Puchar Polski nie dla Korony
- Napisała Aneta Grabowska
- Dział: Aktualności
- Czytany 1539 razy
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj
- Skomentuj jako pierwszy!
Jeśli do Niepołomic pojechaliśmy po wygraną jak po swoje, to spotkał nas zimny prysznic. Tak jak kibiców liczących na to, że we wtorkowe popołudnie zobaczą „stadiony świata”.
W regulaminowym czasie gry działo się niewiele, nie dziwi więc bezbramkowy remis. Pod koniec Korona bardzo chciała zakończyć spotkanie bez dogrywki, ale zaowocowało to jedynie trzema żółtymi kartonikami dla żółto-czerwonych na przestrzeni sześciu minut.
Jak można było zakładać, Korona przed piątkowym meczem z Lechią wyszła na murawę w składzie mocno rezerwowym, a opaskę kapitana założył Rafał Grzelak. Patrząc na postawę w całym meczu i abstrahując od feralnych rzutów karnych, wybór był trafiony.
Przez ponad 90 minut oglądaliśmy to, co znamy już ze stadionów Ekstraklasy – walczącego i przecinającego akcje Grzelaka, efektownego pod względem technicznym, ale i zagubionego Cebulę, czy zazwyczaj pewnego w defensywie, ale też grającego agresywnie Wierchowcowa, który w dogrywce otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. To też znamy.
Formę Macieja Gostomskiego przez większą część spotkania tak naprawdę trudno było ocenić, bo nieskuteczność nie była tylko naszą domeną. Puszcza często miała problem z wykończeniem akcji celnym strzałem, nie wykorzystała też kilku ewidentnych prezentów z naszej strony. Niemniej zmiennik w bramce żółto-czerwonych popisał się kilkoma udanymi interwencjami, a dodając do tego dwa wyjęte strzały w loterii rzutów karnych, można się spodziewać, że miejsce Peškovicia w pierwszym składzie wcale nie jest takie pewne. Warto też zauważyć, że Gostomski, wprowadzając piłkę do gry, dba o to, by ta nie przekraczała linii bocznej boiska.
Mecz zrobił się emocjonujący dopiero w dogrywce, kiedy to najpierw bramkarza gospodarzy pokonał Vanja, w chwilę później czerwień obejrzał Wierchowcow, a następnie wyrównał Kamil Łączek. Wszystko na przestrzeni pięciu minut.
W konkursie rzutów karnych lepsza okazała się Puszcza, wygrywając 3:2, pomimo dwóch obronionych przez Gostomskiego strzałów. Dla Korony pewnie i spokojnie strzelali Vanja i Palanca. Tegoroczna przygoda Koroniarzy w Pucharze Polski zakończyła się więc na meczu 1/16.
Pomimo protestu na trybunach zjawiła się delegacja z Kielc. Mecz z drużyną z Ekstraklasy, nawet grającą w zachowawczym składzie, wzbudził w Niepołomicach spore zainteresowanie. Pomimo tego, że w II-ligowym klubie brak zorganizowanego dopingu, to nie obyło się bez incydentów werbalnych, kiedy jeden z kibiców gospodarzy zaczął pytać: „Gdzie jest Małpa”? Mało prawdopodobne, by chodziło mu o byłego kapitana żółto-czerwonych. Został jednak szybko uciszony przez swoich kompanów. Korona spełniła też swego rodzaju życzenie niepołomiczan pytających przed meczem, który to „ten Hiszpan z Realu” i czy dziś zagra. Zagrał, zmieniając w 67' Michała Przybyłę. Słuchając z kolei naszego dopingu, ciężko spodziewać się pojednania na linii kibice-zarząd w najbliższym czasie.
Tak czy inaczej Puszczy wypada pogratulować, że nie ulękła się wyżej notowanego rywala, ale też nie ma powodu, aby tę porażkę przesadnie rozpamiętywać. Zagraliśmy nie najmocniejszym składem, a szanse na to, że PP okaże się dla nas przepustką do Europy były – nie oszukujmy się – bardzo znikome. Trzeba skupić się na tym, co naprawdę ważne – na lidze, na dzisiejszym meczu z Lechią.
Aneta Grabowska
Niepoprawna optymistka, wierzy, gdy inni już przestali. Humanistka - to wiele o niej mówi. Nierzeczowa, nieobiektywna, zakochana w Koronie miłością romantyczną. Łukasz Sierpina znajduje się na podium jej ulubionych piłkarzy – między Gerrardem i Owenem.