log in

Wpisy

Artykuły filtrowane wg daty: piątek, 12 sierpień 2016 - Koroniarze.pl - Kielecki magazyn sportowy, piłka nożna, wydarzenia świętokrzyskie

Ruch kibicowski w Polsce okiem Pana Gie (cz. 2)

Kończąc poprzednią część felietonu, wspominałem, że pomimo licznych zalet, w ruchu kibicowskim niestety występują także różne wypaczenia. I właśnie te wypaczenia spowodowały, że dziś w tej kulturze czynnie nie biorę udziału, choć tak dużo jej zawdzięczam. Co więc takiego silnego spowodowało, że dziś jestem na kibolskiej emeryturze(oczywiście Koronę mam w sercu zawsze)? Na pewno zmiana moich priorytetów, poglądów na życie, choć w okresie aktywności kibicowskiej dla Korony zrobiłbym niemal wszystko. Ale decydujący wpływ miała przede wszystkim ta cała hipokryzja, którą ruch kibicowski jest przesiąknięty do szpiku kości, tym bardziej w obecnym czasie, ale widać to dopiero gdy się w niego wejdzie, albowiem ta zgnilizna tkwi w nim od środka. Jest ona szyta grubymi nićmi. Szkoda, bo zorganizowani kibice ze wszystkimi swoimi sekcjami, to ogólnie piękna subkultura, mająca fajne założenia i zdrową kibicowską rywalizację. Niestety, już wtedy, kiedy postanowiłem zawiesić kibicowską działalność, kibice zaczęli odchodzić od swoich ideałów, które powinny być świętością, więc nie widziałem w tym już siebie. Zadawałem sobie pytanie: czy ja w tym wszystkim się nie zatracę?

Zobacz też:

Ruch kibicowski w Polsce okiem Pana Gie (cz.1)

Dzisiejsi kibice chełpią się sloganami, hasłami typu „kibice – ostatni bastion polskości”, ale okazuje się, że spora cześć z tych „obrońców” nie pojęcia co to polskość i patriotyzm. Duża cześć kiboli potrafi się jedynie pokazać z modą na patriotyzm, zameldować na Marszu Niepodległości, ale głównie po to, aby się pokazać jako ekipa. Prawda jest taka, że duża cześć członków subkultury kibicowskiej jedynie śpiewa i powtarza hasła, o których nie mają pojęcia, a które stały się modne w ich środowisku. Co gorsza, na tych hasłach budują swoją pozycję w grupie, jakimi to nie są wielkimi patriotami, bo tworzą vlepki patriotyczne, odzież patriotyczną, no i udział w obchodach świąt narodowych. Jakie to jest proste dla nich, ale prawdziwa postawa patriotyczna dla wielu z kiboli jest nieznana. Tak samo jest ze znajomością historii naszego kraju czy symboli narodowych, które zresztą noszą na swoich koszulkach, bluzach. Pierwszy przykład z brzegu dotyczący postawy patriotycznej, to ostatnie wydarzenia na kadrze we Francji, gdzie oczywiście pakt o nieagresji wszystkich nie obowiązywał…. Jeszcze inne, moim zdaniem patologie, to np. Ultrasi malują oprawę, porównując Jarosława Kaczyńskiego do Leszka Millera! Nie chodzi mi o sympatię czy antypatię do Jarosława czy do PiS, ale takie zestawienie to moim zdaniem gruba przesada.

W ruchu kibicowskim od środka, wewnętrznie zanikają prawdziwe zasady, prawdziwa miłość do swojego klubu czy wsparcie i szacunek dla braci. Prawdziwe idee ruchu kibicowskiego są pożerane przez pozerstwo, samozachwyt, megalomanię, hipokryzję, zakłamanie, pogoń za pieniądzem, zyskiem. Jest to bardzo przykre, biorąc pod uwagę hasła, z jakimi subkultura ruchu kibicowskiego się utożsamia, jakie ma na swoich sztandarach - czyli flagach. Ktoś powiedział mi kiedyś, że to nie milicja, nie żadne służby, nie PZPN niszczy ruch kibicowski, ale robią to sami jego członkowie. Dziś muszę się z tym niestety zgodzić.

