log in

Wpisy

Trzeba umieć przyznać się do błędu

 

Trzeba umieć przyznać się do błędu - jedna z najbardziej przydatnych umiejętności w życiu. Dzisiaj przyszła pora na nas, Koroniarze biją się w pierś - za przekreślenie na starcie szans na zbudowanie w tym sezonie w Kielcach czegoś fajnego. Nie żebyśmy jakoś specjalnie rozgłaszali to światu, niemniej pożegnanie z trenerem Bartoszkiem mocno zachwiało naszą wiarą w to, że właśnie zaczynamy kolejny fajny etap w historii klubu. Nie narzekając publicznie, w głowach mieliśmy jednak czarne scenariusze z trenerem mającym doświadczenie w spuszczaniu drużyn do niższych lig w roli głównej. Sam Gino Lettieri na początku nie pomagał - afera klapkowa, kontrowersyjne odejście Kwietnia, plotki o chęci pozbycia się Nabila i pozorne przetrenowanie w okresie przygotowawczym, które skutkowało wciąż nowymi kontuzjami. Kolorowo nie było. Tym bardziej, że w pamięci wciąż mieliśmy czasy rządów charyzmatycznego i zbratanego z piłkarzami Macieja Bartoszka, który razem z zawodnikami cieszył się po meczach, razem z nimi podchodził podziękować kibicom. Czasy, kiedy czuło się, że trener nie traktuje Korony jako kolejnego miejsca pracy, ale jako część swojego życia i miejsce, w którym chce zostać na dłużej, dokładając swoją cegiełkę do budowy historii klubu ze stolicy województwa świętokrzyskiego.

Lettieri był inny, a zmiany często trudno zaakceptować, zwłaszcza jeśli nie ma się przekonania co do tego, czy będą to zmiany na lepsze. Lettieri był nieprzystępny, tworzył hierarchię, w której siebie umieszczał na szczycie, chciał podporządkowania bezwarunkowego i kredytu zaufania. Nam było ciężko go udzielić, oglądając z zewnątrz to, co działo się w klubie.

Myliliśmy się - z czasem wszystko zaczęło się układać. Sprowadzeni zawodnicy, a przynajmniej spora ich część, okazała się strzałem w dziesiątkę. Taki Kovacević, Cvijanović czy Jukić to zawodnicy, którzy poradziliby sobie w ligach lepszych niż Ekstraklasa. Atmosfera w szatni wciąż wydaje się być genialna, a nawet sam trener skończył z czarnym pijarem i stał się bardziej przystępny - dziennikarzom podarował piwo, zaczął ubierać się w szczęśliwe koszule i sweterki, a nie podejrzewaliśmy go wcześniej o poczucie humoru.

Żeby była jasność - dalej uważamy, że pod względem charakterologicznym to Bartoszek lepiej pasował do Korony, ale to nie umniejsza zasług obecnego trenera. Morderczy okres przygotowawczy sprawił, że piłkarze po 90 minutach wyglądają jak po niezbyt męczącej przebieżce po Stadionie Leśnym. Rotacja składem sprawia, że nie kuleje rywalizacja, a jednocześnie każdy dostaje swoją szansę - co więcej, przykład Macieja Górskiego pokazuje, że nie skreśla się zawodników po jednym czy nawet kilku nieudanych spotkaniach. Nie jest też tak, że gramy jedynie obcokrajowcami, czego na początku się obawialiśmy. W bramce Gostomski, po prawej Rymaniak, środek pola zabezpieczony przez duet Możdżeń-Żubrowski, na bokach rotacja, w której jednak też nie brak Polaków (Kiełb, Cebula), z przodu często widywaliśmy Górskiego.

Nie spodziewaliśmy się, że Korona pod wodzą Lettieriego będzie wyglądać tak solidnie, że będzie w stanie wygrać z każdym w tej lidze. Nie spodziewaliśmy się tego, że Mateusz Możdżeń nie będzie chciał przejść do wicemistrza kraju z poprzedniego sezonu i...że będzie to decyzja słuszna. Panowie, czapki z głów! Taką Koronę chcemy oglądać.

 

Przedmeczowo: Korona Kielce – Legia Warszawa

Remis na trudnym terenie wstydu nie przynosi, ale po meczu w Lubinie trudno nie odnieść wrażenia, że trzy punkty powinny zawitać do Kielc zamiast jednego. Korona przeważała, stworzyła lepsze sytuacje, broniła skuteczniej od Zagłębia, ale mimo wszystko nie zdołała wcisnąć tego jedynego, zwycięskiego gola i mecz zakończył się wynikiem zero do zera. Szkoda, ale lepszy punkt, niż jego brak. Do tego Koroniarze nadal nie pozwolili się pokonać i kontynuują serię już dziewięciu meczy bez porażki w Ekstraklasie! Niesamowite osiągnięcie, zwłaszcza jeśli będziemy pamiętać o kolejnych dwóch pojedynkach stoczonych w Pucharze Polski. Postawa Korony zasłużenie czyni z niej rewelację rozgrywek i napawa dodatkowym optymizmem. Zespół z Kielc zrobił ogromne postępy, poprawił grę w obronie i z powodzeniem rywalizuje z czołówką tabeli. I dobrze, bo najbliższy mecz czeka nas z zespołem z najwyższej półki. Na Ściegiennego przyjeżdża ekipa Mistrza Polski, warszawska Legia. Ten mecz zapowiada się interesująco nie tylko ze względu na bliskość obu ekip w tabeli, ale również przez napięte stosunki obu drużyn, które nie przepadają za sobą i rywalizują nie tylko na boisku, ale również na trybunach. Dlatego mimo późnej godziny rozgrywania spotkania trybuny Kolporter Areny wypełnią się po brzegi wiernymi fanami Żółto-Czerwonych. Pojedynek wagi ciężkiej Korona Kielce – Legia Warszawa rozpocznie się bowiem już w najbliższą sobotę, punktualnie o godzinie 20:30. Transmisję telewizyjną przeprowadzi Canal+, natomiast radiową Radio Kielce i internetowe RadioGol. Zapraszamy do kibicowania Koronie Kielce!

