log in

Wpisy

Idę sobie. A to idź.

Internet dostarczył mi oststnio sporą dawkę śmiechu. A konkretniej bulwersacja prezesa Korony, pana Zająca. Bo do nienawiści komentatorów fejsbukowych już przywykłem. Dzisiaj cię kocham, jutro nienawidzę. Wczoraj mógłbym cię po jajach lizać, a dziś jesteś zdrajcą. Maciej Gostomski, bo o nim mowa, w tym momencie pięć miesięcy do zakończenia kontraktu z naszym klubem, podpisuje nową umowę z Cracovią. Internet wrze. Normalnie jakby drugi Cezary Wilk przeszedł do Wisły. Zdrajca to chyba najdelikatniejsze słowo jakie na ten temat ujrzałem. Niesamowite. Jak w ciągu jednego dnia z normalnego traktowania można zrobić chamstwo. Ale żeby i prezes wypowiadał się w tym tonie? Dla mnie to już żenada.

Fakty. Gostomski po bardzo dobrej rundzie, gdzie wygryzł Alomerovicia. Ma kontrakt do czerwca 2018. Zgodnie z prawem może podpisać nową umowę z innym klubem. Co zresztą zrobił. I co? I zalewa go fala hejtu, jakby zrobił coś niewyobrażalnego, coś co nie przystoi. Pamiętacie jeszcze o tym, że piłkarz to zawód? To teraz postawmy się w jego skórze. Pracujemy w firmie X, mamy 5 miesięcy do zakończenia umowy, nie wiemy jaka będzie nasza przyszłość, szef nie robi niczego, żeby nas zatrzymać, równie dobrze może za te pięć miesięcy kopnąć nas w dupę. I nagle pojawia się firma Y, która nas chce zatrudnić, która zapewne oferuje większe pieniądze. Jedyny minus, że to konkurencja. I co wtedy robimy? Siedzimy na dupie, czekając aż szef nam zaoferuje nową umowę, czy podpisujemy nową z konkurencją? Tak, tak jest to pytanie retoryczne, bo wszyscy znamy odpowiedź. A teraz wychodzimy z jego skóry, stajemy jako kibice i nie możemy zrozumieć, że ten oto piłkarz, dla którego gra jest zarobkiem, decyduje się na taki krok. Serio? Naprawdę widzicie w nim zdrajcę? Czy całował herb podczas meczu? Wypowiadał się że wiąże z nami wieloletnią przyszłość, że zostanie tu do końca kariery? A potem osiądzie w Kielcach, bo to jego ukochane miasto? Czytam te komentarze i nie wierzę. W taką pustkę w głowie.

A prezes? No cóż, super komentarz prezesie. Budzimy się z ręką w nocniku, jak bramkarz ma nową umowę z nowym klubem. Prezes przez miesiąc nie wiedział, że trzeba przedstawić nową ofertę swojemu pracownikowi. A teraz za jego plecami ów pracownik znalazł innego pracodawcę. Gratulacje.

PS. Panie Zając - gdzie wzmocnienia?

PS 2. Panie Macieju Gostomski - za wkład w miejsce w tabeli, za walkę i postawę na boisku, za to osobiście Panu dziękuję, życząc powodzenia u nowego pracodawcy.

 

OPTYKA SCYZORYKA #9: MILAN BORJAN I MIGUEL PALANCA – DWÓCH BYŁYCH KORONIARZY, DWIE RÓŻNE HISTORIE…

Dziś na jednym z portali sportowych pojawił się ciekawy artykuł o tym, jak radzą sobie byli gracze naszej kochanej ekstraklasy po tym, jak ją opuścili. Uwagę w tym zestawieniu zwracają osoby dwóch byłych zawodników Korony Kielce – Milana Borjana i Miguela Palanki.

Milan Borjan po odejściu radzi sobie całkiem nieźle. Regularnie gra bowiem w ekipie Crveny Zvezdy Belgrad. Jego obecny klub po 22 kolejkach jest absolutnym liderem serbskiej ekstraklasy (9 punktów przewagi nad drugim w tabeli Partizanem Belgrad). Byłemu bramkarzowi Korony Kielce wiedzie się nie tylko na krajowym podwórku. Już wkrótce bowiem jego drużyna zmierzy się w 1/16 finału Ligi Europy z CSKA Moskwa. Bilans zatem zdecydowanie na plus i pokazujący, że działacze Korony wiedzieli co robią, gdy chcieli Borjana w drużynie zatrzymać.

Na nieco innym biegunie jest Miguel Palanca, Hiszpan, który pożegnał się z drużyną po pamiętnej „aferze klapkowej”. Palanca po odejściu z Korony gra obecnie na Cyprze w zespole Anorthosis Famagusta. Jak sobie tam radzi? Wydawałoby się, że mimo wszystko nie najgorzej. Jego drużyna po 21 kolejkach zajmuje 3 miejsce w tabeli i ma zaledwie cztery „oczka” straty do liderującego obecnie APOEL-u. Tyle tylko, że Palanca od sześciu kolejek nie znalazł się nawet w kadrze meczowej swojej obecnej ekipy. Trudno także powiedzieć, iż Anorthosis dużo na tym traci. W ostatniej kolejce bowiem rozbił na własnym stadionie Ethnikos Achna 3:1. Zatem jeśli nadal obecna drużyna Palanki będzie sobie tak radzić, to Miguel raczej szybko na boisko nie wróci, a jeśli nawet mu się ta sztuka uda, to zapewne prędzej otrzyma tylko kilka lub kilkanaście minut na boisku, niż wyjdzie w podstawowym składzie i będzie stanowił o sile zespołu.