Kolejną rażącą kwestią jest totalny brak zasad u niektórych i miłość do klubu mylona z zaborczością. Niektórzy z kiboli tyle naoglądali się filmów typu „Klatka” z 2003 roku, że wydaje im się, że są jedynymi godnymi wyznawcami dla swoich klubów. Inaczej mówiąc, obejrzeli film i z podniecenia nim zwariowali… Pozostali kibole to chór do śpiewania albo ciemny lud, który ma za zadanie jedynie wrzucić pieniądze do puszki, kupić gadżet i śpiewać. Jest to o tyle absurdalne, że każda ekipa hasła typu „Razem zjednoczeni”, „Wszyscy Razem z miłości dla klubu” używa non toper. Tylko używa, bo z ich zastosowaniem różnie bywa.

Zadaję kolejne pytanie: ile prawdziwości mają slogany typu „Braci się nie traci”, „Zawsze razem” itp? Kibice, obrońcy polskości, którzy w imię „zasad” zrywają niemalże rodzinne przyjaźnie, zgody z ekipami, które trwały od dziesiątek lat, sztamy, na których wiele pokoleń się wychowało. Zgody te zostały nagle zerwane, często jednocześnie zawiązując nowe, które się wzajemnie wykluczają, co gorsza tak naprawdę dla pieniędzy i interesów. A gdzie są ci kibole, którzy żyją dla idei? Istnieją, ale niestety pozostało im być tylko pionkiem i narzędziem tej całej potężnej machinie propagandy i hipokryzji. Na domiar złego nie wszyscy członkowie tej kultury są tego świadomi. Na zacytowanie zasługują tutaj słowa boksera Artura Szpilki, który umiał się postawić i w jednym z wywiadów dla WP powiedział w ten sposób o kibicach i panujących tam układach: „Ja nie jestem przedmiotem jak większość tych osób tam, większość osób którzy sobie dają wejść na głowę bo jedna osoba tak mówi - pozdrawiam ich serdecznie, niech dalej się bawią w piaskownicy, ja mam swoje zdanie i nigdy tego nie zmienię”.

Stawiam kolejne pytanie: mało jest takich „kiboli, którzy za pomocą swojego klubu chcą się tylko dowartościować, zabłysnąć, aby poczuć się „kimś” czy „kumatym” ? Doświadczyć tę wyższość nad innym kibicem? Z moich obserwacji wynika, że niestety wielu. Paranoją trzeba nazwać patrzenie z góry na tych, którzy na każdy mecz zabierają szalik i barwy, jako na tych mniej kumatych, bo przecież prawdziwi kumacze chodzą tylko w swoich własnych, stworzonych markach bądź firmach wywodzących się ze środowiska sztuk walki. Dokładając trochę ironii to byli i tacy, co mówili, że w jeansach to się nie biją. Podsumowując to dla wszystkich „sztywnych i kumatych”, o takiej mentalności, jaką przedstawiłem powyżej, dla dokładnie takich „kumków” odpowiem sarkazmem: drogi kumaczu, kibolski narcyzie, na przekumacenie nie ma leków. Walnij więc głową z całej siły o kant stołu, jak przeżyjesz to, że szramą na łbie będziesz jeszcze groźniejszy…

