Udany rewanż na Cracovii w poprzedzającej przerwę na reprezentację kolejce Lotto Ekstraklasy sprawił piłkarzom i kibicom Korony Kielce wiele radości. Może nie obejrzeliśmy porywającego widowiska, ale za to drużyna trenera Bartoszka zdobyła bezcenne trzy punkty, strzeliła trzy gole i (co nie zdarzyło się od niepamiętnych czasów) zachowała czyste konto. Może nareszcie defensywa Żółto-Czerwonych zacznie grać na wyższym poziomie i nie będzie więcej traciła tylu goli, co dotychczas. Kolejny sprawdzian dla formy kieleckiej ekipy już w najbliższy piątek. Po przełamaniu passy spotkań bez czystego konta pora przerwać złą passę meczy bez wygranej na wyjeździe. Rywal jest trudny, bo czeka nas wyjazd do Wrocławia na boisko Śląska. Początek meczu o godzinie 18:00.
W dotychczasowych starciach obu zespołów przeważają remisy. Korona i Śląsk, na dziewiętnaście spotkań rozegranych między sobą na szczeblu pierwszej Ligii i Ekstraklasy, aż dziewięć razy dzieliły się punktami, wygrywając po pięć spotkań. Patrząc na te statystyki można bez trudu wywnioskować, jak wyrównany mecz nas czeka, bo jedynym co różni obie drużyny jest bilans bramkowy, korzystny dla piątkowych gospodarzy, wynoszący 29:19.
A jednak nas interesują (zupełnie słusznie) statystyki nie historyczne, ale te z obecnego sezonu, które zdają się przemawiać na korzyść Korony Kielce. Żółto-Czerwoni zajmują obecnie ostatnie miejsce w czołowej ósemce, z dorobkiem 35 punktów i stratą zaledwie trzech oczek do piątego w tabeli Zagłębia Lubin, dwóch do szóstej Wisły Kraków i jednego do siódmej Termalici, mając zarazem trzy punkty przewagi nad dziewiątą Pogonią Szczecin, a cztery nad dziesiątą Wisłą Płock. Dzięki takiej sytuacji w tabeli Korona ma duże szanse na awans za plecy ekipy z Lubina, jeśli zdoła pokonać Śląsk. Remis zapewni jej pozostanie w ósemce, jednak jeśli rywale wykorzystają swoją szansę będą mogli uciec lub zbliżyć się punktowo do ekipy z Kielc. Porażka będzie natomiast bolesnym ciosem, bo na trzy kolejki przed końcem może strącić Koronę do dolnej części tabeli. Duma Kielc odniosła do tej pory jedenaście zwycięstw, nadal zaledwie dwa razy remisowała, jednak aż trzynaście razy schodziła z boiska pokonana. Po meczu z Cracovią nieznacznie poprawił się bilans bramkowy Koroniarzy, wynosi obecnie 38:51 na minus.
Śląsk Wrocław pod wodzą Jana Urbana wcale nie zmienił swojego oblicza. Nadal jest drużyną grającą w kratkę, bez błysku, głównie koncentrującą się na kontratakach, zdobywającą i tracącą wiele przypadkowych bramek. Trzynasta lokata w tabeli i dorobek 29 punktów, z siedmioma zwycięstwami, ośmioma remisami i jedenastoma porażkami. Co ciekawe, strzelili w tych rozgrywkach dziesięć goli mniej niż Korona, ale stracili również dziesięć mniej, dzięki czemu mają taki sam ujemny bilans bramkowy jak Żółto-Czerwoni. Ślązacy będą za wszelką cenę chcieli pokonać u siebie Koronę, bo wygrana może dać im awans nawet na dziesiątą lokatę, remis to dla nich niebezpieczny wynik, bo chociaż może pozwolić przeskoczyć dwunasty Ruch Chorzów, to może też sprawić, że ekipę z Wrocławia przeskoczy w tabeli Piast Gliwice, natomiast porażka może strącić Śląsk nawet do strefy spadkowej, na piętnaste miejsce, obecnie zajmowane przez Cracovię.
W piątek bez wątpienia czeka nas niewiarygodnie zacięty mecz. Nie chodzi już nawet o historię starć obu zespołów, ale zwyczajnie o to, że Śląsk i Korona dołożą wszelkich starań o to, żeby wygrać i na pewno jedni i drudzy nie będą przebierać w środkach. Nikomu nie braknie motywacji, na pewno nikt nie będzie odstawiał nogi. To będzie istna wojna. Śląsk ma atut własnego boiska, ale nastroje psuje mu ostatnia porażka u siebie
z Piastem 3:4, z kolei Korona nie potrafi grać na wyjazdach. Śląsk nie strzela zbyt wielu goli, ale Korona lubi tracić dużo bramek, zwłaszcza w meczach wyjazdowych. Śląsk nie wygrał, nie zdobył nawet punktu od trzech spotkań, Korona gra w kratkę, gubiąc punkty zaraz po tym jak je zdobyła. Ale jeśli już mamy spojrzeć na drugą stronę monety, czyli na atuty obu zespołów, to wszystkie, poza boiskiem, ma w ręku Korona. Żółto-Czerwoni są w dobrych humorach, mają więcej do zaprezentowania w ofensywie i czują, że mogą jeszcze zawalczyć o spokojną końcówkę sezonu i pewne utrzymanie. Czują, że wygrana we Wrocławiu bardzo ich do tego przybliży. Jednak nie należy lekceważyć determinacji Śląska, który za wszelką cenę będzie chciał pozostać w Ekstraklasie.
Pomocnik Śląska Wrocław Ryota Morioka to broń, której mimo słabości Śląska nie można lekceważyć. Japończyk jest prawdziwym motorem napędowym wrocławskiej maszyny. Nie tylko potrafi dryblować i celnie podawać, ale też strzelać gole. Ma ich na koncie cztery i jest najskuteczniejszym graczem swojej drużyny. Potrafi w pojedynkę przesądzić o losach spotkania. Kieleccy obrońcy muszą bardzo na niego uważać, żeby nie dopuścić do powtórki z poprzedniego spotkania ze Śląskiem, w którym w Kielcach przegrali 1:2.
W Kielcach przeciwko Cracovii fajnie zagrał Kuba Żubrowski, znowu strzelił Jacek Kiełb, na skrzydle szalał Dani Abalo, ale tak naprawdę cichym bohaterem spotkania był Mateusz Możdżeń. Divide et impera – dziel i rządź, głosi łacińska sentencja i Mateusz najwyraźniej wziął ją sobie do serca. W ostatnim meczu był prawdziwym mózgiem drużyny, podawał dokładnie, walczył na całej długości i szerokości boiska i dał swojej ekipie niezbędny spokój. Tego oczekuje się od środkowego pomocnika. Jeśli Możdżeń zagra tak jak w Kielcach w poprzedniej kolejce, to właśnie on będzie kluczową postacią piątkowego spotkania.
Zasadnicza część sezonu Ekstraklasy nieuchronnie zbliża się ku końcowi. Drużyny to czują i da się zauważyć pewną nerwowość w ich poczynaniach. Jest coraz mniej czasu na to, by poprawić swoją lokatę i dać sobie pewne utrzymanie już w momencie podziału tabeli. W starciu Korony ze Śląskiem zetrą się dwie drużyny, którym bardzo zależy na każdym punkcie i które różnią się tylko nieznacznie. Jednak jeśli już bawić się we wskazywanie faworyta, to mimo wszystko, mimo słabych wyników na wyjazdach w obecnym sezonie, w piątek wszyscy kibice z Kielc będą z uzasadnioną wiarą oczekiwać wygranej Korony.