Jak więc wyraźnie widać, płakać po Miguelu nie ma sensu i raczej nie wniósłby niczego ekstra do obecnej Korony. Dobry zawodnik zawsze obroni się jakością, którą prezentuje na boisku i klasą poza nim. W przypadku Hiszpana trudno oprzeć się wrażeniu, że zwłaszcza tego drugiego brakuje w jego przypadku.

Milan Borjan to zupełnie inna para kaloszy. Kanadyjczyk dobrze pasował do kieleckiego zespołu nie tylko ze względu na jakość w bramce, lecz także charakter. Trzeba przyznać, iż miał tego specyficznego „świra”, którego kibice „Złocisto-krwistych” uwielbiają. W jego przypadku jednak możemy cieszyć się z osiąganych sukcesów. Milan w Kielcach chciał zostać, jednak na przeszkodzie stanęły pieniądze i marka Crveny. Zatem nie pozostaje nic innego, jak tylko życzyć mu powodzenia i kto wie, może jeszcze się z nim w Kielcach zobaczymy?         

Transfery Lettieriego - hot or not?

 

Dwadzieścia jeden kolejek to aż nadto czasu, żeby przyjrzeć się nowoprzybyłym zawodnikom. Transferowe hity i niewypały obstawia się jeszcze zanim na murawie rozebrzmi pierwszy gwizdek arbitra w sezonie. Czasem pokrywa się to z rzeczywistością, często na straty spisywani są jednak zawodnicy, którzy okazują się całkiem przyzwoitymi grajkami, mimo że przybyli do nas z trzeciej ligi hiszpańskiej, niemieckiej czy jeszcze innej, co lepiej w sumie zostawić bez komentarza. Działa to oczywiście w dwie strony - niekiedy piłkarz mający okazać się bożyszczem Ekstraklasy, po prostu zawodzi.

Podobnie było z Koroną. Ilość sprowadzonych obcokrajowców przyprawiała o ból głowy. Patrzyło się na nic niemówiące nazwiska, sprawdzało, gdzie grali i mimo szczerych chęci ciężko czasami było wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu. A jednak przerwę zimową spędzamy grzejąc się spokojnie w górnej połowie tabeli, nie tak dawno zasiadając jeszcze na podium. To by było na tyle, jeśli chodzi o przedsezonowe przewidywania. Kto zatem okazał się transferowym hitem, a kto niewypałem? My widzimy to tak:

HOT:

Goran Cvijanović - absolutny numer jeden pod względem prezentowanej techniki. Cztery gole plus asysta to całkiem niezły dorobek jak na środkowego pomocnika. Doceniamy jego wszechstronność - gość potrafi w jednej chwili przyspieszyć akcję, a kiedy trzeba uspokaja grę, dając chwilę oddechu drużynie i kibicom. Mamy nadzieję, że zostanie w klubie na dłużej.

Ivan Jukić - młody, perspektywiczny chłopak z dużym boiskowym sprytem. Cieszy kontrakt do 2019 roku. Dynamiczny, waleczny i ambitny, choć czasem rzuca się jeszcze w oczy, że podejmuje na boisku mało przemyślane decyzje. Cóż, nie mylą się tylko ci, którzy nie próbują. Dotychczasowe trzy gole to dopiero początek.

Elia Soriano - człowiek zagwozdka. Liczyliśmy na drugiego Cabrerę, klasycznego napadziora, który w ten czy inny sposób będzie posyłał piłkę do bramki rywali. Być może trzeba na to czasu. Trzy gole z jednej strony trochę rozczarowują, z drugiej - padały w ważnych meczach: wygranym 1:0 z Sandecją, wygranym z Legią i tym rekordowym w Gdańsku. Mimo wszystko mamy co do niego dobre przeczucia, więc transfer zaliczamy na plus.

Adnan Kovacević - jeden z naszych ulubionych transferów. Mimo ogromu sympatii do Radka Dejmka, to właśnie od Kovacevicia zaczęlibyśmy ustalanie środka obrony. Spokój, jakim emanuje ten chłopak, jest do pozazdroszczenia. Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z doświadczonym ligowym wyjadaczem, a nie dwudziestoczterolatkiem, który dopiero poznaje Ekstraklasę. Robi swoje w defensywie, podłącza się do akcji ofensywnych i nawet, jeśli coś nie wyjdzie, okazuje - a jakże - spokój. Kontrakt do 2019, więc jeszcze zdążymy się jego grą nacieszyć.

Łukasz Kosakiewicz - mamy i Polaka! Dlaczego oceniamy na plus? Za uniwersalność na boisku, cztery asysty, gola dającego remis na Łazienkowskiej i mnóstwo przebiegniętych po murawie kilometrów. Trochę taki drugi Sierpina, a tego - jak wiecie lub nie - bardzo ceniliśmy za jego zaangażowanie.

Nika Kacharava - nazwany Peterem Crouchem Ekstraklasy i chyba coś w tym jest. Mimo prawie dwóch metrów wzrostu pokazuje przyzwoitą technikę i jakoś tak zazwyczaj, choć czasem mało efektownie lub wręcz pokracznie, odnajduje się w polu karnym rywala. Cztery gole i tyle samo asyst - to chyba coś znaczy.