Owa sytuacja wewnętrzna w ruchu kibicowskim stale się pogarsza. Gdy ja w 2011 roku zawiesiłem szalik, to obecne okoliczności panujące w tej kulturze byłyby nie do pomyślenia, choć osobiście już wtedy widziałem to zjawisko, ale nie w takiej ogromnej skali... Przypominam sobie 2005 rok, wtedy zerwaniu uległa zgoda Jagiellonii Białystok z Wisłą z Krakowa. Już po oficjalnym odłączeniu się dwóch ekip, podczas jednego z meczów Jagi rozgrywającej swój mecz w Czermnie, na 161 osób w sektorze połowę stanowili fani Wisły! Oficjalnie zostali przedstawieni jako „sympatycy Jagi z Krakowa”. Trochę później, bo w 2008 roku padła zgoda Arki Gdynia z Polonią Warszawa. Co by nie powiedzieć, ale była to zgoda historyczna. Niestety już w pierwszym meczu między obiema ekipami padły wzajemne bluzgi. Zdziwienie było bardzo duże. Podobna sytuacja miała miejsce w Kielcach, w pierwszym meczu po zerwaniu przyjaźni miedzy Koroną Kielce a Cracovią. Bo ktoś tam niby zagwizdał, inny sprowokował i stało się. I pomimo kilku pojedynczych incydentów, na tym się skończyło, a aktualnie mecze między tymi ekipami określane są jako neutralne. Powiem nawet więcej - wiele kibiców w obu ekipach do dziś ma przyjazne stosunki, wiele grup kibicowskich – sentyment.

Dziś natomiast wygląda to nieco inaczej, o wiele gorzej, powiedziałbym wręcz, że patologicznie. Nawiązuje do ostatniej sytuacji „paktowej”, że tak nazwę, które miała miejsce we Francji podczas Euro. Zaczęło się od nagłego zerwania przyjaźni – triady zaprzyjaźnionych ze sobą ekip. Owa triada uchodziła ze jedną z najlepszych w kraju, także pod względem historyczno-tradycyjnym, trwała wiele lat. Wychowała ona wiele pokoleń kibicowskich w swoich miastach. Dzień po zerwaniu zgód triady, następuje atak pewnej „ekipy” wraz z nowymi sprzymierzeńcami na swoich „wczorajszych” przyjaciół, jedna osoba ląduje w szpitalu. W kolejnych dniach nastąpiło przemalowanie grafów zgodowych na wrogie, a w pierwszym meczu miedzy dwoma niedawno zaprzyjaźnionymi ekipami padają wzajemne bluzgi. Kosa na całego. Odpowiedzcie sobie sami na pytanie, gdzie są tutaj zasady, szacunek i prawdziwość. Ja powiem w ten sposób: stężenie absurdu, hipokryzji, zakłamania sięgnęło już niebotycznych wyżyn…

Przyjaźnie w życiu również się kończą i czasami przechodzą do stanu nienawiści, ale dzieje się wyniku jakiegoś konfliktu, a nie świadomego działania. Na pewno kibice, którzy mienią się (i o których sam tak uważałem!) tymi nielicznymi, samodzielnie myślącymi w dobie chorego, zalewającego nas systemu, kibole którzy mają zdrowe podejście do życia, wartości i zasad, nie powinni dopuścić do takiej sytuacji. Nie można zmieniać przyjaciół jak rękawiczki albo wybierać tych, z których ma się korzyści. Zaprzecza to idei przyjaźni, która ze swojej natury jest bezinteresowna. O szacunku do siebie samych nawet nie wspominając, bo ta kwestia także zawodzi ostatnio w kibicowskiej subkulturze. Jak kibice zaczną się w tym wszystkim zatracać, a mam nieodparte wrażenie, że tak się właśnie dzieje, to kto tą całą lucyferjańską machinę – konsumpcjonizmu, egoizmu, pogoni za pieniędzmi, czy chorej rywalizacji społecznej, kto to wszystko będzie w stanie zatrzymać, jak ten sam demon wdarł się i w tę subkulturę i sukcesywnie niszczy ją od środka? Aby jednak nie kończyć tego felietonu zbyt pesymistycznie, napiszę, że zostali także jeszcze prawdziwi, kibice, kibole, ultrasi, którzy cały czas działają w swoich ekipach i walczą z patologiami dręczącymi tę kulturę, walczą o jej ideały. Dopóki oni działają, dopóki żyją, jest nadzieja, że te ciężkie czasy dla ruchu kibicowskiego miną. Dalej istnieje szansa, że zwycięży zjednoczenie i prawdziwość, a nie prywatne interesy kilku ludzi trzymających władzę. W końcu to ludzie zjednoczeni w słusznej sprawie i solidarni są siłą nie do pokonania.