Każdy szanujący się kibic wie, jak zacięta jest rywalizacja Korony Kielce z Legią Warszawa na przestrzeni dziejów Ekstraklasy i wcześniej Pierwszej Ligi. Dwadzieścia cztery spotkania rozegrali ze sobą sobotni przeciwnicy. Górą w tych pojedynkach jest zespół Wojskowych, ale nie zmienia to faktu, że właściwie każdy pojedynczy mecz miał swoją historię, w którą wpisują się walka, krew, pot i łzy, okraszone pięknymi golami i niezapomnianymi emocjami. Z tych bojów aż piętnaście razy zwycięsko wychodziła drużyna Legii, odnotowaliśmy cztery remisy, a pięciokrotnie wygrywała Korona. Bilans bramkowy również przemawia za Legią, która strzeliła czterdzieści siedem goli, tracąc o połowę mniej, bo dwadzieścia trzy. Ostatnie zwycięstwo Korony nad warszawiakami miało miejsce w sezonie 2015/16, na Łazienkowskiej, gdzie goście z Kielc wygrali dwa do jednego. Od tamtej pory Legia wygrała trzy z pięciu kolejnych meczów z Koroną. Ostatni pojedynek obu ekip zakończył się remisem jeden do jednego na stadionie stołecznej drużyny. Na wygraną u siebie nad Legią Korona czeka już od sezonu 2012/13, bo wtedy pokonaliśmy na Kolporter Arenie Legionistów trzy do dwóch. Nikt nie obrazi się, jeśli w sobotę zobaczymy dokładnie taki sam rezultat.

Korona Kielce pod wodzą Gino Lettieriego gromadzi regularnie punkty i śmiało naciska na faworytów z górnej połowy tabeli. Piąta lokata, dwadzieścia sześć punktów na koncie, bilans bramkowy dwadzieścia pięć do piętnastu i seria dziewięciu spotkań bez porażki w Ekstraklasie, to wyniki, których pozazdrościć Żółto-Czerownym mogą takie ekipy jak szósty Lech Poznań, czy siódme Zagłębie, a więc ekipy znacznie lepiej notowane. Nad zamykającą górną połowę tabeli Arką Gdynia Korona ma chwilowo bezpieczną przewagę czterech punktów, nad Zagłębiem dwa oczka przewagi, nad Lechem jedno. Do drużyn z miejsc cztery i trzy Koroniarze tracą tylko punkt, trzy do wicelidera z Zabrza, pięć do Legi (choć tej grozi jeszcze walkower z Górnikiem za fajerwerki na stadionie). Korona liczy, że w sobotę zgarnie komplet punktów, przedłuży serię spotkań bez porażki i utrze nosa odwiecznemu rywalowi, dając mnóstwo powodów do radości publiczności, która na pewno licznie zasiądzie na trybunach Kolporter Areny, by tak naprawdę bez względu na wynik dopingować swoich ulubieńców.

Jeśli ktoś może przerwać kapitalną serię Korony, to jest to niestety właśnie jej najbliższy rywal. Legia, choć nie prezentuje zbyt efektownego futbolu, pokonuje kolejnych rywali i szybko wspięła się na sam szczyt tabeli. Pięć wygranych z rzędu, to robi wrażenie. Legia ma na koncie trzydzieści jeden punktów, dwa więcej od wicelidera z Zabrza, pięć więcej od trzeciej Wisły i czwartej Jagi. Bilans bramkowy dwadzieścia do czternastu na plus nie rzuca może na kolana, ale Legia nie chce śrubować liczby bramek, tylko punktów i dlatego wygrane po jeden do zera stały się ulubionym wynikiem Legionistów i rzadko oglądamy w ich wykonaniu inne rezultaty. To wskazuje na to, że u trenera Jozaka liczy się przede wszystkim szczelna defensywa, obok Lecha i właśnie Korony najlepsza w Ekstraklasie. W sobotę nasz lider będzie liczył na trzy punkty, chcąc zabezpieczyć się przed wciąż możliwym walkowerem za przerywany burdami kibiców mecz ostatniej kolejki z wiceliderem – Górnikiem Zabrze, jedyną drużyną, która może przeskoczyć ich w tabeli już po rozegraniu szesnastej kolejki spotkań.

Niestety, faworytem spotkania w Kielcach jest drużyna przyjezdnych. Legia jest bardzo zdyscyplinowana w defensywie, a przy tym potrafi wykorzystywać nadarzające się okazje do strzelania zwycięskich goli. Tak naprawdę Legia stała się mistrzem wykorzystywania błędów rywali. Sama często czeka na przeciwnika, głównie broniąc dostępu do własnej bramki, by nagle skontrować, przejąć inicjatywę na tych kilka cennych minut, lub po prostu wykorzystać stały fragment gry. Właściwie nikt nie wie, na co stać drużynę Mistrza Polski. Z takim składem powinna grać zupełnie inaczej, ofensywnie, kontrolując przebieg spotkania i strzelając wiele goli. Wiadomo, że równie dobrze może zagrać właśnie tak nastawiona, jak i znowu cofnąć się i czyhać na błędy Korony. Legia ma świetnych, ogranych w reprezentacjach swoich krajów, doświadczonych zawodników, jak Pazdan, Malarz, Jędrzejczyk czy Jodłowiec, ale ma również nieprzewidywalnych młodzieżowców, czego doskonałym przykładem jest wychowanek klubu – Sebastian Szymański, który stał się wielką nadzieją całego polskiego futbolu. To oni stanowią o sile i charakterze tej drużyny. I trzeba przyznać, że niewiele zespołów może poszczycić się podobnym składem jak zespół z Warszawy. A jednak Korona również ma swoje atuty. Po pierwsze gra na własnym terenie, na oczach tysięcy swoich najwierniejszych fanów, po drugie dobrą formę, dzięki której specjaliści oceniają szanse zespołu Gino Lettieriego na korzystny rezultat znacznie wyżej niż dotąd, po trzecie ta charyzma zespołu. Ta waleczność, jakiej nie ma żaden inny zespół Ekstraklasy. To dążenie do celu, szukanie ofensywnej gry popartej naprawdę solidną defensywą i poświęcenie dla swoich barw. To nastawienie będzie kluczowe przed pojedynkiem z Legią i może przyczynić się do sprawienia kolejnej sensacji. Sumując wszystkie za i przeciw obstawiamy, że w sobotę na Kolporter Arenie zobaczymy bezbramkowy remis.

Dobra postawa Korony Kielce, zwłaszcza jeśli chodzi o grę w defensywie jest związana z dyspozycją naszego bramkarze. Po obiecującym początku Zlatana Alomerovicia na stałe zadomowił się między słupkami Maciej Gostomski i wyraźnie nie zamierza swojej pozycji nikomu oddawać. Świetnie broni na linii, wyłapuje dośrodkowania i kieruje poczynaniami kolegów z obrony. Kilka jego interwencji uratowało już Koronie skórę. W Meczu z Legią jego koncentracja i umiejętności mogą okazać się szczególnie ważne. Jeśli zagra na swoim normalnym, wysokim poziomie napastnicy Legii nie będą mieli czego szukać pod bramką Korony.