"WAHADŁOWI", czyli waha się ich forma, wahamy się my, w której kategorii ich umieścić:

Michael Gardawski - kolejny człowiek zagadka i w sumie szkoda, że mogliśmy obejrzeć go na murawie dotychczas tylko pięciokrotnie. Momentami sprawiał bardzo przyjemne wrażenie, więc czekamy na więcej. W dodatku mówi po polsku!

Zlatan Alomerović - na początku mówiło się, że jaka liga, taki Zlatan. Później kilka razy pokazał się z dobrej strony, jednak odkąd między słupkami stoi Gostomski, zdążyliśmy już trochę zapomnieć, jak prezentował się Alomerović. Może jeszcze kiedyś nam się przypomni.

NOT:

Shawn Barry - pięciokrotnie dostawał swoją szansę, ale poza jednym bardzo dobrym meczem niestety nie pokazał nic specjalnego. Może nie jest drugim Moussą Quattarrą, ale jego dotychczasowe popisy wystarczyły, by stracić zaufanie trenera.

Fabian Burdenski - doceniamy jego gola w PP, ale w przypadku rezerwowych człowiek liczy na "dobre zmiany". Przeciwnik wybiegany, wchodzi gość z ławki i daje nowy impuls drużynie. Jak na razie Fabianowi brakuje tej iskry, która mogłaby poderwać zespół.

 

Wierni po porażce

Byliśmy we wtorek świadkami najgorszego meczu w wykonaniu Korony w tej rundzie. Tym razem nie można mówić o "byciu lepszym" od rywala czy braku skuteczności. Jagiellonia była  lepsza w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, z zimną krwią wykorzystując stworzone sytuacje. Dlaczego warto to podkreślać? Ano dlatego, że w mojej opinii był to pierwszy taki mecz, jaki mieliśmy wątpliwą przyjemność oglądać w tym sezonie. Nawet sobotni mecz z Arką wyglądał zupełnie inaczej pod względem stylu gry i zaangażowania, zwłaszcza w pierwszej połowie. W tym przypadku trzeba jednak użyć oklepanego stwierdzenia, że zadecydowała skuteczność, której, pomimo dużej ilości strzałów, kompletnie zabrakło koroniarzom. Dzisiaj natomiast trzeba sobie powiedzieć jasno – te 5 straconych bramek to był najmniejszy wymiar kary. Mówimy o tej samej drużynie, która 2 tygodnie temu zapewniła sobie awans do półfinału Pucharu Polski, wcześniej pokonując aktualnego Mistrza Polski. Jak wytłumaczyć ten nagły spadek formy?

Aby znaleźć odpowiedź, wystarczy śledzić wypowiedzi trenera Lettieriego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystkie przewidywania Włocha sprawdzają się w stu procentach. Przed początkiem sezonu szkoleniowiec Korony wprost mówił, że w pierwszych kolejkach sezonu nawet nie liczy na duże zdobycze punktowe i rzeczywiście zespół rozkręcał się z meczu na mecz, zbierając po drodze coraz więcej cennych punktów. Niestety, proporcjonalnie do pozycji w tabeli rosły w Kielcach problemy kadrowe, głównie spowodowane kontuzjami dziesiątkującymi i tak wąską już kadrę. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Pamiętając o doskonałej pracy wykonanej przez trenerów od przygotowania fizycznego i wielu meczach, w których punkty trzeba było wyszarpać przede wszystkim zaangażowaniem, to jednak myśląc realistycznie, trzeba się było spodziewać, że organizmy piłkarzy zaczną odmawiać im posłuszeństwa. Kiedy dochodzi do sytuacji, gdy w pierwszym składzie wychodzi zawodnik, który w tygodniu musiał odwiedzić szpital (Rymaniak), to naprawdę ciężko oczekiwać zwycięstw i pełnej dominacji nad rywalem. Pamiętając wcześniejsze wyniki Korony, łatwo zapomnieć o tym, że nawet przed meczem z Lechią Lettieri mówił o trudnej sytuacji kadrowej, a jedyne, co mógł obiecać to walkę przez 90 minut. Jak się skończyło, pamiętamy wszyscy.

Czytając opinie po meczu z Jagiellonią, zwróciłem uwagę na rodzaj krytyki, jakiej użyli kibice. Rzadko pojawiają się teksty o kryzysie drużyny, czy początku walki o utrzymanie. Fani skupili się raczej na krytykowaniu pojedynczych piłkarzy (niech każdy sobie dopowie których) i głośnych apelach do zarządu o wzmocnienia w przerwie zimowej. Odbieram to jako pewien rodzaj wzrostu zaufania kibiców do Korony jako całości, na co na pewno duży wpływ miał  wymierny już sukces w Pucharze Polski. Kibice poczuli szanse na osiągniecie najlepszego sportowego wyniku od lat, a może nawet i w całej historii klubu, przez co bardziej angażują się w tworzenie pozytywnej atmosfery wokół Korony. W ostatnich latach było to raczej rzadko spotykane zjawisko (może nie licząc Bandy Świrów Ojrzyńskiego), co pokazuje, jak duży jest głód sukcesu w Kielcach. Brakuje niewiele, od zdobycia Pucharu Polski dzielą nas tylko 3 mecze. Wcześniej jednak trzeba zakończyć rundę jesienną, w tym ostatnim meczu z Piastem zostawić na boisku wszystkie siły, aby jeszcze przed przerwą poprawić swój dorobek punktowy. Zwycięstwo jest w zasięgu ręki.

