagłębie Lubin i Biała Gwiazda, już pięć mniej Arka Gdynia. Bilans bramkowy Wisły to trzydzieści pięć goli zdobytych i trzydzieści trzy stracone. Aby na poważnie liczyć na awans w górę tabeli, Wisła musi wykorzystać atut własnego boiska i pokonać drużynę gości. Jeśli jej się to nie uda, może spaść na ósmą lokatę, remis powinien wystarczyć do utrzymania szóstej pozycji i pozwoli na dwie kolejki przed końcem być niemal pewnym pozostania w górnej części tabeli.

Korona Kielce z dorobkiem czterdziestu punktów ciągle utrzymuje kontakt z czołówką. Żółto-Czerwoni do trzeciego w tabeli Lecha traci zaledwie trzy oczka, do czwartego Górnika Zabrze jeden punkt. Za plecami Korony plasuje się jej najbliższy rywal – Wisła Płock, mająca jeden punkt mniej, dalej Zagłębie i Wisła Kraków, mające dwa oczka mniej. Od  drużyny z dziewiątego miejsca goście sobotniego meczu mają na ten moment bezpieczną przewagę sześciu punktów. to oznacza, że każdy punkt zdobyty w Płocku może zapewnić podopiecznym Gino Lettieriego zakończenie fazy zasadniczej w czołowej ósemce. Oczywiście Korona mierzy znacznie wyżej, bo liczy na czwartą z rzędu wygraną nad Wisłą Płock i poprawę i tak solidnego bilansu bramkowego czterdziestu goli zdobytych do trzydziestu dwóch straconych.

Zanosi się na bardzo wyrównany mecz. Nie ma faworyta, bo obie drużyny naprawdę niewieloma rzeczami się od siebie różnią. Obie grają futbol oparty na walce w środku pola i szybkimi atakami skrzydłami. Ogromną wagę przywiązują do stałych fragmentów gry i starają się pokazać pełnie zaangażowanie. Nie zabraknie ostrej walki, zaczepnych akcji, strzałów i pełnej koncentracji, bo obie ekipy zapewne będą starały się przede wszystkim nie stracić gola. Różnica jest tylko taka, że Korona, gdy ma swój dzień potrafi ograć każdego rywala. Wisła raczej nie ma takich przebłysków. Dlatego minimalnie większą szansę ma zespół gości, który jeśli zagra na swoim najwyższym poziomie, powinna wywalczyć skromne zwycięstwo. Obstawiamy zero do jednego dla gości.

W barwach Wisły Płock pod wodzą Jerzego Brzęczka świetnie spisuje się Dominik Furman. Środkowy pomocnik to wzór piłkarza wypruwającego sobie żyły dla dobra swojej drużyny. Pracowity, dobry kondycyjnie, świetnie odbierający piłkę i szybko rozprowadzający ją do partnerów. Jest kreatywny i lubi być pod grą. Łączy defensywę z ofensywą, a dzięki nieszablonowym zagraniom często stwarza przewagę dla swojego zespołu. A nie wolno zapominać o tym, że dysponuje też fantastycznym uderzeniem z dystansu.

W Koronie od nowa rozszalał się Jacek Kiełb. Ryba znowu jest jednym z najlepszych piłkarzy całej ligi. Szybki, inteligentny, dobry technicznie, a przede wszystkim doskonale skoncentrowany. Drybluje, strzela, wykonuje stałe fragmenty gry, jest wszędzie tam, gdzie go potrzeba. Jest też ulubieńcem kibiców, dla których stał się już symbolem Korony. Gdy jest dobrze dysponowany, nikt nie może go powstrzymać. Jego obecność na boisku znacznie wzmacnia potencjał ofensywny Żółto-Czerwonych i sprawia, że w każdej chwili trzeba się liczyć z możliwością straty gola.