Z kolei trudno wyobrazić sobie dobre wyniki Legii bez jej najbardziej rozpoznawalnego zawodnika, środkowego obrońcy, reprezentanta Polski – Michała Pazdana. Michał to człowiek, który Ekstraklasę zna doskonale, gra w niej przecież od początku kariery. Dziś jest jednym z najlepszych polskich obrońców. Świetnie kryje w polu karnym, zabezpiecza swoich partnerów i daje im swobodę w rozgrywaniu piłki. Pomocnicy i napastnicy Legii wiedząc, że mają za plecami takiego zawodnika czują się znacznie bezpieczniej. Pazdan doskonale gra głową, czysto odbiera piłkę wślizgiem, dobrze się ustawia i podłącza się do akcji ofensywnych przy stałych fragmentach gry. Tak klasowy piłkarz po prostu musi być wymieniany jako kluczowy dla losów tak ciężkiego spotkania dla Legii jak to w Kielcach.

Przed nami spotkanie podwyższonego ryzyka. Mecz, w którym wszystkie chwyty będą dozwolone. Mecz, w którym nie zabraknie wszystkiego, co tak kochają kibice naszej Lotto Ekstraklasy. Mimo iż faworytem będzie Legia, to jednak szanse Korony nawet na komplet punktów są naprawdę duże. Z niecierpliwością czekamy na pierwszy gwizdek w sobotnim meczu. W końcu każdy kibic Korony czeka właśnie na takie pojedynki jak ten.

Przedmeczowo: Zagłębie Lubin – Korona Kielce

Świetna forma Korony Kielce przed przerwą na mecze reprezentacji nie pozostała bez echa. Na półmetku sezonu co raz liczniejsi specjaliści dostrzegają w drużynie Żółto-Czerwonych czarnego konia rozgrywek Lotto Ekstraklasy. Po efektownej wygranej w meczu ze Śląskiem Wrocław Korona awansowała na czwarte miejsce w tabeli, wyprzedzając między innymi Lecha Poznań i zbliżając się do ekip z miejsc dwa i trzy na odległość odpowiednio jednego i dwóch oczek. Dzięki temu cudowna seria pod wodzą Gino Lettieriego trwa w najlepsze i wynosi już osiem meczów bez porażki w Ekstraklasie i dziesięć, jeśli doliczyć do tego pojedynki stoczone w Pucharze Polski. Nawet najstarsi kibice nie pamiętają tak dobrego okresu. Zachwycają nie tylko wyniki, ale też efektowna, nastawiona na ofensywę gra drużyny. Jakby tego było mało, zespół zdaje się znalazł ten złoty środek, dzięki któremu nie tylko strzela wiele goli, ale zarazem mało traci, prezentując skuteczną grę w obronie, którą doskonale kieruje bramkarz -  Maciej Gostomski. Progres drużyny najlepiej widać po dwóch ostatnich meczach: najpierw rozgromili na wyjeździe Lechię Gdańsk aż pięć do zera, a w ostatniej kolejce rozbili na własnym stadionie Śląsk trzy do zera. Dzięki tym wynikom przed kolejnym pojedynkiem w ramach Lotto Ekstraklasy nastroje w drużynie ze stolicy województwa świętokrzyskiego panują doskonałe. A to bardzo istotne, bo przed nami trudny mecz z wymagającym rywalem. Korona zmierzy się na wyjeździe z zespołem Zagłębia Lubin. Początek spotkania już w poniedziałek o godzinie osiemnastej. To arcyciekawe widowisko sędziował będzie doskonale nam znany piłkarski rozjemca, pan Tomasz Musiał.

Mało który zespół grający w Lotto Ekstraklasie jest dla Korony Kielce tak trudnym przeciwnikiem jak Zagłębie. Na dwadzieścia sześć meczy piłkarze z Lubina wygrali aż trzynaście, dziewięć razy padał remis, zaledwie cztery razy wygrać zdołała drużyna z Kielc. Miażdżąca jest również przewaga Zagłębia w strzelonych bramkach: czterdzieści pięć do dwudziestu sześciu na korzyść gospodarzy najbliższego starcia. Ostatni mecz pomiędzy tymi drużynami rozegrany na stadionie zespołu Zagłębia zakończył się pogromem gości cztery do zera. Ostatni raz Korona wygrała w lidze z Zagłębiem na własnym stadionie, skromnie pokonując gości dwa do jednego.

KGHM Zagłębie Lubin zajmuje obecnie siódme miejsce w tabeli z dorobkiem dwudziestu trzech punktów. Podopieczni Piotra Stokowca wygrali sześć swoich spotkań, pięć zremisowali, cztery przegrali. Zdobyli do tej pory dwadzieścia dwa gole, tracąc siedemnaście. Zagłębie liczy na wygraną przed własną publicznością, by nie tylko oddalić od siebie widmo niższej połowy tabeli, ale wrócić do walki o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach.

Korona Kielce spisuje się rewelacyjnie. Passa spotkań bez porażki sprawiła, że Żółto-Czerwoni zagościli w ścisłej czołówce tabeli, na miejscu czwartym. Dwadzieścia pięć punktów na koncie, bilans bramkowy dwadzieścia pięć do piętnastu na plus, dobra forma napastników i obrońców, dopasowana taktyka, to wszystko sprawiło, że atmosfera wokół klubu wreszcie jest stabilna. Korona czuje niepowtarzalną szansę na najwyższą lokatę w tabeli w całej historii klubu. Korona wie, że nawet jeśli przydarzy się wpadka w najbliższym pojedynku, nadal pozostaną w górnej połowie tabeli. Niemniej w Kielcach nikt nie myśli o porażce. Wszyscy powtarzają jak mantrę, że jedziemy po zwycięstwo, żeby umocnić swoją pozycję, a nawet awansować jeszcze wyżej, walcząc o to, co dotąd wydawało się nieosiągalne: grę w Lidze Europy.