Przed nami przerwa zimowa, a później czeka nas być może najlepsza wiosna w historii klubu. Niech wiara w sukces stale towarzyszy wszystkim Koroniarzom, w końcu jak spadać, to z wysokiego konia.

Przedmeczowo: Jagiellonia Białystok – Korona Kielce

Dotkliwa porażka i brutalne zakończenie wspaniałej serii spotkań bez porażki to efekt sobotniego pojedynku z drużyną Arki Gdynia. Piłkarze z Kielc mimo znacznej przewagi w ilości wykreowanych sytuacji nie zdołali zaskoczyć bramkarza gości, a sami, trochę pechowo, trochę przez błędy w defensywie, dali sobie wbić aż trzy gole. Szkoda, tym bardziej, że swoje mecze wygrały Legia Warszawa i Lech Poznań, przez co Korona spadła na piątą lokatę w tabeli. Ale mimo okazałych rozmiarów porażki wiele wskazuje na to, że był to tylko wypadek przy pracy. Teraz szansa, by to udowodnić, bo już we wtorek czeka nas pojedynek w ramach dwudziestej kolejki Ekstraklasy z mającą punkt więcej Jagiellonią Białystok. Te Żółto-Czerwone derby zapowiadają się niezwykle emocjonująco ze względu na bliskość obu ekip w tabeli i stawkę, którą jest awans na podium. Oj, poleje się krew! Rozjemcą tego meczu będzie pan Tomasz Musiał. Transmisja spotkania będzie do obejrzenia na antenie Eurosport i niezawodnie do wysłuchania w Radiu Kielce. Pora na powrót na zwycięską ścieżkę!

Aż trzydzieści sześć spotkań rozegrały ze sobą Jagiellonia i Korona na poziomie Ekstraklasy i dawnych pierwszej i drugiej ligi. Siedemnaście z nich to zwycięstwa Jagi, jedenaście Korony, a osiem razy następował podział punktów. W tych pojedynkach nigdy nie brakowało goli: pięćdziesiąt pięć bramek zdobyła Jagiellonia, czterdzieści trzy Korona Kielce. Ostatni mecz obu ekip zakończył się wygraną Jagi w Kielcach dwa do trzech, natomiast w Białymstoku obejrzeliśmy remis jeden do jednego.

W dziewiętnastej kolejce Lotto Ekstraklasy Jagiellonia wygrała na wyjeździe z Sandecją Nowy Sącz jeden do zera i wskoczyła na trzecie miejsce w tabeli. Piłkarze z Białegostoku mają na koncie trzydzieści trzy oczka, dziewięć wygranych, sześć remisów i cztery porażki. Bilans bramkowy Jagi to dwadzieścia cztery do dwudziestu dwóch na plus. Do wicelidera z Warszawy podopieczni Ireneusza Mamrota tracą dwa punkty, do lidera z Zabrza trzy. Za plecami Jagi czai się Lech z trzydziestoma oczkami i Korona z trzydziestoma. Jagiellonia liczy na to, że u siebie we wtorek dopisze do swojego dorobku kolejny komplet punktów.

Spadek na piąte miejsce po porażce u siebie boli podwójnie. Szkoda, bo trzydzieści punktów, które Korona ma na koncie to już sześć oczek straty do lidera, pięć do Legii, trzy do Jagi i dwa do Lecha Poznań. Dwa punkty mniej od kieleckich piłkarzy ma Arka Gdynia, Zagłębie Lubin i Wisła Kraków. Dlatego Korona musi w Białymstoku zdobyć punkty, by nie spaść aż na ósme miejsce w tabeli. Ewentualna wygrana byłaby zwycięstwem numer dziewięć w sezonie. Oprócz ośmiu tryumfów podopieczni Gino Lettieriego mają jeszcze sześć remisów i niestety aż pięć porażek. Mimo wszystko nadal imponuje bilans bramkowy Żółto-Czerwonych wynoszący trzydzieści do dwudziestu dwóch na plus.

Faworytem Żółto-Czerwonych derbów, choć niezbyt wyraźnym, są gospodarze. Jagiellonia dobrze sobie radzi na własnym boisku i jego atut powinna wykorzystać we wtorek. Jaga nie gra zbyt widowiskowo, ale po prostu wszelkimi sposobami dąży do celu i przeważnie osiąga to, co sobie zamierzy. Ale z drugiej strony podrażniona ostatnią porażką, grająca lepszy futbol Korona jest w stanie napsuć krwi gospodarzom i urwać im punkty. Gdyby za ofensywny styl gry przyznawano punkty, to Żółto-Czerwoni mieliby w tej chwili pozycję lidera. Ale niestety, punkty dają bramki, dlatego goście muszą uważać na stałe fragmenty gry i kontry Jagi. Szybkie stracenie bramki może szybko ustalić mecz, którego główna część rozegra się w środkowej strefie, gdzie czeka nas walka o każde źdźbło trawy na boisku w Białymstoku. Nasz typ na ten mecz to remis (z delikatnym wskazaniem na Jagiellonię) jeden do jednego.