W sobotę w Płocku rozegra się bardzo istotne dla ostatecznego układu tabeli spotkanie. Ten, kto w sobotę będzie górą, zapewni już sobie pewną czołową ósemkę, dlatego naprawdę jest o co walczyć. Czeka nas interesująca walka. Emocji na pewno nie zabraknie, bo to już nie czas na grę na pół gwizdka. Teraz ważą się losy sezonu. Oby Korona przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść i pewnie utrzymała wysoką pozycję w tabeli.

 

Przedmeczowo: Korona Kielce – Pogoń Szczecin

 

Cztery spotkania w rundzie i cztery mecze bez porażki Korony Kielce to świetny początek drugiej części rozgrywek. Dwa zwycięstwa, jedno na wyjeździe i jedno u siebie z Lechem Poznań i dwa remisy, oba na wyjeździe, w tym ten ostatni, jeden do jednego wywalczony w starciu z odwiecznym rywalem - Wisłą Kraków (drugi z rzędu obroniony karny przez Alumerovicia) na jej boisku. Trener Lettieri może być zadowolony zarówno z gry, jak i z wyników swoich podopiecznych, którzy dzięki dobrej dyspozycji utwierdzili się na piątej pozycji w ligowej tabeli i zbliżyli do ścisłej czołówki. Teraz, po iście heroicznym boju w Krakowie pora na teoretycznie łatwiejszy sprawdzian. Na stadionie przy Ściegiennego czeka nas starcie Korony z Pogonią Szczecin. Początek meczu, a zarazem transmisji w telewizji Canal + Sport i na antenie Radia Kielce punktualnie o godzinie 18:00. Należy spodziewać się kolejnych wspaniałych emocji.

Korona nie lubi grać z Pogonią, świadczą o tym statystyki dotychczasowych pojedynków. Zaledwie trzy wygrane Żółto-Czerwonych, siedem remisów i osiem porażek na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W tym czasie padło pięćdziesiąt pięć goli, dwadzieścia trzy dla Korony, trzydzieści dwa dla Pogoni. Ostatnie zwycięstwo Korony miało miejsce w sezonie 2016/17, na stadionie w Kielcach cztery do jednego.

Pogoń Szczecin zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli. Ma na koncie dwadzieścia cztery punkty, zaledwie dwa więcej niż ostatnia w tabeli Sandecja Nowy Sącz, punkt mniej niż drużyny z miejsc czternaście i trzynaście, już cztery oczka więcej ma dwunasta Lechia Gdańsk. Piłkarze Kosty Runjarica odnotowali sześć wygranych, sześć remisów i trzynaście porażek, zdobywając do tej pory dwadzieścia siedem goli, tracąc przy ty trzydzieści osiem. Ich prawdziwą zmorą jest brak wygranych i własnego stylu gry, co powoduje, że nie są w stanie ustabilizować formy. W Kielcach tak naprawdę koniecznie potrzebują wygranej. Remis będzie lepszym wynikiem dla gospodarzy, którzy w ten sposób przedłużą serię spotkań bez porażki.

Po dwudziestu pięciu kolejkach Korona zajmuje wysokie, piąte miejsce w Lotto Ekstraklasie. Do końca fazy zasadniczej już tylko pięć spotkań, a Żółto-Czerwoni zgromadzili trzydzieści dziewięć punków. Dwa punkty więcej zebrał czwarty Górnik Zabrze, cztery więcej Lech Poznań, druga Legia sześć oczek przewagi. Za plecami Korony znajduje się Wisła Kraków mająca punktów trzydzieści siedem, a Wisła Płock i Zagłębie Lubin z trzydziestoma sześcioma punktami. Seria czterech spotkań bez porażki uzupełniła niezły bilans spotkań Dumy Kielc. Dziesięć wygranych, dziewięć remisów i sześć porażek słusznie stawia Koronę w czołówce ligowej stawki. Bardzo dobrze wygląda też bilans bramkowy piłkarzy Gino Lettieriego. Czterdzieści bramek strzelonych, trzydzieści dwie stracone. To doskonale obrazuje, że mecze Korony przynoszą największe emocje i ogląda je się zdecydowanie najlepiej spośród wszystkich ekip naszej ligi. Korona zamierza skorzystać z dobrej formy i atutu własnego boiska, by wygrać i przeskoczyć w tabeli Górnika Zabrze, jeszcze bliżej doskakując do podium. W razie porażki wciąż jednak gospodarze mogą spaść na ostatnią lokatę w górnej połowie tabeli.