Patrząc na formę obu zespołów, faworytem spotkania wydaje się być drużyna gości. Korona wygrał swoje dwa ostatnie pojedynki do zera, nie przegrała też już od ośmiu spotkań w Ekstraklasie, podczas gdy Zagłębie swój ostatni mecz przegrało i to na własnym terenie, nie wygrało też poprzedniego meczu u siebie, remisując dwa do dwóch z przeciętnym Piastem Gliwice. Nie zachwyca też styl gry Zagłębia, które oprócz bramek zdobywanych przypadkowo po stałych fragmentach, niewiele potrafi zaproponować w ofensywie, choć ma piłkarzy potrafiących strzelać. Jedyna nadzieja Zagłębia jest taka, że wreszcie ponownie odpalą z formą, poniesieni dopingiem własnej publiczności, przed którą grają trzeci mecz z rzędu. Korona w obecnej formie ma do zaproponowania znacznie więcej. Dobra gra w ataku pozycyjnym, nieprzewidywalne kontry, groźne rzuty rożne i wolne, świetna gra zespołowa, zaangażowanie, dobrze usposobiona defensywa – to tylko niektóre z atutów w talii kart trenera Gino Lettieriego. Jeśli drużyna z Kielc utrzymała swoją formę przez czas odpoczynku od rozgrywek, powinna w poniedziałek poprawić niekorzystny bilans spotkań z Zagłębiem. Obstawiamy dwa do jednego dla Korony.

W Zagłębiu jedną z kluczowych ról odgrywa świeżo upieczony reprezentant Polski Jarosław Jach. Solidny, skoncentrowany, dobrze ustawiający się i grający głową środkowy obrońca nie zawodzi, nawet gdy drużyna przegrywa. Jego dobra postawa zaowocowała powołaniem przez trenera Nawałkę na towarzyskie spotkania z Urugwajem i Meksykiem i debiut w kadrze. Jach jest silnym zawodnikiem, który potrafi nie tylko bronić, ale też wyprowadzać piłkę. Świetnie kryje rywali w swoim polu karnym, przydaje się też przy ofensywnych stałych fragmentach gry. Bardzo ciężko jest go ograć, a przy tym Jarosław doskonale dyryguje swoimi kolegami  z obrony. Bardzo prawdopodobne, że już wkrótce opuści Zagłębie, by przenieść się do mocniejszego klubu, ale póki co, żeby zaszkodzić drużynie gospodarzy, Korona musi znaleźć sposób na oszukanie lidera jej defensywy.

Trudno nadziwić się formie Korony w ostatnich meczach, a jest ona między innymi zasługą znakomitej postawy jednego ze środkowych pomocników, mianowicie Gorana Cvijanovicia. Jego podania, sposób kontroli tempa, wieloletnie doświadczenie zdobyte w różnych klubach oraz niebanalne umiejętności okazały się bezcenne na tym etapie rozgrywek. Nienaganny technicznie, nie biegający bez sensu, sprytnie wykryje każdą lukę w zespole rywali. Jest w stanie przesądzić o wyniku meczu jednym zagraniem i tym samym pomóc Koronie w odniesieniu kolejnego zwycięstwa.

Stęsknieni za Ekstraklasą po tej krótkiej przerwie wracamy do kibicowania Koronie Kielce. Mecz zapowiada się na bardzo trudny, ale jeśli goście wyjdą z niego zwycięsko, to pierwsza trójka będzie w zasięgu. Fani Korony z wielką wiarą podchodzą do wyjazdowego pojedynku, dlatego nie zabraknie ich ani na stadionie Zagłębia, ani przed telewizorami, gdzie na antenie Eurosportu można będzie śledzić transmisję na żywo, A zwolenników radia zapraszamy do słuchania relacji na antenie niezawodnego Radia Kielce. Czy Korona rozpocznie drugą część sezonu równie dobrze, jak zakończyła pierwszą? Przekonajmy się razem.

AntyKorona

15 kolejek za nami. Mniejszy półmetek za nami, gdyby nie te dodatkowe granie, mógłbym stwierdzić - znowu ta beznadziejna Korona nie spadła. Wszystkie znaki na niebie mówiły jasno, że nie macie szans, a tu? No, ale jeszcze 22 kolejki, więc spokojnie, może, może...

Jest taki portal w internetach, taki których autorzy (hmm) nie lubią podpisywać się pod swoim tekstem, co nie przeszkadza im w wyszydzaniu innych. Słowem - jesteśmy najlepsi i chuja nam możecie zrobić. Oczywiście większość z Was wie, o co chodzi, a dla nieznających jakimś cudem tegoż portalu, nazwę go ''AntyKorona''. Co by nie robić im niepotrzebnej reklamy. Ów portal znany jest z corocznego spuszczania Korony do pierwszej ligi. W sumie takie fakty, co roku trener niszowy, który nic nie osiągnął, z kupy zawodników nienadających się nigdzie, z transferów z 5 ligi czeskiej albo i hinduskiej robi drużynę, która w 37 kolejek ratuje cudem (przypadkiem, loterią, fartem) byt w ekstraklasie, a i czasem nawet zupełnie przypadkiem ma 5 miejsce.

Ale może jakieś fakty? Gdyby przed sezonem portal AntyKorona miał podać wynik meczu Korona - Śląsk, zatrzymało by się to w granicach 0 do 35. Dlaczego? Ano, Koronę już znamy, zlepka fatalnych, nieznanych, niesprawdzonych piłkarzy plus trener, który ostatnio spuścił klub z 3 ligi niemieckiej. Jednym słowem ZERO. A naprzeciw wychodzą Robak, Chrapek, Kosecki, Piech, Cotra czy Vacek. Plus Urban na ławce. To się musi skończyć pogromem. Fakty. Rzeczywistość? 3-0. I tak można by sumować każdego naszego rywala. Oni mają wszystko, a my jesteśmy zerem.

4 miejsce po 15 kolejkach. Znów przypadek, wiem. Inni grali dla nas. My fartem wygraliśmy. No dobra sędzia nam pomógł. A VAR przetwarza wszystko na naszą korzyść, jak obrazki w photoshopie. Ba, nawet AntyKorona twierdzi, że my to tak cudem. Zacznijmy więc: Korona-Płock 2-0. Korona wygrała, bo Płock nie potrafił wykorzystać 4 setek. Beznadziejny Płock. Górnik-Korona 3-3. W 1 połowie Górnik zdemolował Koronę (tu padają łacińskie słowa prześmiewcze). Na 2 połowę Górnik został w szatni, dzięki czemu Korona zremisowała. Słaby Górnik. Zagłębie-Korona 0-1. Pomógł VAR. Zagłębie słabe, Stokowiec się skończył. Lechia-Korona 0-5. Mega słaba Lechia. Po meczu ze Śląskiem chyba uznali, że trzeba (niechętnie) docenić Koronę. Docenili. Ale musieli też powytykać afery klapkowe czy transfery z dupy. Po prostu Korona coś tam gra, ale generalnie to oni się nadają do tarcia chrzanu, niech zlecą w końcu. Ten moment, kiedy musisz docenić coś, czego nie chcesz, więc robisz to w taki żenujący sposób. Jakby to skomentować? Kojarzycie takiego jegomościa jak Tomasz Jachimek? Swego czasu w jednym ze skeczów miał takie przyjemne dla ucha wejście "... przedstawi państwu skecz, numer, monolog, humoreskę, anegdotę, nie wiem jak określić to badziewie...". I w tych właśnie słowach można podsumować portal AntyKorona.