Puchar Polski nie dla Korony

Jeśli do Niepołomic pojechaliśmy po wygraną jak po swoje, to spotkał nas zimny prysznic. Tak jak kibiców liczących na to, że we wtorkowe popołudnie zobaczą „stadiony świata”.

W regulaminowym czasie gry działo się niewiele, nie dziwi więc bezbramkowy remis. Pod koniec Korona bardzo chciała zakończyć spotkanie bez dogrywki, ale zaowocowało to jedynie trzema żółtymi kartonikami dla żółto-czerwonych na przestrzeni sześciu minut.

Jak można było zakładać, Korona przed piątkowym meczem z Lechią wyszła na murawę w składzie mocno rezerwowym, a opaskę kapitana założył Rafał Grzelak. Patrząc na postawę w całym meczu i abstrahując od feralnych rzutów karnych, wybór był trafiony.

Przez ponad 90 minut oglądaliśmy to, co znamy już ze stadionów Ekstraklasy – walczącego i przecinającego akcje Grzelaka, efektownego pod względem technicznym, ale i zagubionego Cebulę, czy zazwyczaj pewnego w defensywie, ale też grającego agresywnie Wierchowcowa, który w dogrywce otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. To też znamy.

Formę Macieja Gostomskiego przez większą część spotkania tak naprawdę trudno było ocenić, bo nieskuteczność nie była tylko naszą domeną. Puszcza często miała problem z wykończeniem akcji celnym strzałem, nie wykorzystała też kilku ewidentnych prezentów z naszej strony. Niemniej zmiennik w bramce żółto-czerwonych popisał się kilkoma udanymi interwencjami, a dodając do tego dwa wyjęte strzały w loterii rzutów karnych, można się spodziewać, że miejsce Peškovicia w pierwszym składzie wcale nie jest takie pewne. Warto też zauważyć, że Gostomski, wprowadzając piłkę do gry, dba o to, by ta nie przekraczała linii bocznej boiska.

Mecz zrobił się emocjonujący dopiero w dogrywce, kiedy to najpierw bramkarza gospodarzy pokonał Vanja, w chwilę później czerwień obejrzał Wierchowcow, a następnie wyrównał Kamil Łączek. Wszystko na przestrzeni pięciu minut.

W konkursie rzutów karnych lepsza okazała się Puszcza, wygrywając 3:2, pomimo dwóch obronionych przez Gostomskiego strzałów. Dla Korony pewnie i spokojnie strzelali Vanja i Palanca. Tegoroczna przygoda Koroniarzy w Pucharze Polski zakończyła się więc na meczu 1/16.

Pomimo protestu na trybunach zjawiła się delegacja z Kielc. Mecz z drużyną z Ekstraklasy, nawet grającą w zachowawczym składzie, wzbudził w Niepołomicach spore zainteresowanie. Pomimo tego, że w II-ligowym klubie brak zorganizowanego dopingu, to nie obyło się bez incydentów werbalnych, kiedy jeden z kibiców gospodarzy zaczął pytać: „Gdzie jest Małpa”? Mało prawdopodobne, by chodziło mu o byłego kapitana żółto-czerwonych. Został jednak szybko uciszony przez swoich kompanów. Korona spełniła też swego rodzaju życzenie niepołomiczan pytających przed meczem, który to „ten Hiszpan z Realu” i czy dziś zagra. Zagrał, zmieniając w 67' Michała Przybyłę. Słuchając z kolei naszego dopingu, ciężko spodziewać się pojednania na linii kibice-zarząd w najbliższym czasie.