Przed najbliższym pojedynkiem Korony z Pogonią faworytem są piłkarze z Kielc. Właściwie jedynym, co przemawia za Pogonią jest historia. Zespół ze Szczecina potrafi wygrywać na stadionie Korony. Jednak to jedyny atut gości. To Żółto-Czerwoni są w lepszej dyspozycji, grają lepszy futbol, zarówno w obronie, jak i w ataku, są drużyną znacznie bardziej waleczną i stale szukającą wygranej. Korona ma znacznie szerszy zakres zagrań. Groźne stałe fragmenty, lepsza gra piłką, stabilniejsza obrona, znacznie większa skuteczność, a na dodatek zaplecze w postaci tysięcy własnych kibiców. Trudno zatem ferować inny wynik niż zwycięstwo Dumy Kielc. Będzie dwa do zera dla gospodarzy.

Jako że Pogoń prawdopodobnie będzie zmuszona głównie bronić dostępu do własnej bramki, dlatego jednym z najważniejszych piłkarzy w składzie gości będzie obrońca, Sebastian Rudol. Solidny, dobrze się ustawiający i dobry w odbiorze piłki zawodnik imponuje ponadto siłą i szybkością. Nieźle gra głową i kieruje partnerami z defensywy, a ponadto potrafi być groźny pod bramką przeciwnika po stałych fragmentach gry.

Korona z kolei poszuka kolejnego zwycięstwa u siebie, dlatego postacią kluczową dla losów meczu będzie bez wątpienia gracz ofensywny. Stawiamy na napastnika. Nika Kaczarawa prezentuje ostatnio dobrą formę. Nawet jeśli nie strzela, to ciężko haruje dla drużyny. Dobrze zbudowany, szybki, silny i skoczny, potrafi przestawić przeciwnika bez faulu, dobrze utrzymać się przy piłce, minąć dwóch, a nawet trzech rywali, ale przede wszystkim jest zabójczy przy centrach w pole karne. Zawsze gra do końca, zaczynając grę pressingiem swojej drużyny i utrudniając rywalom rozegranie piłki. Ma idealną mentalność do gry w Koronie, bo nigdy nie odpuszcza, nawet gdy wydaje się, że nie ma szans wykończyć akcję. Jeśli otrzyma swoją szansę od partnerów, może zapewnić Koronie trzy punkty, bo naprawdę ma nosa do goli. Potrafi zdobywać je, mając nawet pół szansy.

To już trzeci mecz Korony Kielce na przestrzeni tygodnia. Natłok spotkań nie przeszkodził naszym pupilom gromadzić kolejne ważne punkty i utrzymać dobrą formę. W sobotę szanse na kolejne oczka są naprawdę duże i wszyscy kibice liczą, że gospodarze je wykorzystają. Na ten moment jesteśmy faworytami pojedynku, ale tak naprawdę pewne jest tylko jedno: emocji na boisku nie zabraknie, bo obie drużyny mają o co walczyć.

 

65. minuta, czyli jak zabić mecz

Powiedziałbym - uwierzcie mi na słowo. Ale po tekście o Gostomskim, nikt mi już nie uwierzy - trudno. Znajdą się tacy, którzy poszukają literówek lub błędów językowych. Tak, wiem, dlatego na wstępie zaznaczę, nie jestem dziennikarzem z portalu "antykorona", ani innym wyedukowanym pisarzem z dziedziny dziennikarstwa. Ba, za swoje marne wypociny jak to uważacie, nie biorę skandalicznie wielkich pieniędzy. Powiem więcej, nic z tego nie mam - ot, rubrykę w portalu, jeśli więc macie swoje przemyślenia, to śmiało możecie dołączyć, nawet mnie zastąpić, a nie tylko bezsensownie hejtować, jak to ma miejsce przy podawaniu składu na jakikolwiek mecz Korony. No, chyba że brak odwagi. Tyle wstępu.