Optyka Scyzoryka #7: Rachunki ze Śląskiem Wrocław wyrównane!

Piątek 31 marca godzina 18:00. Właśnie rozpoczyna się mecz na stadionie we Wrocławiu pomiędzy Śląskiem Wrocław a Koroną Kielce. Spotkanie zakończy się wynikiem 3:0 dla Śląska zaś koroniarzom pozostanie przełknąć gorzki smak porażki. Wówczas była to już siódma wyjazdowa porażka „złocisto-krwistych”. Trzeba przyznać, że ekipa z Wrocławia w tamtym meczu zdominowała Koronę i zasłużenie zwyciężyła. Wspominam o tym dlatego, że pamiętając o tamtej porażce, jeszcze bardziej można docenić to, co zobaczyliśmy w piątkowy wieczór na Kolporter Arenie. Tak przekonujące zwycięstwo, jakie odniosła Korona nad Śląskiem w meczu 15 kolejki ekstraklasy to dowód, że nasz zespół podąża w na prawdę ciekawym kierunku.

Koroniarzy można pochwalić za wiele elementów. Niewątpliwie mocno rzucały się w oczy podania, które co rusz posyłane były za linie obrony przeciwnika. W zasadzie już po kilku minutach można było odnieść wrażenie, że przy tak świetnie posyłanych prostopadłych piłkach któraś w końcu znajdzie właściwą drogę i w konsekwencji gospodarze stworzą sobie sytuację bramkową. Oczywiście jak to w futbolu bywa nie wszystkie podania trafiały do adresatów jednak absolutny szacunek należy się naszym piłkarzom za niebywałą konsekwencje w działaniu. Nie udało się za pierwszy razem? Za drugim? To nic gramy dalej swoje i któreś podanie w końcu przetnie linie obrony i trafi do kogo trzeba. Brawo!

Kolejna rzecz, którą należy docenić to wyłączenie z gry dwóch ważnych graczy Śląska, czyli Jakuba Koseckiego i Marcina Robaka.  Marcin Robak to napastnik, który jest naprawdę groźną bronią Śląska. Być może nie jest to nazwisko, które rzuca na kolana przeciętnego kibica piłki nożnej, jednak 10 bramek, jakie ten zawodnik zdobył w tym sezonie, pokazuje, iż strzelać to on potrafi. Jeśli chodzi o Jakuba Koseckiego, to muszę przyznać, że przed meczem zastanawiałem się jak mocno uprzykrzy życie naszym defensorom. Jasne – Kuba ma wielu przeciwników, którzy uważają go za zawodnika przepłaconego i przereklamowanego, jednak chyba nie ma w Polsce drużyny, która nie obawiałaby się jego szybkości. Na całe szczęście moje obawy jak go powstrzymać podczas tego meczu, okazały się na wyrost. Oczywiście Kuba w swoim stylu cały czas był pod grą, starał się i szarpał, jednak było to niczym bicie głową w mur.

Kolejna rzecz za którą chciałbym Koronę pochwalić to zupełnie „niepolska” gra. Co przez to rozumiem? Otóż w naszej lidze zespoły mają często dziwną przypadłość, która objawia się tym, że w momencie zdobycia bramki na 1:0 cofają się, grają zachowawczo, zaś w głowach kołacze się myśl „Panie sędzio, kończ Pan ten mecz!”. Oczywiście bardzo często taka zachowawcza postawa po prostu się mści. Jakże inaczej zachowała się Korona Kielce. Gospodarze nie tylko nie cofnęli się, ale grali dalej swoje. Wyglądało to, jakby ta zdobyta bramka nie zrobiła dla nich wielkiej różnicy. Przez równe 90 minut realizowali swój plan z którym weszli w mecz.

Jeszcze słówko o konferencji prasowej. Duży szacunek dla trenera Śląska Wrocław – Jana Urbana. Podobało mi się, że umiał wprost stwierdzić, kto w tym meczu był lepszy. Nie szukał wymówek. Po prostu powiedział, że goście byli słabsi i zostali zupełnie zdominowani przez gospodarzy.

Okej, więc co teraz? Po tym meczu jesteśmy na drugim miejscu choć wiadomo, że go nie utrzymamy na zakończenie kolejki, to jednak mimo wszystko taka lokata mocno cieszy oko. Najważniejsze teraz wydaje się to, aby dalej robić swoje. Nie podpalać się i nie dać wejść do głowy myślom typu „jesteśmy najlepsi”, „pozamiatamy tę ligę”. Taka postawa bowiem już nie jedną klasową ekipę zgubiła i wpędziła w kłopoty.

Reasumując. Bilans po tym spotkaniu to wyrównane rachunki ze Śląskiem za marzec, uśmiechnięci kibice wychodzący ze stadionu, którzy nie mogli się nachwalić gry kieleckiej drużyny i apetyt na więcej. Panowie róbcie swoje i jakoś jestem dziwnie spokojny, że ten sezon będziemy wspominać bardzo dobrze.   