Tak czy inaczej Puszczy wypada pogratulować, że nie ulękła się wyżej notowanego rywala, ale też nie ma powodu, aby tę porażkę przesadnie rozpamiętywać. Zagraliśmy nie najmocniejszym składem, a szanse na to, że PP okaże się dla nas przepustką do Europy były – nie oszukujmy się – bardzo znikome. Trzeba skupić się na tym, co naprawdę ważne – na lidze, na dzisiejszym meczu z Lechią.

Przedmeczowo: Lechia Gdańsk - Korona Kielce

Trzy pierwsze kolejki w wykonaniu Korony Kielce nie rozpieściły fanów drużyny. Wysoka porażka i szczęśliwie wywalczone remisy, to i tak był niski wymiar kary, jak na dyspozycję piłkarzy trenera Wilmana w pierwszych spotkaniach. Na szczęście piłkarze Korony zwarli szyki i w meczu z Lechem Poznań pokazali klasę. Można by pomyśleć, że w sobotnim spotkaniu na murawę stadionu przy Ściegiennego wybiegła zupełnie inna drużyna niż w pozostałych kolejkach. Gospodarze zagrali prawdziwy koncert i rozbili w pył ekipę przyjezdnych, zwyciężając aż 4:1 po dwóch golach Sekulskiego, pięknym, debiutanckim trafieniu Miguela Palanki i jednym golu Grzelaka. Kibice na Kolporter Arenie obejrzeli zatem fantastyczne widowisko, zwłaszcza, że przecież przegrywali po trafieniu Marcina Robaka już od 16 minuty. Już dziś, na fali dobrego wiatru, który zadął w żagle kieleckiego okrętu, Korona udaje się do Gdańska, gdzie o godzinie 18:00 zagrają z miejscową Lechią.

Lechia Gdańsk prezentuje w bieżących rozgrywkach przemyślany i zrównoważony futbol, dzięki któremu na ten moment zajmuje wysokie, piąte miejsce w ligowej stawce z dorobkiem siedmiu punktów, z dodatnim bilansem bramkowym 6 do 4. Piłkarze trenera Piotra Nowaka w poprzedniej kolejce zdobyli cenny punkt na trudnym terenie we Wrocławiu, bezbramkowo remisując z drużyną gospodarzy, wcześniej pokonali na własnym boisku Wisłę Kraków 3:1, wygrali w Łęcznej 1:2, a w pierwszej kolejce przegrali na wyjeździe z Wisłą Płock. Ich forma jest obecnie ustabilizowana, a gra wygląda zupełnie nieźle, więc Koronie będzie bardzo ciężko zdobyć punkty na ich boisku. W tym momencie gospodarze mają na koncie dwa oczka więcej niż ekipa z Kielc, dlatego najbliższy mecz będzie dla nich bardzo ważny, bo w razie porażki Korona wyprzedzi ich w tabeli, a drużyny z wyższych miejsc uciekną im na większą odległość niż obecne trzy punkty.

Korona Kielce złapała wreszcie wiatr w żagle. Forma ekipy ze stolicy województwa Świętokrzyskiego rośnie. W meczu z Lechem Poznań wreszcie zobaczyliśmy, o co chodzi trenerowi Wilmanowi. Odrobienie strat i ostateczne zwycięstwo w tak efektownym stylu i nad tak utytułowaną drużyną jak Lech słusznie zostało uznane za wielki sukces, którego nie umniejsza fakt, że goście grali w dziesiątkę już od szóstej minuty meczu.