Jak w tytule. Nie mam w zwyczaju oglądania meczów live, nie mam na to czasu, chęci, możliwości. Ale ostatnio udało się trafić mecz PSG - Real. Cudem, fartem, wolny czas postanowiłem zmarnować na hit. Do 65 minuty było cacy, PSG grało jak równy z równym, jak petrodolary z petrodolarami. Aż do wymienionej minuty, kiedy to trener paryżan zdecydował się na zmianę, zszedł Cavani za niego jakiś tam ktoś. W każdym razie nie napastnik. To powoli zabijało PSG i z remisu zrobiło się 1-3. Jak dla mnie ta zmiana zabiła mecz. Coś jak w meczu w Krakowie z kimś tam. Po cichu liczyłem, że w ostatniej zmianie wejdzie jakiś skrzydłowy pokroju Jukić bądź Janjic, a zejdzie Diaw, czyli jeden niepewny z żółtą kartką, na którego będą polować gracze z Krakowa. Niestety. Diaw został i szczerze, gdyby VAR był obecny, to nasz zawodnik przy pierwszej okazji wyleciałby z boiska. Owszem, wybił piłkę, ale wyprostowaną nogą wpadł w zawodnika drużyny, której nazwy nie pamiętam. Oszczędzono go na kilka minut, wejście bokiem jeszcze odpuszczono, ale ostatniej akcji sędzia Lasyk już nie podarował. Co by to zmieniło? Chyba nic. W drugiej połowie Korona była nastawiona na antyAtak. Wyłącznie obrona Częstochowy. Czyli albo się uda, albo nie. W każdym razie ja, jak i na przykład mój ojciec byliśmy podobnego zdania - na drugą połowę wyszliśmy się bronić. Jeśli za napastnika wchodzi pomocnik, za defensywnego pomocnika obrońca, a w ostatniej zmianie za pomocnika obrońca, to słowa trenera nic nie zmienią. Broniliśmy wyniku i nic poza tym.

Dzięki Wam za remis na tym trudnym do nazwania terenie, za walkę, za punkt, dla Alomerovicia za drugi obroniony karny w kilka dni. Jest dobrze. Ale. Trenerze Lettieri, nie rób zmian w 65 minucie. Nie prowokuj mnie do pisania tekstu. Tak pół żartem pół serio.

Przedmeczowo: Korona Kielce – Lech Poznań

Korona Kielce udanie rozpoczęła rundę rewanżową rozgrywek Lotto Ekstraklasy. Poza tym  jeszcze nigdy mecz przyjaźni nie dostarczył nam tak wielkich emocji i tylu bramek. Drugie wyjazdowe spotkanie drugiej rundy rozgrywek zakończyło się remisem z Sandecją trzy do trzech. Grad bramek, połączony z błędami w obronie, walecznością i sporą dozą przypadku, zapewnił w ogólnym rozrachunku świetne widowisko kibicom zgromadzonym na stadionie w Niecieczy. Cztery punkty w dwóch wyjazdowych pojedynkach to całkiem niezłe rozpoczęcie kolejnej rundy. I dobrze, bo choć teraz przed Koroną Kielce pierwszy mecz przed własną publicznością, to jednak z bardzo niewygodnym rywalem. Bo już w najbliższą niedzielę o godzinie 18:00 na Arenę Kielc zawita trzecia drużyna rozgrywek, Lech Poznań. Spotkanie poprowadzi dobrze znany kieleckiej publiczności sędzia Mariusz Złotek. Transmisja pojedynku Korony z Lechem dostępna w telewizji Canal + i Radiu Kielce.