Przedmeczowo: Korona Kielce – Śląsk Wrocław

Ależ forma Korony! Żółto-Czerwoni byli delikatnym faworytem spotkania z Lechią Gdańsk, ale chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się takiego pogromu. Pięć do zera na wyjeździe! Fantastyczny wynik, najwyższa wygrana w historii w roli gościa, fantastyczna gra, wybitne zwycięstwo Dumy Kielc. A przecież ta wygrana mogła być jeszcze bardziej okazała, bo w drugiej połowie spotkania jedenastki nie wykorzystał Jakub Żubrowski. Ale to nie zmienia faktu, że za nami najlepszy mecz Koroniarzy w całym dotychczasowym sezonie. Po ostatnim gwizdku arbitra piłkarze Korony mogli z podniesionym czołem świętować najwyższe zwycięstwo w sezonie i awans na wyższe lokaty w tabeli, znacznie poprawiając swój bilans bramkowy, który od dawna nie prezentował się tak okazale i wynosi w tej chwili siedem goli na plus. Imponująco prezentuje się również osiem spotkań z rzędu bez porażki, z czego sześć w Lotto Ekstraklasie. Korona zgłasza aspiracje do walki o europejskie puchary, oddalając od siebie widmo walki o utrzymanie. Teraz przed piłkarzami z Kielc kolejny sprawdzian. Na Kolporter Arenie podopieczni Gino Lettieriego zmierzą się z silną ekipą Śląska Wrocław. Ten pojedynek jest bardzo blisko, bo startujemy już w piątek po Wszystkich Świętych o godzinie 18:00.

Oba zespoły stoczyły ze sobą jak dotąd dwadzieścia pojedynków. Rywalizacja między nimi jest niesamowicie zaciekła. Sześć wygranych Śląska, pięć Korony, dziewięć remisów. Jedynym, co wyraźnie przemawia na korzyść drużyny przyjezdnych jest bilans bramkowy, wynoszący aż trzydzieści dwa do dziewiętnastu na korzyść zespołu z Wrocławia. Korona nie zdołała pokonać Śląska już od czterech ligowych spotkań, dwa ostatnie przegrywając, a remisując dwa poprzednie. Ostatni triumf Żółto-Czerwonych nad Ślązakami miał miejsce w sezonie 2015/16, kiedy to na wyjeździe we Wrocławiu Korona wygrała skromnie jeden do zera.

Mecz Korony ze Śląskiem będzie pojedynkiem bliskich sąsiadów w tabeli. Zespół z Wrocławia zajmuje obecnie ósme miejsce, z dorobkiem dwudziestu punktów. Od Korony oddzielają go dwa oczka i ekipa Wisły Kraków mająca punkt przewagi. Do piątej w tabeli Jagi i czwartego Zagłębia tracą trzy oczka, więc ciągle mogą obu rywali dogonić i włączyć się do walki o europejskie puchary. Ale piłkarze trenera Jana Urbana muszą też uważnie oglądać się za siebie. Tyle samo punktów co oni ma zespół Płocka, zaledwie jeden mniej Arka Gdynia, trzy mniej Sandecja. Ślązacy czują, że mecz z Koroną jest dla nich bardzo istotny w kontekście walki o górną ósemkę i tak naprawdę satysfakcjonować powinno ich tylko i wyłącznie zwycięstwo, choć w obecnej formie Korony remis też nie będzie dla nich złym wynikiem, ale nie pozwoli przeskoczyć Kielczan w tabeli. Śląsk w obecnym sezonie gra w kratkę: pięć wygranych, pięć remisów, cztery porażki i bilans bramkowy dziewiętnaście do dziewiętnastu, pokazują że forma ekipy z Wrocławia pozostawia sporo do życzenia, zwłaszcza po ostatniej wysokiej porażce w Płocku jeden do czterech. Jeśli przegrają również w Kielcach, będą mięli w dorobku pięć zwycięstw, pięć remisów i pięć porażek.

Cudowny sen Korony trwa w najlepsze. Kibice i piłkarze z Kielc powoli zaczynają zapominać, co to jest porażka. Sześć spotkań z rzędu bez przegranej w Lotto Ekstraklasie, osiem, jeśli dodać rozgrywki pucharowe. A to zaowocowało awansem w górę tabeli. W tej chwili podopieczni Gino Lettieriego zajmują szóste miejsce, z dorobkiem dwudziestu dwóch punktów, dodatnim bilansem bramkowym (dwadzieścia dwa gole strzelone, piętnaście straconych!), co jest najlepszym wynikiem od lat. Korona wygrała sześć spotkań, cztery zremisowała, cztery przegrała. Do drugiego miejsca w tabeli Koroniarze tracą zaledwie trzy punkty, dwa do trzeciego Lecha Poznań, punkt do Zagłębia Lubin i Jagielloni Białystok. Tuż za plecami Korony znajduje się Wisła Kraków z punktem straty, dwa oczka traci do Żółto-Czerwonych Śląsk oraz Wisła z Płocka, trzy dziesiąta Arka Gdynia. Wygrana może dać Koronie miejsce na podium, ale porażka nadal może sprawić, że stracą miejsce w górnej ósemce. Tylko remis stanowi pewną niewiadomą, choć powinien wystarczyć, żeby utrzymać swoją pozycję.

Korona Kielce czy Śląsk Wrocław? To bardzo interesujące pytanie. Biorąc pod uwagę formę z ostatnich spotkań, ligową pozycję oraz grę na własnym stadionie Korona wyrasta nam na wyraźnego faworyta piątkowego meczu. Żółto-Czerwoni emanują taką wolą zwycięstw, że nikt w zespole nie odpuszcza ani na sekundę, dobre ustawienie taktyczne dopasowywane pod rywala przez trenera Lettieriego pozwala drużynie na zyskanie przewagi na boisku, a pozytywne nastawienie przed meczem od razu stawia gospodarzy na wygranej pozycji. Atutem Korony jest niespodziewane przejście od ataku pozycyjnego do gry z kontry. Rywale nie potrafią znaleźć recepty na ten element. Poza tym Korona wypowiada swoim oponentom prawdziwe wojny w środku pola. To tam Kielczanie rozstrzygają większość pojedynków i gaszą w zarodku ataki przeciwników. No i te stałe fragmenty gry, po których pada naprawdę sporo goli dla ekipy ze Świętokrzyskiego. Jedyna szansa przeciętnego taktycznie Śląska to wymyślić coś naprawdę niezwykłego, by zaskoczyć Koronę. Bo zarówno defensywę, jak i ofensywę mają znacznie gorszą niż zespół gospodarzy, który powinien wygrać ten mecz dwa do zera.

W ostatnich spotkaniach w barwach Korony błyszczy najjaśniej Goran Cvijanović. Pomocnik z Kielc świetnie wkomponował się w zespół i prowadzi go do kolejnych dobrych wyników. Rozgrywa, zabezpiecza tyły, strzela gole, asystuje ze stałych fragmentów gry. Goran dysponuje dobrą techniką użytkową, jest bardzo pracowity i wytrzymały. Doskonale uzupełnia się z Możdżeniem i z Kubą Żubrowskim. Długo kazał czekać na swoje dobre występy, ale kiedy już zaczął czarować, to okazało się, że potrafi to robić jak nikt w zespole. Od jego postawy będzie zależał wynik meczu w piątek, jak i kolejnych spotkań ligowych.