W Jagielloni znowu wyróżnia się Przemysław Frankowski. Nieszablonowy, ofensywny pomocnik z pewnością stanowi największe zagrożenie dla każdej defensywy. Jest szybki, niezły technicznie, błyskotliwy i ambitny. Jego ciąg na bramkę jest imponujący. Potrafi niemal wszystko: drybluje, dośrodkowuje, podaje i strzela. Bardzo trudno go okiełznać i aby mieć szanse na korzystny wynik, trzeba nad nim zapanować i odciąć od piłek.

Korona musi szukać punktów w Białymstoku, dlatego postawi na ofensywę. A tą ostatnio dyryguje Goran Cvijanović. Świetny technicznie, kreatywny, dokładny. Takich piłkarzy trzeba nam jak najwięcej w Ekstraklasie. Potrafi szybko wyprowadzić piłkę, rozciągnąć grę, wykonać stały fragment, uderzyć, wyłożyć piłkę jak na tacy partnerom, nawet kiwnąć, gdy zajdzie taka potrzeba. A do tego jest naprawdę dobrze przygotowany kondycyjnie. Od niego zależy, czy Korona wskoczy na odpowiedni rytm i czy przywiezie do domu jakieś punkty z Białegostoku.

Już dawno Żółto-Czerwone Derby nie budziły takich emocji, jak te najbliższe. Dwie równe sobie drużyny, dwóch godnych siebie przeciwników i walka o najwyższe miejsca
w Ekstraklasie. Czeka nas dziewięćdziesiąt minut pełnych emocji i ligowego futbolu w najlepszym wydaniu.

Przedmeczowo: Korona Kielce – Arka Gdynia

Niepokonani! Jedenasty mecz z rzędu bez porażki w Ekstraklasie, czternasty biorąc pod uwagę rozgrywki Pucharu Polski. Po kolejnym ciekawym meczu i remisie na boisku Cracovii Żółto-Czerwoni utrzymali trzecią lokatę w tabeli, a trener Gino Lettieri zasłużenie został wybrany trenerem miesiąca listopada. Korona jest zespołem, który poczynił największe postępy w całej lidze. Z kandydata do spadku powstała ekipa walcząca o najwyższe miejsca i prezentująca najrówniejszą dyspozycję. Ponadto należy dodać ( z niekłamaną satysfakcją), że nie ma drużyny w Ekstraklasie prezentującej równie dobry futbol jak Korona. Ofensywny, ale podparty solidną defensywą i wspaniałym zaangażowaniem. To właśnie ta wola walki, którą wpoił piłkarzom włoski trener, to nowa taktyka, która nawiązuje do stylu gry potężnych klubów z europejskiego topu sprawiły, że Korona znalazła się tu, gdzie jest. I nawet ta delikatna wpadka, jaką jest remis z Cracovią, nie psuje doskonałych nastrojów na Ściegiennego. Zwłaszcza, że przed drużyną szansa na zdobycie kompletu punktów, bo najbliższy mecz gramy przed własną publicznością, a do Kielc przyjeżdża Arka Gdynia, zwycięzca zeszłorocznej edycji Pucharu Polski i nasz rywal w tegorocznym półfinale tych rozgrywek. Ten pojedynek rozpocznie się już w sobotę, dokładnie o godzinie 18:00. Jego rozjemcą będzie pan Krzysztof Jakubik, a transmisję spotkania można będzie śledzić na antenie Canal+ Sport i Radia Kielce.

Korona i Arka mierzyły się ze sobą do tej pory trzynaście razy. Przewaga jest zdecydowanie po stronie Żółto-Czerwonych. Osiem wygranych sobotnich gospodarzy, jeden remis i cztery wygrane zespołu z Gdyni. Pozytywnie dla Korony przedstawia się również bilans bramkowy wynoszący osiemnaście do trzynastu. Ostatnie dwa spotkania pomiędzy obiema drużynami to bezbramkowy remis w Kielcach i zwycięstwo cztery do jednego Arki na własnym stadionie. Teraz kolej na wygraną Korony.

Czternaście meczów bez porażki to najlepszy wynik w historii Korony Kielce. Ta seria już na zawsze pozostanie w pamięci kibiców. Korona ma na koncie trzydzieści punktów, wygrała osiem pojedynków, sześć zremisowała, a przegrała cztery. Ten bilans pozwala jej pozostawać na podium z dalszymi szansami na awans. Do drugiej w tabeli Legii tracimy zaledwie dwa punkty, do lidera z Zabrza pięć. Za plecami Żółto-Czerwonych czai się Jagiellonia, również z trzydziestoma punktami, Lech mający punkt mniej, Wisła Kraków tracąca dwa punkty i Zagłębie z trzema oczkami straty. Aby być pewnym utrzymania wysokiej lokaty, Korona musi swój najbliższy mecz wygrać, ale tak naprawdę remis też nie będzie dla niej tragedią. Porażka może utrudnić życie, ale tylko w połączeniu z niekorzystnymi wynikami innych spotkań, z udziałem bezpośrednich sąsiadów w tabeli, a to wszystko dzięki świetnej różnicy bramek. Bilans bramkowy Korony to trzydzieści do dziewiętnastu na plus.

