log in

Felietony

As long as you fight, you're a winner!

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Trudno o bardziej trafne słowa podsumowujące sobotni mecz z Lechem. Bo czasem remis jest równoznaczny z wygraną i tak właśnie było w naszym przypadku. Gdy jedziesz grać z mistrzem Polski na jego terenie, nie jesteś faworytem, raczej dajesz pożywkę do spekulacji, ile razy piłka zatrzepocze w siatce Dariusza Treli.

Po meczu mogliśmy usłyszeć z ust komentatorów, że Lech zawiódł. I po części pewnie jest to prawda. Ale warto przy tym zaznaczyć, że ten zawód Kolejorza to zasługa Korony, która na murawę nie wyszła w roli chłopców do bicia. Graliśmy jak równy z równym, nie ukorzyliśmy się przed mistrzem. Bo w tym sezonie jak na razie to my jesteśmy na podium i to nas należy się obawiać.

W minioną sobotę byliśmy świadkami naprawdę dobrego występu naszej formacji obronnej na czele z Malarczykiem i Dejmkiem. Tu zaznaczmy, że mieliśmy sporo szczęścia, bo za faul na Jevticiu Malar mógł spokojnie obejrzeć czerwoną kartkę. Może było to małe przymknięcie oka za te spalone Ruchu…

Najsłabiej wyglądało to wszystko w ataku, ale gdyby piłka, która odbiła się od głowy Przybyły, wpadła do siatki, bylibyśmy świadkami gola rodem z meczu z Jagiellonią. A zabrakło niewiele.

Szanse były po obu stronach, nasze trochę nawet wzrosły, gdy Lech musiał grać w dziesiątkę. I choć bramki nie udało się zdobyć, a tym samym wywieźć z Poznania historycznego zwycięstwa, to ten jeden punkt naprawdę cieszy. Czasem tego jednego punkcika braknie właśnie, by dostać się do górnej ósemki.

Teraz zapunktować z Cracovią, dobić punktami do 10 i ze spokojem można jechać na Legię.

Alek Szczykutowicz

Redaktor naczelny, czyli ten, który wszystko ogarnia, także pod względem technicznym. Kopie piłkę nie gorzej niż niejeden chłopak z Ekstraklasy. Tylko czasu brak.

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Zawodnicy

Log in or create an account