Marcin Robak strzela wszędzie, gdzie się przeniesie, więc dla Śląska również stał się kluczowym zawodnikiem. Piłkarz, którego wielu odsyła już na emeryturę nadal zadziwia i nadal ma dobrze nastawiony celownik. Dobra technika, wciąż niezła szybkość, umiejętność wykańczania akcji, świetne opanowanie. Wystarczy chwila nieuwagi, cień szansy, a zaraz potem trzeba wyciągać piłkę z siatki. Ma doświadczenie wynikające z gry w wielu klubach Ekstraklasy i za granicą, czym niewielu piłkarzy naszej ligi może się poszczycić. Jak na weterana futbolu przystało potrafi wpływać na partnerów z zespołu i wznosić im się na wyżyny umiejętności, ale przede wszystkim jego zaletą jest to, że w pojedynkę potrafi przesądzić o wyniku meczu. Jedyną nadzieją na jego zatrzymanie jest ścisłe krycie i odcięcie od podań.

Chyba wszystkich kibiców Korony Kielce zżera ciekawość, co nasi ulubieńcy pokażą w najbliższym spotkaniu. Pełni optymizmu po wspaniałym zwycięstwie nad Lechią Gdańsk czekamy na pierwszy gwizdek arbitra. Gospodarze mają ogromną szansę przedłużyć imponującą serię spotkań. Okazja jest wyborna. Mecz u siebie, przy dopingujących trybunach, świetna forma, doskonałe nastroje. Czy można sobie wyobrazić dogodniejszy moment na doskoczenie do czołówki? Dlatego tym bardziej potrzeba dopingu, który poniesie Koronę do zwycięstwa. A dla tych, którzy nie mogą pojawić się w piątkowy wieczór na stadionie, zachęcamy do śledzenia transmisji na kanale Eurosport lub do tradycyjnej relacji radiowej na antenie Radia Kielce. Korono, do boju! Do boju o podium!

Przedmeczowo: Lechia Gdańsk – Korona Kielce

Heroiczny pościg ekipy Gino Lettieriego za zespołem Górnika Zabrze przyniósł efekt w postaci cennego punktu i  przedłużenia serii spotkań bez porażki w Ekstraklasie do pięciu (sześciu, wliczając rozgrywki Pucharu Polski). Korona pokazała charakter, jaki powinien cechować każdą profesjonalną i w pełni zaangażowaną w to co robi drużynę, doprowadzając do remisu od stanu trzy do jednego dla faworyzowanego Górnika. A mecz układał się dokładnie tak, jak przewidywali piłkarscy specjaliści: gospodarze rzucili się na Koronę, opanowali środek pola i przeszli do szybkich ataków, które przyniosły dwa gole przed upływem trzydziestej minuty spotkania. Korona zdołała jednak złapać kontakt po samobójczym trafieniu, ale tylko po to, by za chwilę stracić trzecią bramkę i do szatni schodzić z dwoma golami straty. Piętnastominutowa przerwa pozwoliła trenerowi Żółto-Czerwonych na zupełną odmianę swojej ekipy. Od początku drugiej części spotkania goście nie pozwalali rywalom absolutnie na nic, naciskając i atakując, aż dopięli swego i wyrównali stan gry. Remis trzy do trzech na stadionie rewelacji rozgrywek to naprawdę dobry wynik i piłkarzom z Kielc wraz z trenerem należą się słowa uznania. Zdobyli drogocenny punkt i pokazali się z jak najlepszej strony. Jakby pozytywnych sygnałów było mało, w czwartkowym meczu z Zagłębiem Lubin w ramach Pucharu Polski Żółto-Czerwoni zdołali pokonać jeden do zera faworyzowanych gospodarzy, zapewniając sobie dobrą pozycję wyjściową przed rewanżem na własnym boisku i przedłużając serię meczów bez porażki do siedmiu. Dzięki tym rezultatom w klubie zapanowała świetna atmosfera. I dobrze, bo przed nimi kolejny trudny wyjazdowy mecz, tym razem w Gdańsku, gdzie już czeka nieobliczalna Lechia. Ten mecz zostanie rozegrany w najbliższy poniedziałek, trzydziestego października o godzinie osiemnastej. Spotkanie poprowadzi arbiter Krzysztof Jakubik, a będzie ono do zobaczenia na antenie Eurosport a wysłuchania w niezawodnie w Radiu Kielce.

Przed Koroną kolejny przeciwnik, z którym gra często i gra skutecznie. Obie ekipy walczyły ze sobą do tej pory dwadzieścia jeden razy, z czego dziesięć spotkań wygrała drużyna ze Świętokrzyskiego, pięć wygrali Lechici, a sześć razy oglądaliśmy remis. W tym czasie Korona strzeliła rywalom trzydzieści goli, tracąc przy tym dwadzieścia jeden. Ostatni pojedynek Korony z Lechią zakończył się bezbramkowym remisem na stadionie w Gdańsku. Warto dodać, że był to dopiero trzeci taki wynik w całej historii starć Korony z Lechią. W każdym z pozostałych osiemnastu padała co najmniej jedna bramka.

Dwunaste miejsce w tabeli to dla Lechii ogromne rozczarowanie. Ekipa z Gdańska miała mierzyć w górną połowę tabeli, a nawet rywalizować o czołowe lokaty na koniec sezonu, tymczasem od początku sezonu nie potrafi złapać odpowiedniego rytmu i ciągle odbija się od bariery połowy stawki, pozostając w dolnej ósemce. Czternaście punktów na koncie, ujemny bilans bramkowy osiemnaście do dziewiętnastu, trzy wygrane, pięć remisów i pięć porażek, takimi wynikami może poszczycić się drużyna prowadzona przez Adama Owena. Ich sytuacja w tabeli nie jest najlepsza, ale awans nadal w górę nadal jest możliwy.

Świetna seria Korony Kielce trwa w najlepsze. Już siedem spotkań z rzędu nie zaznała porażki i dzięki temu nie tylko utrzymuje miejsce w czołowej ósemce (stan sprzed rozpoczęcia kolejki). Żółto-Czerwoni mają na koncie dziewiętnaście punktów. Pięć wygranych, cztery remisy i cztery porażki, dodatni bilans bramkowy siedemnaście do piętnastu, a przede wszystkim dobra forma sprawiły, że atmosfera w klubie ze Ściegiennego się oczyściła. Kielczanie mają ogromne szanse na awans. Dlatego Duma Kielc musi myśleć o dalszym gromadzeniu punktów, choć przed nimi kolejny trudny wyjazd. Wygrana może wywindować Koronę na piątą pozycję, remis może pozwolić pozostać drużynie w górnej połowie tabeli, porażka w najgorszym razie zepchnie ją na jedenaste miejsce.