Lech Poznań jest rywalem, z którym Korona ma najgorszy bilans spotkań w całej historii. Na rozegranych do tej pory dwadzieścia cztery spotkania wygrała zaledwie trzy, osiem razy padł remis, aż trzynaście razy zwyciężała ekipa Kolejorza. Lech strzelił w dotychczasowych starciach aż trzydzieści sześć bramek, Żółto-Czerwoni o dwadzieścia mniej, zaledwie szesnaście. Ostatnia wygrana Korony nad Lechem miała miejsce w sezonie 2016/17, właśnie na Arenie Kielc, kiedy to gospodarze widowiskowo rozbili ekipę Kolejorza aż cztery do jednego. Niestety, kolejne trzy mecze z rzędu wygrał zespół z Poznania.

Lech Poznań zajmuje obecnie trzecie miejsce w Lotto Ekstraklasie, z dorobkiem czterdziestu oczek, tracąc do lidera, Jagielloni Białystok (która w piątek wygrała swój mecz z Lechią Gdańsk cztery do jednego i ma rozegrane jedno spotkanie więcej od reszty drużyn z czołówki) traci pięć punktów, do wicelidera z Warszawy cztery. Tuż za plecami Kolejorza uplasował się Górnik Zabrze, tracący do niego zaledwie punkt, dalej, ze czterema punktami straty znajduje się Wisła Płock, z pięcioma straty Korona Kielce i Wisła Kraków. Aby utrzymać się na trzecim miejscu i nie stracić kontaktu z czołówką Lech absolutnie musi zwyciężyć w Kielcach. Ale to nie będzie łatwe, nawet mimo tego, iż poznaniacy przegrali dotąd zaledwie trzy spotkania w całym sezonie, remisując dziesięć i dziesięć wygrywając. Dobrze prezentuje się również bilans bramkowy niedzielnych gości, wynoszący trzydzieści dwa strzelone, szesnaście straconych.

Korona Kielce traci do Lecha pięć oczek i zajmuje szóste miejsce w tabeli. Dziewięć wygranych, osiem remisów i sześć porażek, trzydzieści osiem goli strzelonych i trzydzieści jeden straconych to całkowity dorobek podopiecznych Gino Lettieriego. Tyle samo oczek ma siódma Wisła Kraków, punkt więcej zgromadziła Wisła Płock, którą Żółto-Czerwoni mogą przeskoczyć po najbliższym meczu. Cztery punkty więcej ma czwarty Górnik Zabrze, dwa punkty mniej mają Zagłębie Lubin i Arka Gdynia. Osiem mniej zebrała ekipa z miejsca numer dziesięć, więc kielczanie w najgorszym razie mogę spaść na dziewiątą lokatę. Wygrana nad Lechem pozwoli Koronie awansować na piątą lokatę i zbliżyć się do czołówki.

Biorąc pod uwagę wyniki pierwszych dwóch spotkań, obie ekipy prezentują się podobnie. Lech zremisował jeden mecz, a drugi wygrał, Korona odwrotnie, wygrała pierwsze spotkanie, remisując drugie. Kolejorz zdobył dwa gole, nie tracąc żadnego, Żółto-Czerwoni strzelili sześć bramek, tracąc trzy. Liczą się jednak punkty, a tych obie ekipy zgromadziły po cztery, czyli po tyle samo. Mimo to na faworyta spotkania w Kielcach wyrasta zespół gości. Podopieczni Nenada Bielicy prezentują w tym sezonie równiejszą formę, zajmują wyższe miejsce w tabeli, mają bez wątpienia szerszą kadrę, a przede wszystkim czują się mocni dzięki historycznym statystykom starć z Koroną. Za Lechem przemawia też preferowany styl gry.

Piłkarze z Poznania znacznie lepiej grają piłką niż Korona. Na papierze wygląda to dość przytłaczająco. Kolejorz ma lepszą obronę, tracącą niewiele goli, dzięki czemu są najlepszą defensywą Lotto Ekstraklasy. Zaledwie szesnaście straconych goli i konsekwencji zaledwie trzy porażki! To pokazuje, że aby liczyć na wygraną z Lechem, trzeba pokazać coś naprawdę niezwykłego. Dodatkowo Lech posiada dobrze wyważoną ofensywę, zdolną strzelić przeciwnikom sporo goli i to na bardzo różne sposoby. Akcje kombinacyjne, atak pozycyjny, strzały z dystansów czy stałe fragmenty gry. Pod tym względem Kolejorz jest naprawdę wszechstronną drużyną i daje mu to z miejsca przewagę psychologiczną nad wieloma rywalami jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wszystko wskazuje na to, że tak samo będzie w niedzielnym pojedynku.