Arka Gdynia zamyka górną ósemkę drużyn Lotto Ekstraklasy. Dwadzieścia pięć punktów w dorobku, sześć wygranych, siedem remisów, pięć porażek i bilans bramkowy dwadzieścia dwa do osiemnastu sprawiają, że zawodnicy z Gdyni balansują na krawędzi w samym sercu stawki. Porażka w Kielcach może sprawić, że wylądują na jedenastej lokacie, a wygrana da im szansę na awans maksymalnie o dwie pozycje. Arka w sobotnim meczu będzie chciała zmazać plamę porażki z ostatniej kolejki, kiedy to na wyjeździe uległa minimalnie Wiśle Płock jeden do zera.

Forma obu drużyn jednoznacznie wskazuje, że faworytem spotkania w sobotę jest Korona Kielce. Atut własnego boiska, wspaniała seria meczów bez porażki, dobra defensywa i zabójcza ofensywa. To powinno wystarczyć do zdobycia kompletu punktów przed własną publicznością. A jeśli dodać do tego jeszcze zdyscyplinowanie taktyczne i dobre przygotowanie kondycyjne, to mamy następne plusy po stronie gospodarzy. Żółto-Czerwoni potrafią zagrać z kontry i atakiem pozycyjnym, potrafią strzelać gole po stałych fragmentach gry i jak za dawnych lat walczyć o każdy centymetr boiska. Atutem Arki Gdynia jest z kolei gra zespołowa. To kolektyw jest siłą ekipy gości. Jeśli zagrają najlepiej jak potrafią, są w stanie zagrozić każdemu, nawet świetnie dysponowanej Koronie. Dlatego najważniejszą formacją meczu będą linie pomocy obu rywali. W środku pola rozegra się decydująca batalia. Statystyki i forma zespołów wskazują na to, że wygra Korona i tak też obstawiamy. Nasz typ to dwa do zera dla gospodarzy.

Dobra gra Korony byłaby niemożliwa bez Jakuba Żubrowskiego. Defensywny pomocnik z Kolporter Areny wyrasta na pierwszoplanową postać nie tylko zespołu ze Ściegiennego, ale i całej ligi. Świetnie odbiera piłkę i rozpoczyna akcje swojej drużyny, dyktuje tempo gry, popełnia niewiele fauli, a do tego potrafi huknąć z dystansu. Kuba doskonale wkomponował się w taktykę trenera Lettieriego. Jest człowiekiem do zadań specjalnych, który łączy ofensywę z defensywą. Pracowitością przypomina najlepszych defensywnych pomocników Europy. Mądrze się ustawia, szybko podejmuje decyzje i dyryguje grą partnerów. Jest jak filtr, który nie przepuszcza pod swoją bramkę żadnych brudów. Od jego dyspozycji zależą kolejne wygrane Korony, które będą następować jedna po drugiej, jeśli Żuber utrzyma dobrą formę.

Arka najlepiej radzi sobie jako kolektyw. Niewielu jest w jej składzie piłkarzy, którzy mogą w pojedynkę przesądzić o losach meczu, ale na pewno wyróżniającą się postacią w zespole z Gdyni jest bez wątpienia Ruben Jurado. Jest to napastnik obdarzony niezłą techniką, szybkością i siłą, dzięki czemu może zagrozić każdej defensywie. Jego jedynym problemem jest to, że musi liczyć na podania swoich partnerów, by pokazać pełnię klasy. A nie otrzymuje ich wcale tak wiele, jak by chciał.

Przed nami kolejne emocje, kolejny bój. Korona, kontynuując walkę o ligowe punkty, staje przed kolejnym wyzwaniem. Gra przed własną publicznością to dobra wiadomość i ogromna szansa na komplet punktów. Chyba nie ma w Kielcach kibica, który nie trzymałby kciuków za Żółto-Czerwonych. Każde kolejne zwycięstwo jest dla nas powodem do dumy i zastrzykiem pozytywnej energii. Odpłaćmy za to naszym pupilom sportowym dopingiem, który poniesie ich do zwycięstwa.

Przedmeczowo: Cracovia –Korona Kielce

 