Cieszy forma zawodników z linii ofensywnej, zwłaszcza przewidywanego przed poprzednim meczem jako kluczowego dla losów spotkania Sekulskiego. Ogromne nadzieje kibiców rozbudził też kapitalny technicznie Miguel Palanca, były gracz Realu Madryt. Jego trafienie było niewątpliwie ozdobą tego kapitalnego w wykonaniu gospodarzy meczu. Teraz pora na kolejną wygraną na wyjeździe. Jeśli trener Wilman przygotuje swoich podopiecznych równie dobrze, jak na starcie z Lechem, kieleckich kibiców czeka w piątek kolejna dawka pozytywnych piłkarskich emocji. W razie wygranej w piątek Korona ma szansę awansować o kilka miejsc. Obecnie zajmuje dziewiątą lokatę z pięcioma punktami na koncie i ujemnym bilansem bramek 6 do 7. Wygrana w Gdańsku pozwoli Żółto-Czerwonym włączyć się do walki o czołowe lokaty Ekstraklasy.

Chociaż statystyki na papierze i własne boisko przemawiają za drużyną Lechii Gdańsk, to jednak wcale nie jest powiedziane, że to gospodarze skazani są na zwycięstwo. Piłkarze Korony uwierzyli w swoje możliwości i zamierzają dalej piąć się w górę tabeli, gromadząc punkty. Ogromne nadzieje na ukąszenie Lechii Kielczanie pokładają w grze z kontrataku. Szybcy skrzydłowi i skuteczny Sekulski stanowią broń, której gospodarze mogą się nie oprzeć, zwłaszcza grając piłką, tak jak w poprzednich spotkaniach. Ponadto o sile Korony stanowi gra jeden na jeden. Z kolei Lechia ma przewagę w egzekwowaniu stałych fragmentów oraz grze piłką. Poza tym może liczyć na doping wiernych fanów. Na szczęście Korona nie raz udowodniła, że potrafi grać na wyjazdach, dlatego wynik meczu ciągle jest sprawą otwartą.

Zawodnikiem w drużynie Lechii, który może być najważniejszym w piątkowym starciu mimo trzydziestu czterech lat na karku będzie były reprezentant Polski – Sebastian Mila. Weteran polskiego futbolu nadal dysponuje świetnym strzałem z dystansu, dobrze egzekwuje rzuty rożne i wolne. Ale przede wszystkim potrafi jak mało kto w Ekstraklasie rozgrywać piłkę. Stawia swój stempel na większości akcji swojej drużyny. Powstrzymać takiego zawodnika jak on, nie będzie łatwo. Niemniej Sebastian najlepsze lata ma już za sobą. Nie jest już tak szybki i tak sprawny fizycznie jak dawniej. Do daje nadzieję pomocnikom Korony, że zdołają wyłączyć go z gry bez przekraczania przepisów.

Korona ma obecnie w swoich szeregach kilku graczy, których dyspozycja i umiejętności mogą przesądzić o losie spotkania w Gdańsku. Oprócz Sekulskiego w dobrej formie jest również nowy – stary gracz Żółto-Czerwonych, a mianowicie wracający do drużyny po raz czwarty Jacek Kiełb. Popularny Ryba w starciu z Lechem zagrał tak, jakby nigdy nie opuszczał Korony. Biegał, dryblował, szarpał, szukał gry, a partnerzy wiedzieli, że mogą na niego liczyć. Nadal jest szybkim i kreatywnym piłkarzem, o niebanalnych umiejętnościach. Dzięki niemu kontry Korony nabrały rozpędu i polotu, a należy jeszcze pamiętać o jego kapitalnym strzale z dystansu.

W najbliższy piątek czeka nas świetne widowisko. W Gdańsku rozegra się pojedynek, w którym nikt nie odstawi nogi, i w którym nikogo nie zdoła zadowolić remis. Obu ekipom marzy się rywalizacja o europejskie puchary, a to oznacza wspaniałą rywalizację, okraszoną walką o każde źdźbło trawy.

Subskrybuj to źródło RSS

Zawodnicy

Log in or create an account