A jednak atuty gości wcale nie przekreślają szans na czwarte w historii zwycięstwo Korony Kielce. Żółto-Czerwoni to drużyna prezentująca bardzo dojrzały futbol i zarazem zespół, który na przestrzeni ostatnich sezonów poczynił największe postępy ze wszystkich w lidze. Nie straszny jej żaden przeciwnik, zwłaszcza na Arenie Kielc. Koroniarze mają swoje asy. Poza grą przed własną publicznością jest to waleczność, zgranie zespołu i gra z olbrzymim poświęceniem. Szybka, nakierowana na ofensywę gra skrzydłami, groźne kontry przynoszące niemal najwięcej strzelonych goli w Ekstraklasie, nieprzewidywalne stałe fragmenty gry, solidna defensywa i rozsądna taktyka, zwykle dobrze dopasowana pod konkretnego przeciwnika dają gospodarzom w sumie naprawdę spore szanse na sprawienie sensacji w niedzielnym pojedynku. Dlatego nasz typ na ten mecz to podział punktów i ostateczny wynik jeden do jednego.

Wśród najlepszych piłkarzy zespołu ze Ściegiennego wielu z nich to pomocnicy. I bardzo dobrze, bo mecze wygrywa się właśnie w środku pola. Dlatego w niedzielę kluczową postacią dla losów pojedynku będzie właśnie jeden z zawodników centralnej części boiska, mianowicie Goran Cvijanović. Doświadczony pomocnik błysnął w meczu przyjaźni, strzelając gola i zaliczając asystę, ale gra dobrze już od dawna i kibice w Kielcach szybko pokochali nieszablonowego pomocnika. Dobry technicznie, potrafiący strzelać obiema nogami, a także głową, dysponujący doskonałą techniką użytkową, niezły pod względem fizycznym, kreatywny i groźny zawsze, gdy zbliży się do pola karnego rywali. Jest jednym z tych piłkarzy, którzy sami potrafią wygrywać mecze. Poza tym dobrze rozdziela piłki i wykonuje rzuty rożne i wolne. To może okazać się bezcenne w meczu przeciwko Lechowi Poznań.

Kolejorz posiada w swoim składzie wielu świetnych piłkarzy, ale na ich tle wyróżnia się przede wszystkim Darko Jevtić. Ofensywny pomocnik rodem ze Szwajcarii jest w obecnych rozgrywkach prawdziwym objawieniem. Genialny technicznie, a przy tym silny i szybki, stanowi problem dla każdej defensywy. Kreatywny, nieprzewidywalny, obdarzony celnym uderzeniem i dokładnym podaniem, potrafi w pojedynkę rozmontować defensywę rywala. Nie brakuje mu pomysłów, doskonale motywuje się przed każdym meczem i chce błyszczeć w każdych zawodach. Od jego dyspozycji w ogromnym stopniu zależy siła ognia Lecha. Zapewne w Ekstraklasie długo nie zabawi, bo już ostrzą na niego zęby mocniejsze zespoły, ale jeszcze przeciwko Koronie będzie stanowił największe zagrożenie w ekipie gości i będzie wymagał szczególnej opieki przez całe dziewięćdziesiąt minut.

Przed nami wspaniały mecz. Dla prawdziwych kibiców nie ma nic lepszego niż starcie z silnym, grającym futbol na europejskim już niemal poziomie przeciwnikiem. Mimo zimowej aury fani Korony zapewne tłumnie wyruszą w niedzielne popołudnie na stadion, by dopingować Dumę Kielc. Zapowiada się emocjonujące widowisko, któremu przeszkodzić mogą jedynie warunki atmosferyczne, bo za oknem mimo rundy wiosennej ponownie zawitała zima… Zima, która nie zdoła jednak ochłodzić zapału piłkarzy obu zespołów.