Starcie nazywane przez wielu spotkaniem siedemnastej kolejki Lotto Ekstraklasy nie zawiodło oczekiwań ekspertów i kibiców. Podejmująca na Kolporter Arenie Legię Warszawa Korona Kielce zadziwiła wszystkich po raz kolejny w tym sezonie i po emocjonującym meczu wygrała z odwiecznym rywalem trzy do dwóch. Ten wynik cieszy jednak nie tylko ze względu na kolejne, bezcenne trzy punkty. Cóż to był za bój… Zaczęło się od szybkiego prowadzenia Legii, ale jeszcze przed przerwą było dwa do jednego dla gospodarzy! Druga połowa wcale nie okazała się gorsza od pierwszej. Najpierw Legia doprowadziła do remisu, później była o włos od ponownego prowadzenia, ale Kucharczyk trafił w słupek, a w końcu Jacek Kiełb zapewnił Koronie komplet punktów i stadion w Kielcach oszalał z radości! Piękne chwile, z których należy się cieszyć. Cieszy wygrana nad znienawidzonym rywalem, z którym gra nam się najgorzej w całej lidze, cieszy trwająca w najlepsze seria meczów bez porażki, cieszy styl gry i utrzymywanie się na topie. Fantastyczna seria Koroniarzy trwa już od dziesięciu spotkań w lidze, a od trzynastu, jeśli dodamy wygrane dwa do zera ostatnie spotkanie z Zagłębiem i awans do półfinału Pucharu Polski (trzecie z kolei w Pucharze Polski). Jeszcze nigdy nie szło nam tak dobrze, jak pod wodzą włoskiego szkoleniowca, którego wielu skreślało już na początku rozgrywek. Na szczęście władze klubu okazały się bardziej cierpliwe niż kibice i dzięki temu dziś możemy cieszyć się z najlepszych wyników ligowych w całej historii klubu. Żółto-Czerwoni uczynili twierdzę z Kolporter Areny, a na wyjazdach są niemal równie groźni. Niewiele drużyn jest w stanie rywalizować z Koroną jak równy z równym i to tylko na własnych boiskach. Jedną z ekip, które liczą na okiełznanie zespołu z Kielc jest nas najbliższy rywal - Cracovia. Pasy może i nie osiągają w tej kampanii rewelacyjnych wyników, ale na własnym stadionie potrafią uprzykrzyć życie nawet potentatom. Goście nie mają jednak zamiaru przerywać wyśmienitej serii. Do Krakowa jadą po trzy punkty i nikt tego nie ukrywa. Dlatego, biorąc pod uwagę to, że oba zespoły potrzebują punktów, mecz na terenie Cracovii zapowiada się bardzo interesująco i warto na pewno śledzić jego przebieg w poniedziałkowy wieczór, bo właśnie wtedy, dokładnie o 18:00, wraz pierwszym gwizdkiem pana Pawła Raczkowskiego, rozpocznie się kolejne spotkanie o mistrzostwo Polski z udziałem Korony Kielce.

Po meczu z Legią czeka nas delikatna odmiana, ponieważ Korona znacznie lepiej radzi sobie z Pasami niż ze stołeczną ekipą. Na rozegrane do tej pory dwadzieścia dziewięć pojedynków przypada dziesięć zwycięstw Korony, osiem razy oglądaliśmy tryumfującą Cracovię, jedenaście razy padał remis. Paradoksalnie to Pasy mają przewagę, jeśli chodzi o bramki. Trzydzieści trzy do trzydziestu ośmiu na korzyść poniedziałkowych gospodarzy. To wszystko wskazuje nam wyraźnie, że czeka nas niezwykle wyrównany pojedynek.

Przed rozpoczęciem osiemnastej kolejki Lotto Ekstraklasy Cracovia zajmuje dwunaste miejsce, mając na koncie osiemnaście punktów. Cracovii zdecydowanie bliżej do strefy spadkowej niż do awansu na wyższe miejsce. Wiąże się to z bardzo nierówną grą piłkarzy Michała Probierza, który w poprzednich rozgrywkach tak dobrze radził sobie z Jagiellonią Białystok, a w tym nie może zmotywować swojej drużyny do podobnej gry. Cztery wygrane, sześć remisów i siedem porażek to bilans, który pozwala zaledwie bronić się przed spadkiem. Ujemny bilans bramkowy dwadzieścia jeden do dwudziestu pięciu też raczej nie napawa optymizmem. Jedyna nadzieja w tym, że dzięki wygranej w ostatnim meczu u siebie nad Lechią Pasy złapią rytm i zaczną szybki marsz w górę tabeli. Wszyscy kibice Cracovii liczą na kolejne punkty w poniedziałkowym pojedynku i ucieczkę od strefy spadkowej.

Zachwytom nad grą Korony w ostatnim czasie nie ma końca. Żółto-Czerwoni prą do przodu, pokonując kolejnych rywali. Podopieczni Gino Lettieriego kontynuują serię spotkań bez porażki i wcale nie zamierzają jej przerywać. Trzecie miejsce w lidze, dwadzieścia dziewięć punktów na koncie, bilans bramkowy jeden z lepszych w całej lidze, wynoszący dwadzieścia osiem do siedemnastu na plus, a przede wszystkim ofensywny, skuteczny styl gry to atuty, którymi dysponuje Korona. Na ten moment Koroniarzom mogą zagrozić jedynie Jagiellonia, Lech i Wisła Kraków, mające punkt mniej od Kielczan, z kolei Korona może ciągle być groźna dla najlepszych drużyn w Ekstraklasie. Do drugiej Legii traci dwa oczka, do lidera z Zabrza trzy. Czyżby niedługo miała zasiąść na pierwszym miejscu?

Pomimo gry na własnym boisku, Cracovia wcale nie jest faworytem pojedynku z Koroną. Mecz zapowiada się na zacięty i wyrównany, ale to właśnie goście z Kielc jadą do Krakowa typowani jako zwycięzcy. Cracovia traci dużo goli, a strzela mniej, nie dysponuje ani solidną defensywą, ani zabójczą ofensywą. Drużyna nie potrafi stworzyć kolektywu, o który stara się trener Probierz. Pasy strzelają gole najczęściej po stałych fragmentach gry, błędach wywali lub zwyczajnie przypadkowo. Co innego Korona. Kielczanie dobrze bronią dostępu do własnej bramki, potrafią być zabójczy w kontrataku i nieprzewidywalni w ataku pozycyjnym. Silną stroną gości są również stałe fragmenty gry. Krótko mówiąc Żółto-Czerwoni wyglądają lepiej od gospodarzy na każdym polu. Jeśli zagrają na swoim normalnym poziomie, z pewnością przywiozą ze sobą komplet punktów do Kielc.