Patrząc na formę obu zespołów w ostatnim czasie, to pomimo gry na wyjeździe faworytem poniedziałkowej batalii jest zespół przyjezdnych. Korona prezentuje obecnie styl, który budzi słuszny podziw wśród innych drużyn i obserwatorów. Cała skuteczność Korony bierze się z waleczności i woli zwycięstwa piłkarzy Żółto-Czerwonych. Do tego dochodzi dobra taktyka zastosowana przez trenera Lettieriego i mądrze ustawiona linia pomocy, nadająca rytm grze drużyny. Korona potrafi grać piłką i z kontry, groźnie egzekwuje stałe fragmenty gry. Siłą zespołu jest kolektyw i dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę. Lechia może Koronie przeciwstawić większe indywidualności i to, że tak naprawdę nie wiadomo, czego można się po niej spodziewać. Równie dobrze mogą zagrać futbol z innej galaktyki, jak i zaprezentować żenującą postawę. Patrząc na ostatnie wyniki obu zespołów, można wywnioskować, że czeka nas wyrównany pojedynek drużyn, z których jedna jest w dobrej formie, druga w gorszej. Korona jest w tej lepszej sytuacji i to powinno sprawić, że na fali dobrej dyspozycji przywiezie z Gdańska trzy punkty. Nasz typ to zero do jednego dla Żółto-Czerwonych.

Mimo słabej formy większości zawodników Lechia zawsze może liczyć na jednego z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy – Dusana Kuciaka. Były zawodnik Legii Warszawa nadal prezentuje się bardzo pewnie i potrafi bronić niesamowite strzały. Króluje w polu karnym, dowodzi linią defensywy, poza tym ma świetny refleks. Jest też postacią bardzo doświadczoną i jadł piłkarski chleb z niejednego pieca. Żeby go pokonać, trzeba wymyślić coś naprawdę wyjątkowego. Oby atakującym Korony udało się znaleźć na niego sposób.

Korona Kielce liczy natomiast na piłkarza z linii ofensywnej, który ciągnie drużynę do przodu. Mowa oczywiście o popularnym Rybie. Jacek Kiełb strzela gole, asystuje, drybluje, wykonuje stałe fragmenty, jak za starych, dobrych lat. Jest szybki, zwinny i zdyscyplinowany. Jeśli nadal będą omijać go kontuzje, to Korona będzie miała z niego bardzo wiele pożytku i to nie tylko w tym jednym spotkaniu, ale przez resztę sezonu.

Przed nami czternasta kolejka Lotto Ekstraklasy. Lechia i Korona Kielce zmierza się już na jej zakończenie i zapowiada się, że ten mecz będzie wisienką (lub truskawką jak kto woli) na torcie. Zanosi się na walkę i świetne widowisko, z którego zwycięsko powinna wyjść ekipa gości. I choć zadanie jest trudne, to wszyscy związani w jakikolwiek sposób z klubem z Kielc wierzą w kolejne punkty naszych ulubieńców.

Halloween?

Z reguły tego nie czytam. Znawców, ekspertów, kopii futbol menadżerów. Przed każdym meczem jest ich armia, rozmnażają się w momencie, jak Chińczycy. Wiedzą wszystko lepiej. Wiedzą lepiej od trenera. Ba, dla nich zawodnik z kontuzją jest bez kontuzji. Gdzie nie spojrzeć sami profesjonaliści. Tylko przedmeczowi. Po meczu ich brak. Gryzie sumienie? Nie trafili z wyborem? Taktyka się nie sprawdziła? Brakło odwagi, by przyznać się do błędu? A może to zazdrość? A może się nie znam i warto by było się nie odzywać więcej?

Jak to jest? Przed każdym meczem, pod informacyjną grafiką o składzie, pojawia się wysyp najlepiej znających się na piłce. Facebuk ma to do siebie, że anonimowość znika, podpisujesz się pod własnym zdaniem na dany temat. Po meczu co sprytniejsi komentarz usuną, coś w stylu mnie tam nie było. A ci, którzy go zostawią, to czemu po meczu ich nie ma? Boją się własnego zdania? Już nie można skomentować?

Nic mnie bardziej nie irytuje jak ci specjaliści, którzy wiedzą wszystko lepiej, pojawia się skład i zaraz pod nim:

  1. Kto to kurwa jest?
  2. Czemu gra ten a nie tamten?
  3. A tamten zawalił mecz z rzeką, a teraz gra o półfinał.
  4. Ten trener jest ślepy.
  5. Ten zawodnik nie nadaje się do podawania piłek.
  6. Ja gram lepiej od tego tam, a on zarabia 10 razy więcej ode mnie.

I mógłbym tak wymieniać dalej (jak pewien portal, który Korony nie nawidzi), punktować, dlaczego to ja wiem lepiej, a ten Lettieri to może mi buty czyścić. Rozumiem oczernić po meczu, po słabym meczu, ktoś zagrał źle, wyrazić swoje zdanie. Ale przed meczem skreślać zawodnika, tylko z tego powodu, że wcześniej grał źle? A już kompletnym debilizmem jest dla mnie stawianie świeczek przy nazwisku zawodnika. Pojawia się co jakiś czas informacja o zmarłych, ludzie w internetach stawiają świeczki, wypisują jakieś modlitwy, choć sami tego nie czują, tak robią inni, tak zrobię i ja. Plus na drodze do nieba. Bóg to doceni. Super - jesteś wielki. Ale co ta świeczka robi przy nazwisku Górski przed meczem z Zagłębiem? Czy Ty, kurwa, jesteś poważny w tym co piszesz? Można go nie lubić, można cisnąć mu za to, jakim jest napastnikiem, ile bramek zdobywa. Woli walki i zaangażowania mu nie odmówisz. Nie zdobywa goli jak Lewandowski? No bo nim nie jest. Wynik końcowy 0-1. Jedyny gol - Górski. Udało mu się? Dołożył tylko nogę? Był tam gdzie być powinien? Czyżby instynkt napastnika? Docenisz go po meczu? Nie.

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account