Przedmeczowo: Sandecja Nowy Sącz – Korona Kielce

Korona Kielce bardzo udanie zainaugurowała rundę wiosenną, pewnie zwyciężając na wyjeździe ekipę Bruk-Bet Termaliki trzy do zera. Zawodnicy trenera Lettieriego zaprezentowali futbol, do którego zdążyli nas przyzwyczaić: ofensywny i pełen walki. Gospodarze nie potrafili znaleźć recepty na świetnie zorganizowanych, lepszych technicznie i skuteczniejszych gości. Maciej Bartoszek nie potrafił znaleźć recepty na swoją dawną drużynę i dlatego Korona przywiozła bezcenne trzy punkty i świetny wynik do Kielc.

Teraz pora na kolejny pojedynek. Kolejny mecz wyjazdowy, więc kibice ostrzący sobie zęby na oglądanie spotkania na Arenie Kielc muszą na taką szansę jeszcze poczekać. Ale nic straconego, bo w dwudziestej trzeciej kolejce Lotto Ekstraklasy czeka nas drugi w sezonie mecz przyjaźni z Sandecja Nowy Sącz. Początek spotkania już w najbliższy piątek o godzinie 18:00, a jego transmisję można będzie zobaczyć na antenie Eurosport i wysłuchać w Radiu Kielce.

Oba zespoły mierzyły się do tej pory pięciokrotnie, z czego tylko raz w Ekstraklasie. Lepszy bilans spotkań ma Korona, która wygrała trzy pojedynki, w tym jeden w najwyższej klasie rozgrywkowej, raz padł remis, a raz wygrała ekipa Sandecji. W tych starciach padło do tej pory osiem goli, z których Żółto-Czerwoni strzelili sześć, gracze z Nowego Sącza dwa. Ostatni mecz rozegrany w Kielcach minimalnie wygrała drużyna gospodarzy, jeden do zera. Mimo iż oba kluby darzą się sympatią, to jednak tak jedni, jak i drudzy będą szukać tylko wygranej. Tak więc mecz przyjaźni owszem, ale tylko na trybunach.

Sandecja swoją inaugurację rundy wiosennej przegrała wysoko na wyjeździe w Szczecinie cztery do jednego. Piłkarze Kazimierza Moskala znajdują się tuż nad strefą spadkową na czternastym miejscu, mając w dorobku dwadzieścia jeden oczek. To zaledwie punkt przewagi nad ostatnim Piastem i piętnastą Pogonią. Tyle samo punktów ma trzynasta Termalica i jest ona jedynym zespołem, który Sandecja może przeskoczyć, bo dwunasta Lechia ma już cztery punkty przewagi. Tak niska pozycja Sandecji jest wynikiem nierównej gry zespołu. Cztery wygrane, dziewięć remisów i dziewięć porażek to jeden z najsłabszych wyników w lidze. Kiepsko prezentuje się również bilans bramkowy piątkowych gości, dwadzieścia jeden goli strzelonych, trzydzieści cztery stracone. Przed Sandecją niezwykle trudne zadanie. Jedyny wynik, który będzie dla nich dobry to wygrana. Porażka czy nawet remis nie tylko nie pozwoli uciec od rywali z niższych miejsc, ale może strącić piłkarzy Kazimierza Moskala do strefy spadkowej i to na dłuższy czas, bo mecz dwudziestej czwartej kolejki grają znowu na wyjeździe.