Mało kto w zespole Cracovii może naprawdę zagrozić Koronie. Ale jest ktoś, kto może pokrzyżować szyki zespołu Gino Lettieriego: to Piotr Malarczyk. Mało kto zna Koronę tak dobrze jak jej wychowanek, który przez lata bronił jej barw. Ponadto Malarczyk jest jednym z filarów defensywy Pasów. Ma wszystkie cechy niezbędne do bycia jednym z najlepszych obrońców Ekstraklasy: dobrze gra głową, czysto odbiera piłkę, mądrze się ustawia. Do tego jest silny i dość szybki, by nie dać się minąć rywalom. Piotrek świetnie komponuje się z każdym blokiem defensywnym. Aby go ominąć, trzeba dokonać czegoś szczególnego.

O dziwo receptą Korony na problemy ze zdobywaniem goli zażegnał rezerwowy, Maciej Górski. Były piłkarz Jagielloni strzela w tym sezonie ważne bramki i potrafi zagrozić każdemu bramkarzowi. Górski to prawdziwy lis pola karnego, gotowy we właściwym momencie dostawić nogę lub głowę. Ma nosa do dobrego ustawienia i świetnie czuje moment wykończenia akcji. Chociaż raczej nie zacznie spotkania w podstawowym składzie, może być jednym z czynników, które zapewnią Koronie trzy oczka na wyjeździe.

Wielka szkoda, że poniedziałkowy pojedynek nie będzie rozgrywany na Kolporter Arenie… Szkoda dlatego, że po wspaniałej wygranej nad Legią pewnie znowu mnóstwo ludzi zdecydowałoby się wybrać na Ściegiennego, by z trybun dopingować naszych ulubieńców. Ale na terminarz nie ma mocnych. Mimo to wszyscy wierzymy w wygraną Korony i z pewnością zasiądziemy przed telewizorami lub słuchając Radia Kielce, by dopingować nasz zespół.

 

Optyka Scyzoryka #8: Coraz bliżej do PGE Narodowego…

 

Środowy wieczór w Kielcach, pomimo mroźnej pogody, okazał się bardzo udany dla wszystkich, którzy postanowili pojawić się w tym dniu na Kolporter Arenie. Korona Kielce pokonała bowiem Zagłębie Lubin – 2:0 i tym samym pewnie zameldowała się w półfinale Pucharu Polski.

Pomimo odniesionego zwycięstwa trzeba przyznać, że dziwny to był mecz.  Po pierwsze bramkę w tym meczu zdobył Fabian Burdenski. Nie chciałbym wpisywać się w ogólny nurt hejtu na młodego Niemca, jednak trudno zaprzeczyć, iż kontrowersji wokół jego pobytu w kieleckiej drużynie nie brakuje.

Po drugie, wynik wskazuje, że Korona pewnie zdominowała rywala, lecz nie do końca tak to wyglądało. Koroniarze rozpoczęli z przytupem i chyba sami byli nieco zaskoczeni tym, że tak szybko zdobyli gola. Gola, który dawał już względną pewność,  kto z tego starcia wyjdzie zwycięsko. Widać było, iż w tym momencie gospodarze skupili się na obronie wyniku. Oczywiście były próby ataku, jednak zawsze z tyłu głowy jest myśl, aby przede wszystkim nie stracić gola. Rzecz jasna, trudno o taką postawę zawodników trenera Lettierego obwiniać. Zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, iż dla sporej większości z nich nowością jest dojście do tak zaawansowanej rundy krajowego pucharu.  Presja związana ze stawką była widoczna w poczynaniach koroniarzy.

Nie sposób również nie wspomnieć o kuriozalnej sytuacji, gdy Alomerović wybijając piłkę, nabił gracza Zagłębia w taki sposób, że futbolówka ostatecznie trafiła w słupek. Mieliśmy również poprzeczkę po strzale zawodnika miedziowych.  W tym dniu szczęście chyba także chciało, by to Korona przeszła dalej. Zresztą sam trener Gino Lettieri przyznał na konferencji prasowej, że musi jeszcze nieco popracować nad mentalnością niektórych piłkarzy.  Nie krył tego, iż chce zmienić postawę, że "nie zawsze można grać na sto procent" (takie słowa trener usłyszał w szatni od jednego z graczy).

Trzymając się jednak starej zasady, że zwycięzców się nie sądzi, nie będę marudził i pora na kilka słów o losowaniu i naszym przeciwniku w półfinale Pucharu Polski. Biorąc pod uwagę potencjalnych przeciwników, na których mogliśmy trafić - to trzeba stwierdzić, że wylosowanie Arki Gdynia jest pozytywną wiadomością. Oczywiście ciężko wyrokować,  jednak mimo wszystko chyba dobrze, że w półfinale uniknęliśmy rozpędzającej się Legii Warszawa czy też rewelacyjnego w tym sezonie Górnika Zabrze. Dodatkowo potyczka z obrońcą trofeum ma zawsze dodatkowy smaczek i może dać ciekawy obraz prezentowanej przez naszą drużynę wartości.

W kolejnych meczach Pucharu Polski czeka nas więc sporo emocji. Stawką dwumeczu z Arką będzie już gra w wielkim finale na PGE Narodowym przy kapitalnej oprawie i walka o europejskie puchary w Kielcach. Jest zatem o co grać. Jest także na co czekać!

 

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account