Zupełnie odmienne nastroje niż w Nowym Sączu panują w Kielcach. Po efektownej wygranej nad Termalicą piłkarze Gino Lettieriego awansowali na piąte miejsce w tabeli. Trzydzieści cztery punkty na koncie, dziewięć wygranych, siedem remisów i sześć porażek to naprawdę solidny dorobek. Dodatni bilans bramkowy trzydzieści pięć strzelonych (najwięcej w całej lidze), dwadzieścia osiem straconych też wygląda nieźle. Korona do czwartego Górnika Zabrze traci dwa punkty, do trzeciego Lecha trzy oczka, więc wygrana w Nowym Sączu może wywindować Żółto-Czerwonych nawet na podium. Za plecami Korony znajduje się mająca punkt mniej Wisła Płock, dwa mniej mają ekipy z miejsc siedem, osiem i dziewięć, dlatego również dla piłkarzy z Kielc, podobnie jak dla gospodarzy liczy się tylko i wyłącznie wygrana i Sandecja nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Korona musi wygrać najbliższy mecz również dlatego, że w dwudziestej czwartej kolejce rozegra hitowy pojedynek na Arenie Kielc przy Ściegiennego z Lechem Poznań.

Korona Kielce jest zdecydowanym faworytem piątkowego pojedynku. Poza tym, że gra na wyjeździe ma w rękach same atuty. Przede wszystkim znacznie lepszą ofensywę. Nie chodzi już nawet o lepszą grę z kontry. Korona zrobiła olbrzymie postępy jeśli chodzi o grę piłką i dominowanie w środku pola.  Ogromna w tym zasługa dobrze dobranej i przyswojonej taktyki, ale również doskonale zgranych piłkarzy. Możdżeń, Żubrowski, Cvijanović to tylko niektóre z nazwisk wartych uwagi. Trener Lettieri wpoił też swoim piłkarzom wolę walki o każdą piłkę. Tak padła chociażby pierwsza bramka w meczu z Termalicą. Korona ma też solidniejszą obronę, dobrze zgraną i doświadczoną, która zapobiega utracie zbyt wielu goli. Sandecja musi liczyć na to, że piłkarze gości będą mieli gorszy dzień, może jakiś przypadkowy gol po stałym fragmencie, może indywidualny błąd piłkarza Korony. Bo jeśli Żółto-Czerwoni zagrają tak jak przeciwko Termalice, to trzy punkty znowu pojadą do Kielc.

Jednym z najlepszych piłkarzy Sandecji w Obecnych rozgrywkach jest jej napastnik, Aleksandar Kolev. Snajper z Nowego Sącza strzelił do tej pory sześć bramek i jest najskuteczniejszym piłkarzem swojej ekipy. Jest szybki, silny i ma instynkt strzelca. Lubi wbić piłkę do siatki z bliska i z daleka. Potrafi wykorzystać zamieszanie po stałym fragmencie gry i oszukać obrońców. Bez wątpienia jest postacią wymagającą ścisłego krycia
i większej uwagi, żeby nie wyciągać piłki z siatki.

Mecz z Termalicą przywołał wspomnienia, w których Mateusz Możdżeń był kluczowym zawodnikiem Korony nie tylko w pojedynczych meczach, ale przez dłuższy okres. Tak było w poprzednim meczu i tak będzie w najbliższym pojedynku. Mateusz ma wszystkie umiejętności, by zdominować rywali. Jest pracowity, kreatywny, doskonale dyktuje tempo gry, jego podania są mierzone co do centymetra, a soczyste strzały z dystansu sieją popłoch wśród bramkarzy. W swojej najlepszej formie jest jedną z czołowych postaci całej Ekstraklasy. Z nim w składzie Korona jest o wiele groźniejsza.

Pomimo sympatii, jaką żywią do siebie kibice Korony i Sandecji w piątek na boisku nie będzie czasu na uprzejmości. Obu drużynom zależy na komplecie punktów i o to będzie toczyła się gra. Nie będzie oszczędzania się czy gry na remis, ale walka, czysta, twarda, nakierowana na zdobycie przewagi nad rywalem. Wszyscy liczymy, że zwycięsko z tej konfrontacji wyjdzie Korona Kielce, która ponownie może włączyć się do walki o czołowe miejsca w Ekstraklasie, może nawet o lokaty premiowane grą w europejskich pucharach… Zapowiada się ciekawe, obfitujące w gole spotkanie. Do boju, Korono!

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account